niedziela, 28 grudnia 2014

19. WHAT?!

Często, gdy w życiu wydarzy się coś strasznego, dzieli się je na „przed” i „po”. Moje „przed” było takim samym gównem jak „po”. A teraz? Teraz wszystko przestało istnieć, bo to nie moje życie miało się rozpaść.
A jej...

-Ładnie ci w związanych włosach- stwierdził ojciec wpatrując się we mnie ciemnymi oczami, w których dostrzegałam niedowierzanie. Byłam świadoma tego, że nadal nie potrafi uwierzyć w to wszystko. Nie potrafi uwierzyć, że jego córka zachowuje się tak normalnie. Zbyt normalnie.
Spuściłam wzrok na dłonie, które spoczywały na moich kolanach. Miałam na sobie poprzecierane dżinsy, top i zwykły sweterek, a włosy związałam w kok, co samo w sobie było dość trudnym zadaniem, bo ostatnio włosy rosły mi stanowczo za szybko.
Dziwnie się czułam, siedząc tak jak gdyby nigdy nic z ojcem w zwykłym bistro niedaleko szkoły, ale ostatnio tylko tutaj jadłam posiłki, właśnie w jego towarzystwie.
Ubrany w ciepły sweter, spod którego wystawała biała koszula widocznie wyróżniał się spośród ludzi, którzy mieli zwyczaj tutaj spożywać obiady. Dostrzegałam, że niezbyt komfortowo się tu czuł, może przez to, że wcześniej wybierał drogie restauracje, a może dlatego, że niedawno znów zaznał smaku wolności.
Skinęłam głową w odpowiedzi na komplement. Dziwnie brzmiał w ustach ojca, lecz nie zamierzałam tego komentować.
Jeszcze tylko dziewięć dni. Tylko tyle dzieliło mnie od wolności.
Dwanaście. Właśnie tyle minęło, odkąd ostatni raz widziałam Czarnego. Odkąd ktokolwiek go widział.
Młody kelner przyniósł nasze zamówienie i obecność taty nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, a wręcz przeciwnie, nie potrafił oderwać wzroku od moich cycków. Spojrzałam na niego i podniosłam prawą brew do góry, dając do zrozumienia, że ma spadać.
-Jesteś inna- ciągnął swój monolog, a ja tylko potakiwałam głową. Sięgnęłam po widelec i zaczęłam dłubać nim w jedzeniu.
Mężczyzna westchnął, doskonale zdawał sobie sprawę, że nie mam jakiejkolwiek ochoty na rozmowę co, w porównaniu do poprzednich dni, stanowiło coś odmiennego. Nie należałam do osób rozmownych, zresztą tak samo jak on, ale przez ostatnie dni cały czas rozmawialiśmy i tylko wyczekiwałam na koniec zajęć by móc z kimś porozmawiać. Tak po prostu,nie wtrącając do tego przeszłości, matki, problemów i tego wszystkiego...
-Myślisz, że dobrze robię?- spytałam bawiąc się serwetką. Nie potrafiłam usiedzieć na miejscu, najchętniej bym pobiegała lub powaliła w worek. Najbardziej pragnęłam... A zresztą, to już nie miało znaczenia.
-Zależy o czym myślisz...- zamilkł i odłożył na bok sztućce.- Mi... Jeżeli chcesz...
Pokręciłam gwałtownie głową, ale nie zdobyłam się na spojrzenie mu w oczy.
-Nie chcę tu zostawać.- Kłamliwa suka. Chociaż nie do końca.- Po prostu się boję.
Odrobina szczerości i stąpanie po niepewnym gruncie. Wcześniej nie rozmawialiśmy na poważne tematy, dzisiaj miało się to zmienić. Już się zmieniło.
Schował twarz w dłoniach, mimo że był moim ojcem, mężczyzną sukcesu, także się bał.
Wyjeżdżając, nie miałam się już bać Go, nie będę musiała zastanawiać się czy mnie znajdzie.
Ale wyjeżdżając mogę wrócić na ścieżkę, prowadzącą do mojego końca. Na ścieżkę prochów.

Było już późno, gdy podeszłam pod dobrze mi znane drzwi. Matt uprzedził mnie, że to miejsce będzie puste, że nikogo tam nie zastanę. Odpowiedziałam, że właśnie po to tam zamierzałam pójść. By spędzić ostatnie chwile w tamtym miejscu w samotności. Może ostatnio zbyt bardzo zmiękłam, stałam się wrażliwsza, a przy tym sentymentalna. Trudno, widocznie tak miało być.
Drzwi zaskrzypiały pod naporem moich dłoni i pozwoliły na wejście do środka. Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam krok naprzód. W ciemności nie mogłam nic dostrzec, jednak nie zamierzałam włączać oświetlenia. Poczekałam, aż moje oczy przyzwyczają się do panującego mroku i wtedy rozpoczęłam moją wędrówkę. Wycieczkę rozpoczęłam od szatni, od lustra. Patrzyła na mnie jakby czegoś szukała, jakby na coś czekała. Nie rozumiałam jej, nie rozumiałam już siebie.
Wspomnienia przelatywały mi między oczami, a w piersiach czułam ucisk. W końcu wdrapałam się na ring, usiadłam, objęłam kolana ramionami i przymknęłam powieki.

-Możesz uciec- usłyszałam głos za sobą.- Ale wtedy już zawsze będziesz uciekać.
Obróciłam się szybko i odnalazłam osobę, która mówiła. Nathan opierał się luźno o ścianę i przyglądał mi się.
-Co ty wiesz?- spytałam lodowatym tonem.- Nic o mnie nie wiesz.
Wzruszył ramionami i przysunął butelkę do ust.
-Stwierdzam tylko fakty- odparł obojętnie.- To nie miejsce dla takich słabeuszy jak ty. Barbie tutaj nie mają wstępu i nie rozumiem, czemu Matt zrobił dla ciebie wyjątek.
-Ale dla gwałcicieli i owszem?- założyłam dłonie na klatce piersiowej.- Powiedz, ty wymyśliłeś wszystkie plotki na swój temat? Co nie miałeś jak rozgłosu o sobie zrobić? Patrzcie jestem Nathan morderca i gwałciciel.
-Zamknij się- warknął przez zaciśnięte zęby.
-Bo co? Myślisz, że się ciebie boję?- prychnęłam.(...)
-Jesteś zwykłą dziwką, Naomi. Nic nie wartą dziwką.(...)

-Cholera jasna- wydarłam się siadając.- Życia mnie pozbawiasz, Kate. Nie masz serca.
-I kto to mówi- prychnęła. Patrzyła na mnie podpierając dłoń i biodro.- Jeśli zaraz nie wstaniesz, to będziesz musiała iść do szkoły bez tego twojego durnego makijażu! Chyba nie chcesz, by Nathan widział te twoje śliczne piegi?(...)
-Nikt nie będzie widział moich piegów- Wstałam, ale potknęłam się o leżącą na podłodze pościel i poleciałam jak długa.- A poza tym...- zaczęłam zbierając się z podłogi.- Co do cholery ma z tym wspólnego Nathan?!

-Żartujesz sobie ze mnie- prychnęłam.- Przecież ja nie umiem walczyć!
-To się nauczysz- doszedł do mnie znajomy, zachrypnięty głos. (...)
-I że niby ty masz mnie czegoś nauczyć?- prychnęłam zakładając dłonie na klatce piersiowej.(...)
-Już postanowione.- Rzucił w moim kierunku rękawice.- Ja nauczyłem go, on nauczy ciebie.
-Ta nauczy- mruknęłam sarkastycznie.- On mnie zabije.

-Grey zacznij oddychać- nakazał.- Chyba nie chcesz by Matt wykonywał pierwszą pomoc.
Wypuściłam powietrze i spróbowałam normalnie oddychać. Mimo wszystko wolałam nie mdleć.
-Ugnij nogi w kolanach i stań bardziej bokiem.
Chłopak okrążył mnie kilka razy. Byłam pewna, że jeden raz by wystarczał, a kilka kolejnych zrobił specjalnie. No bo przecież taki dzień może już nie nastąpić, nie?
Stanął naprzeciwko mnie i przyglądał mi się.
-Stoisz- powiedział rozbawionym głosem. Popatrzyłam na niego uważnie. To nie był ten sam chłopak co w szkole. Tutaj był inny. Tylko pytanie, kiedy był prawdziwy?- A teraz zobaczymy, czy umiesz zrobić chociaż krok.

-Tchórz- warknął cicho ale nie na tyle bym tego nie usłyszała.(...)
-Może źle zrozumiałam...- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć, bo chłopak ostro wszedł mi w słowo całkowicie zmieniając swój dotychczasowy nastrój.
-Ty wszystko źle rozumiesz- wyrzucił. (...)
-O co ci do cholery chodzi, co?- spytałam chłodno.- Może o to, że mam dość i jestem z tego powodu tchórzem?(...)
-Idź do szatni- podkreślił każde słowo nie patrząc na mnie.(...)
-Ogłuchłaś?! Wypierdalaj!- ryknął(...)

Znieruchomiałam. Przestałam oddychać. Przestałam reagować na wszystko co mnie otaczało. Krew huczała mi w uszach, a jedyne słowo, które przebijało się przez to wszystko było „uciekaj”.
On wrócił. On mnie zauważył. A ja znów miałam piętnaście lat.
-Nathan- szepnęłam.- Zabierz mnie stąd. Proszę.

-Wstawaj, sukinsynie- warknął do mężczyzny i kopnął go w brzuch, aż ten zwinął się z bólu. Przyłożyłam dłoń do ust, by powstrzymać jęk.
McCartney chwiejąc się, powoli podniósł się na nogi, a wtedy Czarny popchnął go na pobliską ścianę i przytrzymał go tam.
-Jeszcze raz ją dotkniesz.- Głos bruneta nawet mnie przeraził.- A sprawię, że będziesz jeździł na wózku i już nigdy nikogo nie będziesz pieprzył, zrozumiałeś?
Nie ośmieliłam się wątpić w jego słowa, bo widząc jego obecny stan, był zdolny do wszystkiego. Przyglądałam się temu z niemałym lękiem, ale nie o faceta, a o Nathana. Blondyn był nauczycielem, mógł nie tylko spowodować, że chłopak zostanie wyrzucony ze szkoły, ale także pójdzie siedzieć. I to przeze mnie.
Czarny wymierzył kolejny cios w jego brzuch, ponieważ nie otrzymał odpowiedzi.
-Zrozumiałeś?- powtórzył. O ile to możliwe, dziewiętnastolatek wydawał się jeszcze bardziej wkurwiony, choć sama nie mogłam uwierzyć, że poziom jego agresji może dojść aż do takiego stopnia.

-Za dużo myślisz- szepnął mi wprost do ucha, a jego oddech łaskotał moją skórę. (...)
-Nie myślę- odszepnęłam lekko ochrypłym głosem.
-Właśnie, że tak- upierał się przy swoim, nie odsuwając się nawet na krok. - Przetwarzałaś moje słowa, a dałem ci jasne polecenie. Gdy się boisz, przestajesz być obserwatorem, a to twój błąd.(...)

-Przez trzy miesiące widziałem, jak się zmieniałaś. Jak upadałaś i walczyłaś. Widziałem jak reagujesz na dotyk, na tego skurwysyna. Wiedziałem, że nie bez powodu bierzesz!
Nie mogłam uwierzyć, w to co słyszałam. Czy aż tak wiele dostrzegał? Jakim cudem mógł tak wiele o mnie wiedzieć, skoro ja nie wiedziałam nawet gdzie mieszka.
-To już nie ma znaczenia.- Wbiłam wzrok w ziemię.- Wyjeżdżam, a on już nigdy mnie nie znajdzie.
-Uciekasz- poprawił mnie.
Prychnęłam ze smutkiem.
-Czego ode mnie oczekujesz? Że pójdę na policję? A kto mi uwierzy?! W kartotece mam już wiele zapisane. Policja nie wierzy takim ludziom jak ja. Kompletnym zerom. Bo właśnie tak o mnie myślisz.
To co zobaczyłam w jego oczach, utwierdziło mnie, że jednak tak nie jest.
-Tak powinieneś myśleć, Sharp.

-Mi?
Siedziałam w salonie i tempo wpatrywałam się w okno. Zerknęłam na nią, zastanawiając się co tym razem potrzebuje. Od samego rana Kate latała po domu jak opętana, a to wszystko przez jakąś dziewczynę poznaną na portalu. Sto razy się przebierała i za każdym razem pytała czy wygląda dobrze. To był pierwszy raz, gdy tak bardzo zwracała uwagę na wygląd. Pierwszy raz gdy w ogóle zwracała uwagę na wygląd.
Tyle, że teraz w jej tonie było coś niepokojącego. Włoski na ramionach mi stanęły, a wzdłuż kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Podniosłam wzrok i napotkałam jej zielone oczy wpatrujące się we mnie z niepokojem. Trzymała w dłoni komórkę, a urządzenie mogło w każdej chwili wypaść, bo tak bardzo drżała.
-O co chodzi?- Zmarszczyłam brwi i miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, lecz z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
-O Nathana.
Nerwowo poruszyłam się na kanapie i potarłam ramiona, bo nagle zrobiło mi się przeraźliwie zimno.
-Co z nim?- spytałam najbardziej beztroskim głosem na jaki było mnie w tamtym momencie stać.
-Powrócił do walk ulicznych.- Jej usta wykrzywiły się w grymasie przerażenia. Jednak gorsze miało dopiero nadejść.- Ale nie zamierza żadnej wygrać... Chce przegrać...

Tak. Zachowałam się lekkomyślnie. Tak. Powinnam dostać wpierdol na otrzeźwienie.
Nie. Nie zostałam w domu, tak naprawdę nawet nie wiem, kiedy z niego wybiegłam. Może w chwili, gdy Kate powiedziała to jedno słowo, ale nie. Musiałam wybiec później, bo inaczej skąd miałabym wiedzieć, gdzie mam biec? Mój mózg nie zapamiętał tych kilku dodatkowych sekund, nogi same zaczęły biec bez względu na to czy chciałam czy nie.
Nie chciałam.
Chciałam.
W głowie miałam tysiące myśli, tysiące słów jakie mogłabym mu wykrzyczeć prosto w twarz, mówiąc, że jest największym idiotą tego świata, że ma nadęte ego...
Biegnąc próbowałam obmyślić plan, a przy tym nie wpaść na żadną babcię wracającą z niedzielnego nabożeństwa, choć to zadanie nie należało do najłatwiejszych, no bo przecież muszą zajmować cały chodnik i pieprzyć trzy po trzy.
Ostre powietrze boleśnie ocierało się o moje gardło, traciłam siły, rozum podpowiadał mi, że mam zatrzymać się. Zdarzyłby się cud, jeżelibym go posłuchała, więc biegłam dalej. To nie mogło być aż tak trudne lewa, prawa, lewa... Kolejny krok, kolejny metr i kolejny kilometr.
Po pięciu kilometrach miałam dość, znajdowałam się w nieznanej sobie okolicy. W okół mnie znajdowały się tylko opustoszałe kamienice bez okien, ktoś zaczął za mną wołać. Nie rozumiałam pojedynczych słów, pijacki bełkot, wszystko jasne. Nie obróciłam się, udałam, że nic nie słyszałam i dalej biegłam.
W końcu ich dostrzegłam. Faceci trzymający w dłoniach siatki z alkoholem kierowali się do jednego z budynków, dokładniej, do wejścia do piwnicy. Nawet tutaj mogłam usłyszeć ich krzyki, buczenia i inne tego typu dźwięki. Na miękkich nogach, już wolniej, skierowałam się w tamtą stronę. Musiałam wyglądać dość dziwnie. Spocona, zdyszana w zwykłych szortach i za dużej bluzce rzucałam się w oczy, ale dzięki drobnej postury mogłam ukryć się za jakimkolwiek facetem i pozostać niewidoczna.
Osiłek tuż przy wejście zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem, a jego brew nieznacznie uniosła się w wyrazie kpiny.
-Co robi tutaj taka laleczka jak ty?- Nie pozwolił mi przejść dalej, a mój gniew powoli wzrastał. Że też wcześniej o tym nie pomyślałam? No tak?! Bo co ja mogłabym robić w takim miejscu? Pomyślmy. Ratować dupę pewnemu idiocie?! Nie, na pewno nie. Naomi Grey ma wszystkich w głębokim poważaniu...
Tak sądzę...
Wywróciłam oczami i popchnęłam go. Zaczęłam schodzić po krętych schodach, a głośna muzyka i wrzaski najprawdopodobniej pozbawią mnie słuchu. Przeciskałam się przez spocone ciała, nie patrząc czy kogoś nadepnę, uderzę łokciem tam gdzie nie powinnam. Wręcz przeciwnie, postępowałam tak na każdym kroku torując sobie drogę do ringu. Pomruki niezadowolenia rozniosły się po pomieszczeniu sekundę po tym, jak usłyszałam huk uderzającego ciała o podłogę. Wstrzymałam oddech, miałam teraz doskonały widok na wszystko, szczerze wolałabym go nie mieć i nie zrobić tego, co zrobiłam chwilę później.
Nathan leżał na ziemi przygnieciony jakimś gorylem, który okładał go pięściami gdzie popadnie. Cios za ciosem, napastnik już wygrał, a mimo wszystko nie zaprzestał, tak jakby walczyli na śmierć..
Nie miałam pojęcia, że wykonuję jakikolwiek ruchu, dopóki nie znalazłam się tam. Właśnie tam, gdzie nie powinno mnie być, a z moje gardła wydobyło się jedno słowo.
W tej samej chwili wszyscy zamilkli, ktoś próbował odsunąć mnie z miejsca bitwy.
-Zostaw go, do cholery?!- krzyknęłam nim ten pieprzony łysol uderzył go w twarz. Mężczyzna z nadal zaciśniętą pięścią obrócił się w moją stronę. Krew płynęła ciurkiem od jego skroni przez całą twarz, a oczy wyrażały chęć mordu. Podniósł się i zaczął kroczyć w moim kierunku. Czy się bałam? Ależ skądże. Czy byłam przerażona? Jak cholera.
Jedyne o czym pomyślałam, to:
Ja pierdole.