Często,
gdy w życiu wydarzy się coś strasznego, dzieli się je na „przed”
i „po”. Moje „przed” było takim samym gównem jak „po”.
A teraz? Teraz wszystko przestało istnieć, bo to nie moje życie
miało się rozpaść.
A
jej...
-Ładnie
ci w związanych włosach- stwierdził ojciec wpatrując się we mnie
ciemnymi oczami, w których dostrzegałam niedowierzanie. Byłam
świadoma tego, że nadal nie potrafi uwierzyć w to wszystko. Nie
potrafi uwierzyć, że jego córka zachowuje się tak normalnie. Zbyt
normalnie.
Spuściłam
wzrok na dłonie, które spoczywały na moich kolanach. Miałam na
sobie poprzecierane dżinsy, top i zwykły sweterek, a włosy
związałam w kok, co samo w sobie było dość trudnym zadaniem, bo
ostatnio włosy rosły mi stanowczo za szybko.
Dziwnie
się czułam, siedząc tak jak gdyby nigdy nic z ojcem w zwykłym
bistro niedaleko szkoły, ale ostatnio tylko tutaj jadłam posiłki,
właśnie w jego towarzystwie.
Ubrany
w ciepły sweter, spod którego wystawała biała koszula widocznie
wyróżniał się spośród ludzi, którzy mieli zwyczaj tutaj
spożywać obiady. Dostrzegałam, że niezbyt komfortowo się tu
czuł, może przez to, że wcześniej wybierał drogie restauracje, a
może dlatego, że niedawno znów zaznał smaku wolności.
Skinęłam
głową w odpowiedzi na komplement. Dziwnie brzmiał w ustach ojca,
lecz nie zamierzałam tego komentować.
Jeszcze
tylko dziewięć dni. Tylko tyle dzieliło mnie od wolności.
Dwanaście.
Właśnie tyle minęło, odkąd ostatni raz widziałam Czarnego.
Odkąd ktokolwiek go widział.
Młody
kelner przyniósł nasze zamówienie i obecność taty nie zrobiła
na nim żadnego wrażenia, a wręcz przeciwnie, nie potrafił oderwać
wzroku od moich cycków. Spojrzałam na niego i podniosłam prawą
brew do góry, dając do zrozumienia, że ma spadać.
-Jesteś
inna- ciągnął swój monolog, a ja tylko potakiwałam głową.
Sięgnęłam po widelec i zaczęłam dłubać nim w jedzeniu.
Mężczyzna
westchnął, doskonale zdawał sobie sprawę, że nie mam
jakiejkolwiek ochoty na rozmowę co, w porównaniu do poprzednich
dni, stanowiło coś odmiennego. Nie należałam do osób rozmownych,
zresztą tak samo jak on, ale przez ostatnie dni cały czas
rozmawialiśmy i tylko wyczekiwałam na koniec zajęć by móc z kimś
porozmawiać. Tak po prostu,nie wtrącając do tego przeszłości,
matki, problemów i tego wszystkiego...
-Myślisz,
że dobrze robię?- spytałam bawiąc się serwetką. Nie potrafiłam
usiedzieć na miejscu, najchętniej bym pobiegała lub powaliła w
worek. Najbardziej pragnęłam... A zresztą, to już nie miało
znaczenia.
-Zależy
o czym myślisz...- zamilkł i odłożył na bok sztućce.- Mi...
Jeżeli chcesz...
Pokręciłam
gwałtownie głową, ale nie zdobyłam się na spojrzenie mu w oczy.
-Nie
chcę tu zostawać.- Kłamliwa suka. Chociaż nie do końca.- Po
prostu się boję.
Odrobina
szczerości i stąpanie po niepewnym gruncie. Wcześniej nie
rozmawialiśmy na poważne tematy, dzisiaj miało się to zmienić.
Już się zmieniło.
Schował
twarz w dłoniach, mimo że był moim ojcem, mężczyzną sukcesu,
także się bał.
Wyjeżdżając,
nie miałam się już bać Go, nie będę musiała zastanawiać się
czy mnie znajdzie.
Ale
wyjeżdżając mogę wrócić na ścieżkę, prowadzącą do mojego
końca. Na ścieżkę prochów.
Było
już późno, gdy podeszłam pod dobrze mi znane drzwi. Matt
uprzedził mnie, że to miejsce będzie puste, że nikogo tam nie
zastanę. Odpowiedziałam, że właśnie po to tam zamierzałam
pójść. By spędzić ostatnie chwile w tamtym miejscu w samotności.
Może ostatnio zbyt bardzo zmiękłam, stałam się wrażliwsza, a
przy tym sentymentalna. Trudno, widocznie tak miało być.
Drzwi
zaskrzypiały pod naporem moich dłoni i pozwoliły na wejście do
środka. Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam krok naprzód. W
ciemności nie mogłam nic dostrzec, jednak nie zamierzałam włączać
oświetlenia. Poczekałam, aż moje oczy przyzwyczają się do
panującego mroku i wtedy rozpoczęłam moją wędrówkę. Wycieczkę
rozpoczęłam od szatni, od lustra. Patrzyła na mnie jakby czegoś
szukała, jakby na coś czekała. Nie rozumiałam jej, nie rozumiałam
już siebie.
Wspomnienia
przelatywały mi między oczami, a w piersiach czułam ucisk. W końcu
wdrapałam się na ring, usiadłam, objęłam kolana ramionami i
przymknęłam powieki.
-Możesz
uciec- usłyszałam głos za sobą.- Ale wtedy już zawsze będziesz
uciekać.
Obróciłam
się szybko i odnalazłam osobę, która mówiła. Nathan opierał
się luźno o ścianę i przyglądał mi się.
-Co
ty wiesz?- spytałam lodowatym tonem.- Nic o mnie nie wiesz.
Wzruszył
ramionami i przysunął butelkę do ust.
-Stwierdzam
tylko fakty- odparł obojętnie.- To nie miejsce dla takich słabeuszy
jak ty. Barbie tutaj nie mają wstępu i nie rozumiem, czemu Matt
zrobił dla ciebie wyjątek.
-Ale
dla gwałcicieli i owszem?- założyłam dłonie na klatce
piersiowej.- Powiedz, ty wymyśliłeś wszystkie plotki na swój
temat? Co nie miałeś jak rozgłosu o sobie zrobić? Patrzcie jestem
Nathan morderca i gwałciciel.
-Zamknij
się- warknął przez zaciśnięte zęby.
-Bo
co? Myślisz, że się ciebie boję?- prychnęłam.(...)
-Jesteś
zwykłą dziwką, Naomi. Nic nie wartą dziwką.(...)
-Cholera
jasna- wydarłam się siadając.- Życia mnie pozbawiasz, Kate. Nie
masz serca.
-I
kto to mówi- prychnęła. Patrzyła na mnie podpierając dłoń i
biodro.- Jeśli zaraz nie wstaniesz, to będziesz musiała iść do
szkoły bez tego twojego durnego makijażu! Chyba nie chcesz, by
Nathan widział te twoje śliczne piegi?(...)
-Nikt
nie będzie widział moich piegów- Wstałam, ale potknęłam się o
leżącą na podłodze pościel i poleciałam jak długa.- A poza
tym...- zaczęłam zbierając się z podłogi.- Co do cholery ma z
tym wspólnego Nathan?!
-Żartujesz
sobie ze mnie- prychnęłam.- Przecież ja nie umiem walczyć!
-To
się nauczysz- doszedł do mnie znajomy, zachrypnięty głos. (...)
-I
że niby ty masz mnie czegoś nauczyć?- prychnęłam zakładając
dłonie na klatce piersiowej.(...)
-Już
postanowione.- Rzucił w moim kierunku rękawice.- Ja nauczyłem go,
on nauczy ciebie.
-Ta
nauczy- mruknęłam sarkastycznie.- On mnie zabije.
-Grey
zacznij oddychać- nakazał.- Chyba nie chcesz by Matt wykonywał
pierwszą pomoc.
Wypuściłam
powietrze i spróbowałam normalnie oddychać. Mimo wszystko wolałam
nie mdleć.
-Ugnij
nogi w kolanach i stań bardziej bokiem.
Chłopak
okrążył mnie kilka razy. Byłam pewna, że jeden raz by
wystarczał, a kilka kolejnych zrobił specjalnie. No bo przecież
taki dzień może już nie nastąpić, nie?
Stanął
naprzeciwko mnie i przyglądał mi się.
-Stoisz-
powiedział rozbawionym głosem. Popatrzyłam na niego uważnie. To
nie był ten sam chłopak co w szkole. Tutaj był inny. Tylko
pytanie, kiedy był prawdziwy?- A teraz zobaczymy, czy umiesz zrobić
chociaż krok.
-Tchórz-
warknął cicho ale nie na tyle bym tego nie usłyszała.(...)
-Może
źle zrozumiałam...- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć,
bo chłopak ostro wszedł mi w słowo całkowicie zmieniając swój
dotychczasowy nastrój.
-Ty
wszystko źle rozumiesz- wyrzucił. (...)
-O
co ci do cholery chodzi, co?- spytałam chłodno.- Może o to, że
mam dość i jestem z tego powodu tchórzem?(...)
-Idź
do szatni- podkreślił każde słowo nie patrząc na mnie.(...)
-Ogłuchłaś?!
Wypierdalaj!- ryknął(...)
Znieruchomiałam.
Przestałam oddychać. Przestałam reagować na wszystko co mnie
otaczało. Krew huczała mi w uszach, a jedyne słowo, które
przebijało się przez to wszystko było „uciekaj”.
On
wrócił. On mnie zauważył. A ja znów miałam piętnaście lat.
-Nathan-
szepnęłam.- Zabierz mnie stąd. Proszę.
-Wstawaj,
sukinsynie- warknął do mężczyzny i kopnął go w brzuch, aż ten
zwinął się z bólu. Przyłożyłam dłoń do ust, by powstrzymać
jęk.
McCartney
chwiejąc się, powoli podniósł się na nogi, a wtedy Czarny
popchnął go na pobliską ścianę i przytrzymał go tam.
-Jeszcze
raz ją dotkniesz.- Głos bruneta nawet mnie przeraził.- A sprawię,
że będziesz jeździł na wózku i już nigdy nikogo nie będziesz
pieprzył, zrozumiałeś?
Nie
ośmieliłam się wątpić w jego słowa, bo widząc jego obecny
stan, był zdolny do wszystkiego. Przyglądałam się temu z niemałym
lękiem, ale nie o faceta, a o Nathana. Blondyn był nauczycielem,
mógł nie tylko spowodować, że chłopak zostanie wyrzucony ze
szkoły, ale także pójdzie siedzieć. I to przeze mnie.
Czarny
wymierzył kolejny cios w jego brzuch, ponieważ nie otrzymał
odpowiedzi.
-Zrozumiałeś?-
powtórzył. O ile to możliwe, dziewiętnastolatek wydawał się
jeszcze bardziej wkurwiony, choć sama nie mogłam uwierzyć, że
poziom jego agresji może dojść aż do takiego stopnia.
-Za
dużo myślisz- szepnął mi wprost do ucha, a jego oddech łaskotał
moją skórę. (...)
-Nie
myślę- odszepnęłam lekko ochrypłym głosem.
-Właśnie,
że tak- upierał się przy swoim, nie odsuwając się nawet na krok.
- Przetwarzałaś moje słowa, a dałem ci jasne polecenie. Gdy się
boisz, przestajesz być obserwatorem, a to twój błąd.(...)
-Przez
trzy miesiące widziałem, jak się zmieniałaś. Jak upadałaś i
walczyłaś. Widziałem jak reagujesz na dotyk, na tego skurwysyna.
Wiedziałem, że nie bez powodu bierzesz!
Nie
mogłam uwierzyć, w to co słyszałam. Czy aż tak wiele dostrzegał?
Jakim cudem mógł tak wiele o mnie wiedzieć, skoro ja nie
wiedziałam nawet gdzie mieszka.
-To
już nie ma znaczenia.- Wbiłam wzrok w ziemię.- Wyjeżdżam, a on
już nigdy mnie nie znajdzie.
-Uciekasz-
poprawił mnie.
Prychnęłam
ze smutkiem.
-Czego
ode mnie oczekujesz? Że pójdę na policję? A kto mi uwierzy?! W
kartotece mam już wiele zapisane. Policja nie wierzy takim ludziom
jak ja. Kompletnym zerom. Bo właśnie tak o mnie myślisz.
To
co zobaczyłam w jego oczach, utwierdziło mnie, że jednak tak nie
jest.
-Tak
powinieneś myśleć, Sharp.
-Mi?
Siedziałam
w salonie i tempo wpatrywałam się w okno. Zerknęłam na nią,
zastanawiając się co tym razem potrzebuje. Od samego rana Kate
latała po domu jak opętana, a to wszystko przez jakąś dziewczynę
poznaną na portalu. Sto razy się przebierała i za każdym razem
pytała czy wygląda dobrze. To był pierwszy raz, gdy tak bardzo
zwracała uwagę na wygląd. Pierwszy raz gdy w ogóle zwracała
uwagę na wygląd.
Tyle,
że teraz w jej tonie było coś niepokojącego. Włoski na ramionach
mi stanęły, a wzdłuż kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny
dreszcz. Podniosłam wzrok i napotkałam jej zielone oczy wpatrujące
się we mnie z niepokojem. Trzymała w dłoni komórkę, a urządzenie
mogło w każdej chwili wypaść, bo tak bardzo drżała.
-O
co chodzi?- Zmarszczyłam brwi i miałam ochotę wybuchnąć
śmiechem, lecz z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
-O
Nathana.
Nerwowo
poruszyłam się na kanapie i potarłam ramiona, bo nagle zrobiło mi
się przeraźliwie zimno.
-Co
z nim?- spytałam najbardziej beztroskim głosem na jaki było mnie w
tamtym momencie stać.
-Powrócił
do walk ulicznych.- Jej usta wykrzywiły się w grymasie przerażenia.
Jednak gorsze miało dopiero nadejść.- Ale nie zamierza żadnej
wygrać... Chce przegrać...
Tak.
Zachowałam się lekkomyślnie. Tak. Powinnam dostać wpierdol na
otrzeźwienie.
Nie.
Nie zostałam w domu, tak naprawdę nawet nie wiem, kiedy z niego
wybiegłam. Może w chwili, gdy Kate powiedziała to jedno słowo,
ale nie. Musiałam wybiec później, bo inaczej skąd miałabym
wiedzieć, gdzie mam biec? Mój mózg nie zapamiętał tych kilku
dodatkowych sekund, nogi same zaczęły biec bez względu na to czy
chciałam czy nie.
Nie
chciałam.
Chciałam.
W
głowie miałam tysiące myśli, tysiące słów jakie mogłabym mu
wykrzyczeć prosto w twarz, mówiąc, że jest największym idiotą
tego świata, że ma nadęte ego...
Biegnąc
próbowałam obmyślić plan, a przy tym nie wpaść na żadną
babcię wracającą z niedzielnego nabożeństwa, choć to zadanie
nie należało do najłatwiejszych, no bo przecież muszą zajmować
cały chodnik i pieprzyć trzy po trzy.
Ostre
powietrze boleśnie ocierało się o moje gardło, traciłam siły,
rozum podpowiadał mi, że mam zatrzymać się. Zdarzyłby się cud,
jeżelibym go posłuchała, więc biegłam dalej. To nie mogło być
aż tak trudne lewa, prawa, lewa... Kolejny krok, kolejny metr i
kolejny kilometr.
Po
pięciu kilometrach miałam dość, znajdowałam się w nieznanej
sobie okolicy. W okół mnie znajdowały się tylko opustoszałe
kamienice bez okien, ktoś zaczął za mną wołać. Nie rozumiałam
pojedynczych słów, pijacki bełkot, wszystko jasne. Nie obróciłam
się, udałam, że nic nie słyszałam i dalej biegłam.
W
końcu ich dostrzegłam. Faceci trzymający w dłoniach siatki z
alkoholem kierowali się do jednego z budynków, dokładniej, do
wejścia do piwnicy. Nawet tutaj mogłam usłyszeć ich krzyki,
buczenia i inne tego typu dźwięki. Na miękkich nogach, już
wolniej, skierowałam się w tamtą stronę. Musiałam wyglądać
dość dziwnie. Spocona, zdyszana w zwykłych szortach i za dużej
bluzce rzucałam się w oczy, ale dzięki drobnej postury mogłam
ukryć się za jakimkolwiek facetem i pozostać niewidoczna.
Osiłek
tuż przy wejście zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem, a jego brew
nieznacznie uniosła się w wyrazie kpiny.
-Co
robi tutaj taka laleczka jak ty?- Nie pozwolił mi przejść dalej, a
mój gniew powoli wzrastał. Że też wcześniej o tym nie
pomyślałam? No tak?! Bo co ja mogłabym robić w takim miejscu?
Pomyślmy. Ratować dupę pewnemu idiocie?! Nie, na pewno nie. Naomi
Grey ma wszystkich w głębokim poważaniu...
Tak
sądzę...
Wywróciłam
oczami i popchnęłam go. Zaczęłam schodzić po krętych schodach,
a głośna muzyka i wrzaski najprawdopodobniej pozbawią mnie
słuchu. Przeciskałam się przez spocone ciała, nie patrząc czy
kogoś nadepnę, uderzę łokciem tam gdzie nie powinnam. Wręcz
przeciwnie, postępowałam tak na każdym kroku torując sobie drogę
do ringu. Pomruki niezadowolenia rozniosły się po pomieszczeniu
sekundę po tym, jak usłyszałam huk uderzającego ciała o podłogę.
Wstrzymałam oddech, miałam teraz doskonały widok na wszystko,
szczerze wolałabym go nie mieć i nie zrobić tego, co zrobiłam
chwilę później.
Nathan
leżał na ziemi przygnieciony jakimś gorylem, który okładał go
pięściami gdzie popadnie. Cios za ciosem, napastnik już wygrał, a
mimo wszystko nie zaprzestał, tak jakby walczyli na śmierć..
Nie
miałam pojęcia, że wykonuję jakikolwiek ruchu, dopóki nie
znalazłam się tam. Właśnie tam, gdzie nie powinno mnie być, a z
moje gardła wydobyło się jedno słowo.
W
tej samej chwili wszyscy zamilkli, ktoś próbował odsunąć mnie z
miejsca bitwy.
-Zostaw
go, do cholery?!- krzyknęłam nim ten pieprzony łysol uderzył go w
twarz. Mężczyzna z nadal zaciśniętą pięścią obrócił się w
moją stronę. Krew płynęła ciurkiem od jego skroni przez całą
twarz, a oczy wyrażały chęć mordu. Podniósł się i zaczął
kroczyć w moim kierunku. Czy się bałam? Ależ skądże. Czy byłam
przerażona? Jak cholera.
Jedyne
o czym pomyślałam, to:
Ja
pierdole.