Najgorsze
jest, gdy inni wcinają się do twojego życia. Robią to dlatego, że
nie podoba im się ich życie i nie mają co z sobą zrobić, więc
szukają błędów w drugiej osobie. Najlepsze w takim momencie jest
odcięcie i milczenie. W końcu im się znudzi, a jeśli nie...
Zawsze możesz pokazać na co tak naprawdę cię stać.
Wszystko
uległo zmianie, nic nie było takie jak wcześniej. Choć może to
złe określenie. Wszystko wróciło do normy, to jest dużo lepsza
wersja. Jednak nadal to nie było prawdą. Bo już nie brałam,
czułam głód, ale próbowałam go ignorować. Przesiadywałam przed
biurkiem każdego wieczora i szkicowałam, zamiast upijać się na
imprezach.
Więc
dlaczego wróciło do normy? Tak się stało, bo teraz każdy dzień
zaczął się z sobą zlewać, tworząc po prostu nic. Nie wnosząc
do życia czegokolwiek szczególnego. Każdy dzień stawał się
monotonią, zmieniającą się cyfrą w kalendarzu. Niczym więcej.
Wsunęłam
na stopy trampki, odsunęłam włosy za ucho i zbiegłam po schodach,
jednak torba wypadła mi z dłoni, a cała jej zawartość rozsypała
się po podłodze. Westchnęłam ciężko i pokręciłam głową z
rezygnacją.
-Cholera
jasna- warknęłam pod nosem i przykucnęłam, by pozbierać swoje
rzeczy. Już widziałam zadowoloną minę McCartneya, gdy znowu się
spóźnię.
Z
złością ogarniającą mnie od środka, zaczęłam upychać
drobiazgi do torby. Po chwili dostrzegłam jakiś ruch i cień, który
uklękła tuz obok mnie, a druga para rąk zaczęła mi pomagać.
Przymknęłam
powieki, a potem uniosłam wzrok, chociaż doskonale wiedziałam, kto
się tu znajduje. Przed oczami miałam blond czuprynę Kate. Jeszcze
tego mi brakowało.
-Zostaw
to- ponownie z mojego gardła wydobył się warknięcie. Wyrwałam
dziewczynie rzeczy z rąk, a potem podniosłam się i nim zdążyła
zareagować, opuściłam dom.
Słyszałam
jak za mną biegnie. Jak próbuje mnie dogonić i woła, żebym
zwolniła. Żebym pozwoliła na rozmowę. Nie zrobiłam nic z tych
rzeczy. Biegłam dalej, coraz bardziej zastawiając ją w tyle, coraz
szybciej, by uciec od rozmowy. Nie myślałam już o niczym, nie
zastanawiałam się, nie gdybałam. Chciałam tylko, żeby ten dzień
już się zakończył.
Nie
miałam ochoty już na nic.
Nie
rozmawiałam z nią od prawie dwóch tygodni. Tyle samo minęło od
incydentu z Nathanem i tyle samo, odkąd przestałam chodzić na
siłownię. Tamte kilka tygodni zaczynało się stawać tylko
niewyraźnym wspomnieniem, któremu nie pozwalałam, by mi
przeszkadzało. Zaczęłam już sobie wmawiać, że było to tylko
sen, choć doskonale wiedziałam, że tak nie było. I nic tego nie
zmieni.
Zwolniłam
dopiero dwie przecznice przed szkołą. Minął mnie żółty
autobus, w którym pewnie siedziała blondynka i kilka samochodów
należących do innych uczniów.
Rozejrzałam
się uważnie i próbowałam uregulować oddech. Spojrzałam na
zegarek, miałam jeszcze pięć minut do rozpoczęcia lekcji.
Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam butelkę z wodą, by opróżnić
ją w jednej piątej.
Pokonałam
resztę drogi, przeszłam przez parking, by móc wbiec po schodach, a
potem odnaleźć się w środku budynku. Już na zewnątrz było
słychać rozmowy i śmiech nastolatków, jednak w szkole ten dźwięk
był dużo głośniejszy i jak zwykle przywitał moją osobę.
Dzieciaki
chyba już przyzwyczaiły się do mojej osoby, bo teraz tylko
nieliczni zwracali uwagę na moją obecność. Ja nadal ich
wszystkich miałam szczerze w dupie.
Przeszłam
przez prawie całą szkolę i dotarłam do sali z matmy dwie minuty
po dzwonku. McCartney jak zwykle uważnie mnie obserwował, groził
spojrzeniem. Ostrzegał, jednak nie zbliżał się. Miałam ochotę
wystawić mu środkowy palec, ale wtedy dałabym mu do zrozumienia,
że zauważam jego znaki, a wtedy byłoby źle.
Nathan
siedział w swojej ławce i chyba myślał, bo nie szkicował, tylko
wpatrywał się w okno. Nie zauważył mojego przyjścia, a może
udał. Żył tak, jakby nic się nie wydarzyło. Żył tak, jakbym
nie istniała i nie była już Barbie. Zmienił mnie i teraz
zachowywał się w stosunku do mnie, jak do reszty dziewczyn w
szkole. Jakbym była normalna, bezproblemowa i bała się jego osoby.
Jakbym już nie była sobą.
Na
następnej lekcji usiadłam jak najdalej od Kate. Wiedziałam, że
chciała, bym usiadła obok niej, lecz udałam, że nawet jej nie
widziałam.
Tak,
to właśnie kolejny dzień mojej monotonii.
Wchodząc
do domu rzuciłam klucze na szafkę. Położyłam torbę w salonie i
powędrowałam do kuchni. Nastawiłam wodę, wsypałam do kubka kawę
i zaczekałam aż będę mogła napić się napoju. Zsunęłam gumkę
z nadgarstka i związałam włosy w kucyk, by nie przeszkadzały mi.
Wszystkie te czynności robiłam odruchowo będąc myślami gdzieś
indziej.
Matki
nie było, znalazła prace w jakimś supermarkecie na kasie i
spędzała w pracy po dziesięć godzin dziennie. Szkoda, że
większość z tego czasu spędzałam w szkole.
Wyciągnęłam
miskę oraz zupkę chińską. Rozgniotłam makaron i wrzuciłam
zawartość opakowania do miski.
-Naomi
musimy porozmawiać.- Usłyszałam za sobą.
Usiadłam
przy stole i zanim mój obiad miał się zrobić, piłam kawę. Nie
patrzyłam na Matt'a, bo uważałam, że nie mamy o czym rozmawiać.
Odsunął
krzesło i usiadł na nim, a ja się zastanawiałam czy ten słaby
mebel wytrzyma jego ciężar. A jeśli tak, to na jak długo.
-Popadłaś
z jednej skrajności w skrajność- zaczął spokojnym tonem
gestykulując przy tym dłońmi.
Kiwałam
głową, a w międzyczasie mieszałam łyżką w zupie. Gówno
wiedział. Jeśli chce dawać wykłady ludziom, to niech idzie
pracować za psychologa, a nie zawraca mi dupę.
-Jak
będę miała ochotę na wizytę u psychologa, to zapiszę się do
poradni.- Odepchnęłam od siebie naczynie, chwyciłam kubek i
poszłam do pokoju. Odechciało mi się jeść.
-Mi!
Głos
Kate dochodził z przedpokoju. Zerknęłam na zegarek. No tak,
wróciła z domu dziecka, jakby inaczej.
Zrobiłam
linie na kartce, ale za mocno wcisnęłam ołówek i powstała
dziura. Wywróciłam oczami i wypuściłam powietrze z ust. Kolejna
kartka do kosza, a raczej obok niego, bo on sam był już zapełniony.
Drzwi
otworzyły się, a ona pokonała dzielącą nas odległość.
Nie
wypowiedziałam słowa.
Rzuciłam
pisakiem, a ten odbił się o blat biurka, spadł na ziemię i
przeturlał się jeszcze kilka centymetrów.
-Co
się z tobą dzieje?- Przysiadła na skraju mebla i popatrzyła na
mnie wyczekująco. Wzruszyłam ramionami, bo cóż innego miałam
zrobić? No właśnie. Nic. Po raz kolejny nic, bo tylko to pozostało
i tylko tego trzeba się trzymać. Więc:
-Nic-
odburknęłam i sięgnęłam po blok, ale jej ręka mi w tym
przeszkodziła. Pierwszy raz widziałam taką determinacje i upór na
jej twarzy, że aż mnie to zaskoczyło. Zmarszczyłam brwi i
upewniłam się, że moje usta są zamknięte.
-Puść
ten blok- syknęłam.
-Zależy
ci na nim- Wypowiadając to słowo patrzyła mi w oczy. Szkoda, że
nie mogła dostrzec żadnej zmiany.
-Nie
zależy mi na nikim- zaprzeczyłam i podniosłam się z miejsca, w
celu zakończenia rozmowy.
-Zmieniłaś
się, Mi- zauważyła.- Ale ktoś musiał cię do tego przekonać.
Zacisnęłam
dłonie w pięści, a moje zęby zazgrzytały.
-Kurwa
mać!- podniosłam ton.- Czy jesteś taka tempa?! Dziecko by
zrozumiało, że nie chce gadać z kimkolwiek. Ja pierdolę, sami
mieliście do mnie pretensje, że ćpam, a teraz co?! Nie zmieniłam
się i niech dotrze to do waszych popierdzielonych łbów!
Upór
zamienił się w zaskoczenie i ból na jej twarzy, jednak ja nic
sobie z tego nie robiłam. Nie odzywałam się, nie pasowało im. To
niech się wreszcie zdecydują, czego do cholery chcą. Nie jestem
dziewczynką, która zrobi wszystko co podoba się innym i chyba w
końcu trzeba im o tym przypomnieć.
Wściekła
sięgnęłam po torbę, a potem wyszłam z pokoju, trzaskając
drzwiami. Nie wiedziałam gdzie spędzę tą noc, może już w ogóle
nie miałam wrócić. Schowałam pięści do kieszeni i ruszyłam
przed siebie, mimo lęku, kiełkującego we mnie.
Mimo
gorącego klimatu Kalifornii, dzisiejszy wieczór był dość
chłodny, a mi było coraz zimniej. Słońce było już prawie
niewidoczne na niebie i tylko kilkanaście minut dzieliło od jego
całkowitego zniknięcia. Żałowałam, że nie wzięłam nawet
bluzy, ale byłam zbyt zdenerwowana by myśleć o zimnie, a jeszcze
jakiś czas temu w ogóle je czuć.
Jak
zwykle rozglądałam się w czasie marszu, by jak najwięcej
zapamiętać. Może i było to małe miasteczko, ale wiedziałam, że
mogłam pójść dużo dalej i nie patrzeć na to ile kilometrów
jestem od domu. Jak na razie byłam w znajomej okolicy,
niebezpiecznie blisko miejsca, do którego nie chciałam iść.
W
pewnym momencie przechodziłam przez ulicę, a zza zakrętu wyłonił
się samochód, pędzący prosto na mnie. Nie nacisnął klaksonu,
słyszałam tylko ryk silnika, który pracował na pełnych obrotach.
Samochód nie jeździł prosto, więc zapewne kierowca nie był
trzeźwy, ale ja nie ruszyłam się. Dopiero po czasie doszło do
mnie co tak właściwie się dzieje i w normalnej sytuacji
uderzyłabym głową w ścianę, bo zachowywałam się jak te
wszystkie idiotki, w filmach.
Po
chwili poczułam mocne szarpnięcie w tył i poleciałam prosto na
plecy. Dosłownie sekundę później auto przejechało w miejscu,
gdzie wtedy stałam.
Wypuściłam
powietrze ze świstem i powoli podniosłam się z ziemi. Otrzepałam
ciuchy z żwiru, udając, że to co się przed momentem stało, nie
zrobiło na mnie żadnego wrażenia. Ot, jakiś pijany koleś chciał
mnie potrącić, bo stałam jak idiotka na środku drogi. Kto by się
tam przejmował?
Zerknęłam
w stronę, gdzie zniknął facet, a może kobieta?, nie zatrzymał
się. Czyżby mnie nie zauważył?
Wzruszyłam
ramionami i dopiero w tym momencie odwróciłam się do osoby, która
uratowała mi tyłek. Mina mi zrzedła, gdy zauważyłam Nathana,
stojącego z założonymi rękami i wpatrującego się we mnie
gniewnym wzrokiem.
-Potrzebujesz
adrenaliny do życia?!- podniósł na mnie głos swym lodowatym
tonem.
Nie
rozumiałam dlaczego aż tak bardzo się tym przejmuje.
-Wystarczy
mi spotkanie z tobą, to zapewnia mi dawkę adrenaliny na całe
życie- odparłam obojętnym tonem i obróciłam się by odejść.
Powoli dochodziło do mnie, co mogło się wydarzyć, ale dopóki
byłam w szoku, zamierzałam wykorzystać ten czas na ucieczkę.
Uścisk
jego dłoni na moim przedramieniu, utrudnił mi to i zmusił do
zatrzymania. Nie próbowałam się wyrwać, bo nie miało to żadnego
sensu.
-Powiedz,
że nie chcesz mnie już więcej widzieć, a zniknę z twojego życia
na zawsze.- Popatrzył mi prosto w oczy. Zszokowała mnie jego
wypowiedz. Kilka razy otwierałam usta i zamykałam je, jakbym była
rybą, nie wiedziałam, co miałam powiedzieć.
Zmarszczyłam
brwi, nie rozumiejąc go. To on zachowywał się jak chory
psychicznie, to on udawał, że mnie nie zna, a teraz mówi takie
coś.
Moja
monotonność została zakończona.
-----------------------
Nie poszłam dzisiaj do szkoły i wykorzystałam ten czas na napisanie rozdziału. Próbowałam go napisać wcześniej, ale żadna wersja mi się nie podobała, a przy okazji gdy tylko wracam do szkoły nie mam siły na nic. Głowa boli mnie niemiłosiernie i jestem ogólnie padnięta.
Mam zaległości, znowu. Przepraszam. Nadrobię je.
Mam nadzieję, że chociaż odrobinę podoba Wam się ten rozdział, bo dla mnie samej jest on co najmniej dziwny.
Czekam na Wasze opinie.
Do napisania.
Pokręcony ale cudowny! Naprawdę jestem ciekawa co będzie dalej. Pokłócą się? A może wyznają sobie miłość? Masakra tyle pytań bez odpowiedzi...na szczęście niedługo się dowiem. Już nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta:)
Joanna
trochę pokręcony, tu przyznam ci rację. Bo chwilami w ogóle nie rozumiem toku rozumowania naszej Naomi...Ale mam wrażenie, że to jej zachowanie jest przez ciebie dokładnie przemyślane i wszystko masz zaplanowane, więc to mnie częściowo uspokaja :P
OdpowiedzUsuńCo do Nathana...Nadal twierdzę, że tajemniczy i nieźle popieprzony z niego gość...I nadal mam nadzieję, że dojdzie do czegoś miedzy nim a Naomi...To jak uratował ją przed tym samochodem, masakra! Myślałam, ze on ją potrąci czy coś (I wtedy byłaby taka romantyczna scenka w szpitalu...Mrrr...) a Tu w ostatniej chwili zjawia się Nath i ratuje ja z opresji...czegóż można więcej chcieć? Może jeszcze żeby ten cały McCartney się od niej odpieprzył na dobre bo widać, że nadal coś do niej ma...
Wybacz, ze bez ładu i składu ale nie chciałam, żebyś dłużej czekała a ostatnio mam mało czasu więc to musi wystarczyć :) Weny życzę i czekam na next :*
NATHAN=GOŚĆ KTÓREGO NIE SPOSÓB OGARNĄĆ.
OdpowiedzUsuńNAOMI=POKRĘCONA DZIEWCZYNA, KTÓRA NIE MYŚLI NAD KONSEKWENCJAMI SWOICH DZIAŁAŃ.
NATHAN+NAOMI=IDEALNA PARA <3
Oboje tajemniczy. O chłopaku prawie nic nie wiadomo. Historię dziewczyny chyba znamy. No właśnie, chyba, a może ma ciąg dalszy? Są dla siebie stworzeni! Monotonności mówimy koniec, bo przecież Nathan nie może zniknąć z jej życia, hello? Teraz czekamy na decyzję Naomi. Proszę, żeby tego nie spierdoliła :)
Pozdrawiam, życzę weny, szybkiego dodawania kolejnych postów :*
Fajny rozdział. Chociaż za wiele się w nim nie wydarzyło. Gratulacje dla Naomi, że dalej się trzyma. Mi to takie fajne zdrobnienie. :)
OdpowiedzUsuńW sumie to nie wiem czemu nie chciała porozmawiać z Kate, ale okej.
Czy mi się wydaje, czy Nathan się w niej zakochał? :)
Pozdrawiam i zapraszam na 30 do mnie.
[pat-czyli-ognistowlosa]
Znowu Nathan ją uratował. Jest jak jej osobisty chodzący po ziemi Anioł Stróż. Jestem ciekawa co Noami odpowie. Szkoda, że nie porozmawiała z Kate. Teraz ma oparcie w kimś, nie musi ukrywać tego w sobie.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następną część.
Pozdrawiam ♥
S.
Kocham <3
OdpowiedzUsuńTylko tyle jestem w stanie powiedzieć.
Kurczę, przyznam Ci szczerze, że za każdym razem jak czytam rozdziały na Twoim blogu, to mam cos takiego, że nie bardzo wiem co napisać. Nie zrozum mnie źle, bo to wcale nie znaczy, że nie podoba mi się treść, a wręcz przeciwnie, bardzo chętnie czytam i czekam na każdy rozdział, jednak sytuacja głównej bohaterki jest naprawdę taka dosyć trudna, ciężko ją zrozumieć i wydaje mi się, że ona też nie do końca rozumie swoje postępowanie i ogółem życie. Myślę, że w pewnym sensie Naomi przeżywa taki „okres buntu”, sama nie wie, czego chce w życiu, próbuje na siebie zwrócić uwagę swoim aroganckim zachowaniem. Nie wiem, czy podoba jej się, że tak się zachowuje, czasem mi jej szkoda, czasem uważam, że jest po prostu głupia.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem dlaczego uważasz, że rozdział jest dziwny. Jak dla mnie to jeden z najlepszych, właśnie przez to, że kompletnie nie wiem co mam napisać, bo aż tak mnie zatyka oryginalność bohaterów, która w tym rozdziale właśnie szczególnie rzuca się w oczy.
Może Naomi ma wiele problemów i sama sobie je w pewnym sensie stwarza, ale Nathan z kolei jest dla mnie osobą, która jest zupełnie nie do ogarnięcia. Zmienił Naomi i tak nagle dał jej spokój, a potem wyłonił się, jak gdyby nigdy nic i rzucił tekstem, że zniknie jeśli ona tego chce. Jakby sam ustalił sobie, że łączyło ich coś więcej niż zwykła znajomość. Ciekawi mnie ten człowiek. Zastanawiam się dlaczego tak bardzo przejmuje się Naomi. W końcu nigdy nie dał jej odczuć, że np. w jakimś tam stopniu mogłaby mu się podobać.
Końcówką sprawiłaś, że już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Jestem ciekawa, co mu powie, co się po miedzy nimi dzieje. Prowadzą naprawdę bardzo dziwną i skomplikowaną relację.
http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
miłego dnia. :)
Przepraszam, że dopiero teraz, ale byłam przekonana, ze czytałam i komentowałam ten rozdział! Coś mi się musiało pomylić, ale nareszcie jestem;)
OdpowiedzUsuńRelacja Nate i Naomi jest coraz bardziej skomplikowana. Dziwnym trafem on zawsze jest tam, gdzie dziewczyna go potrzebuje. Jakim cudem? Chodzi za nią? Nie wierzę w tak czeste zbiegi okoliczności.Może on po prostu czuje, ze Naomi ma tendencję do robienia głupich rzeczy i wpadania w kłopoty i dlatego ciągle przy niej jest? Wydaje mi się, ze chłopak już jakiś czas temu coś do niej poczuł i dlatego tak bardzo się nią przejmuje. Z rozdziału na rozdział wydawał mi się być coraz bardziej ludzki, a tym zdaniem zbił mnie kompletnie z tropu. Jak widać nie tylko mnie bo Naomi też. Ciekawa tylko jestem co się między nimi zmieni i czy ta ich skomplikowana relacja ma szansę się jakoś hm... unormować;D
Lecę do następnego:)