niedziela, 8 lutego 2015

20. I PROMISE...

-Zatrzymaj się.- Przysiadł na pobliskiej ławce i wypuścił głośno powietrze z ust. Zatrzymałam się kilka kroków dalej, więc musiałam się cofnąć. Ledwo oddychając, pochyliłam się do przodu, starłam dłońmi krople potu z czoła, a potem oparłam je na kolanach. Biegliśmy dobre dwadzieścia minut, jeżeli mieliśmy szczęście, dziesięć minut temu zgubiliśmy ochroniarzy z tamtej speluny. Na miejscu Czarnego więcej w pobliżu tamtego miejsca bym się nie pokazała.
Chłopak przyciskał moją koszulkę do swojego nosa, tak wiem, nie było to zbyt higieniczne, ale jakoś musiał zatamować czy co tam zrobić z tą krwią, odchylił głowę do tyłu i starał się spokojnie oddychać, choć po takim sprincie należało to do czynności niewykonalnych.
Podniosłam głowę i rozejrzałam się dokoła. Znajdowaliśmy się w jakimś opuszczonym parku, ścieżki już dawno zarosły, a ławka na której siedział chłopak, była jednocześnie jedyną w pobliżu, wszędzie rosły wysokie drzewa, a oprócz nas, chyba nikt inny tutaj się nie znajdował. Już dawno zrobiło się ciemno, na pobliskiej drodze ruch się zmniejszył, liście szeleściły, poruszone delikatnym wiatrem, a pomiędzy drzewami przebiegały wiewiórki.
-Skąd masz te blizny?
Obróciłam się w jego stronę zdezorientowana. Musiałam przyznać, iż tym pytaniem wybił mnie z tropu. Dałabym głowę, że zacznie się na mnie wydzierać, za to, że się tam pojawiłam i będzie pytał, dlaczego, ale takie pytanie nie było nawet w pierwszej setce, tych których się spodziewałam.
-Wisisz mi koszulkę- mruknęłam, udając, iż nie słyszałam jego pytania. Zerknęłam jeszcze na niego, a potem zaczęłam iść przed siebie powolnym krokiem. Nie dałam mu się zabić, więc zrobiłam to, czego oczekiwała ode mnie Kate, jednak nie zamierzałam się przed nim otwierać. Nie teraz, kiedy do wyjazdu tak mało pozostało.
Poczułam oplatające mój nadgarstek palce i mimowolnie się zatrzymałam. Nathan stał tylko krok ode mnie, nie sięgałam mu nawet do ramienia, więc komicznie musieliśmy wyglądać z daleka.
-Jeszcze osiem- szepnęłam nie podnosząc wzroku, wpatrując się w swoje ubrudzone błotem buty.
Chwycił moją twarz i ją uniósł.
-Co osiem?- zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co mi chodzi.
-Jeszcze osiem dni i ucieknę od niego. Będę wolna- powiedziałam cicho i niepewnie odsunęłam się od niego. Żałowałam, że użyczyłam mu mojej bluzki, bo teraz bez skrępowania wpatrywał się w mój brzuch. Miałam ochotę jakoś się zakryć, ukryć blizny.
Widziałam w jego oczach jak powoli zaczyna wszystko rozumieć, jak składa wszystko do kupy, każdy element układanki, teraz potrafi umieścić we właściwym miejscu. Od szoku, poprzez ból, aż do szaleństwa wyraz jego twarzy, oczu ulegał zmianą, tak gwałtownym, że gdybym mrugnęła, mogłabym pominąć jakiś ważny moment.
-On cię podpalał?- Bardziej stwierdzenie niż pytanie. Zrobiłam krok w tył, słysząc ton jego głosu. Znałam go doskonale, nie miałam pojęcia do czego zdolny był chłopak w takich momentach, ale ten ton ostrzegał, żeby uciekać jak najdalej.
Dodatkowo po raz kolejny tamten dzień pojawił się w mojej głowie, jak gdyby tylko czekał na taki moment. W oczach zbierały mi się łzy, zaczęłam wymachiwać rękami, próbując odgonić od siebie to wszystko. Chciałam uciec, czy to było aż tak dużo? Widocznie tak, bo gdy tylko wykonałam ruch, Nathan znów znalazł się obok mnie. Jakby trochę spokojniejszy, a może tylko starał się po sobie tego aż tak nie pokazać.
-Musisz to z siebie wyrzucić, Grey- stwierdził, przytrzymując mnie za ramiona. Próbował nawiązać ze mną kontakt wzroku, ale utrudniałam to jak tylko mogłam.
-Nie uwierzysz. Jestem dziwką, narkomanką. Nikt mi nie wierzy...
-Naprawdę, nigdy nie sądziłem, że usłyszę te słowa z twoich ust- w jego głosie znajdowała się dziwna nuta, której nie umiałam rozpoznać.
Staliśmy jeszcze tak przez kilka minut, a kiedy się uspokoiłam, zaczęłam mówić. Tak po prostu, nie ukrywając niczego, zaczęłam mówić ze szczegółami. Od nakrycia matki z kochankiem do przybycia tutaj.
A potem on zrobił coś dziwnego, siedział obok mnie na ławce, słuchał uważnie, widziałam jak się spinał w niektórych momentach lub zaciskał dłonie w pięści, ale potem zrobił coś innego.
-Nie zgwałciłem żadnej dziewczyny- patrzył na swoje dłonie.- Pobiłem jednego faceta do takiego stopnia, że teraz porusza się na wózku inwalidzkim, ale... Ale miałem swoje powody, Barbie.
-Co ci ten biedak zrobił?- spytałam z lekko kpiną w głosie.
-Zabił moją matkę.- Spojrzał mi głęboko w oczy.- Czy to wystarczający powód?
Nie powiedział już nic więcej na ten temat, szczerze powiedziawszy już praktycznie w ogóle nic nie mówił. Ja tak samo. W pewnym momencie wstaliśmy z ławki, na serio było już zimno, a my nadal byliśmy ubrani jak na plażę, i ruszyliśmy w kierunku mojego domu, a przynajmniej taką miałam nadzieję.
Na drogach jak zwykle o tej porze panowała absolutna cisza i z niepokojem stwierdziłam, że będzie mi tego brakować.
-Dlaczego nie poszłaś na policję?- spytał w pewnym momencie, od domu dzieliło mnie jakieś czterysta metrów.
Posłałam mu znaczące spojrzenie, lecz on je zignorował, choć doskonale wiedział, dlaczego tak postąpiłam. Zmuszał mnie do mówienia, chociaż sam praktycznie od siebie nic nie dawał. Zaskoczeniem było to, że w ogóle dzisiaj powiedział coś o sobie, bardzo mało, ale jednak zawsze coś.
-Nikt by mi nie uwierzył- wzruszyłam ramionami.- Już wtedy często balansowałam na granicy prawa, jednak po tym przestałam zachowywać jakiekolwiek granice.
Nie odpowiedział ani słowem. Widziałam jak nad czymś się zastanawiał i nie zamierzałam mu przeszkadzać. Dobrze było go zobaczyć po tych dwóch tygodniach, dobra nie wyglądał za dobrze. Rozwalony nos, rozcięta warga, brew, podbite oko, a to tylko obrażenia twarzy, lecz przypuszczałam, że to będzie nasze ostatnie spotkanie.
Nie zaproponowałam mu wejścia, a on sam się nie wprosił. Rzucił tylko coś na pożegnanie i poszedł w swoją stronę. Mimo później pory światła w domu były włączone, weszłam do środka, chcąc bez zauważenia przedostać się do pokoju, lecz kiedy tylko przekroczyłam próg, stanęłam przed matką. Nie zwróciłam uwagi na jej stan ani zachowanie, zamierzałam ją wyminąć i jak zwykle zignorować... No, nie dało się...
-Gdzieś ty była?!- wydarła się na cały dom.- Czy nie możesz chociaż odebrać telefonu?!
Poklepałam się znacząco po spodenkach, dając do zrozumienia, że go ze sobą nie wzięłam i ponowiłam swój marsz, kompletnie ją olewając. Będąc już na schodach znieruchomiałam, przez słowa jakie wypowiedziała.
-Kate trafiła do szpitala...
Wciągnęłam powietrze i przez pierwszy moment nie wiedziałam, co mam zrobić. Czy zbiec po schodach i biegnąć co sił do szpitala czy coś innego... Nie chciałam nawet sobie wyobrażać, co mogło się stać. Pobiegłam szybko do pokoju, zarzuciłam na siebie jakąś bluzkę i ponownie znalazłam się na dole. Matka nadal koczowała przy wejściu, podeszłam do niej, z całej sił starając się, by nie zrobić jej krzywdy, bo czułam, że mogłabym ją zabić.
-Jeżeli to przez ciebie- wysyczałam przez zaciśnięte zęby- to popamiętasz mnie do końca życia.
Wyszłam trzaskając drzwiami, wybrałam numer do Nathana. Był jej przyjacielem i musiał wiedzieć, co się stało. Bez jakichkolwiek ogródek, wyznałam tylko, że dziewczyna znajduje się w szpitalu i że właśnie tam idę, a raczej biegnę i że ma się tam pojawić.
Na szczęście szpital znajdował się niedaleko nas i już po kilku minutach przeszukiwałam wzrokiem poczekalnie. Nie byłam z rodziny, więc szanse na to, że te durne pindy w białych fartuszkach cokolwiek mi powiedzą wynosiły minimum, dlatego szukałam Matt'a. Zazwyczaj nietrudno było go znaleźć, lecz teraz nie widziałam go nigdzie.
Postanowiłam, że jednak zapytam kogoś, o dziwio udzielono mi informacji i odnalazłam mężczyznę przed jedną z sali, której ściana stanowiła szybę, a więc mogłam zobaczyć Kate, a ta nie wyglądała za dobrze. Na głowie miała bandaż, prawą rękę i nogę w gipsie, innych obrażeń nie mogłam rozpoznać, ponieważ szczelnie przykryto ją pościelą.
-Co z nią?- spytałam drżącym głosem, całe moje ciało drżało. Miałam ochotę coś rozwalić, zrobić komuś krzywdę lub sobie.
Z pomieszczenia właśnie wyszła lekarka, nie patrzyłam na nią, ale uważnie słuchałam tego, co miała do powiedzenia.
-Dziewczyna została brutalnie zgwałcona.- Zacisnęłam dłonie w pięści, serce podeszło mi do gardła, z trudem brałam kolejny oddech.- A później pobita, ktoś zostawił ją na pewną śmierć. Miała szczęście, że te dziewczyny wracały z imprezy...
Dalszej części nie słuchałam, nie musiałam. Doskonale zdawałam sobie sprawę, z tego, kto za tym wszystkim stoi. Kto wyrządził jej to wszystko i to była moja wina... Nie... To była wina matki, to przez nią Kate...
Usłyszałam krzyk jakiegoś zwierzęcia, zakryłam uszy dłońmi, błagając w myślach, by ktoś je uciszył. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to ja. Poczułam jak jakieś silne ramiona obejmują mnie i przyciągają do siebie, a ja na to pozwoliłam, ponieważ nie miałam już siły.
-To on- szepnęłam.
-Wiem- Nathan również szeptał, przyciskając mnie do siebie mocniej.- Pożałuje, że zbliżył się do was obu. Obiecuję.