poniedziałek, 14 lipca 2014

INFO

Hej wszystkim!
Wiem, że czekaliście na rozdział, ale niestety chociaż mam wenę i ogólnie chęci, nie mam możliwości dodać czegokolwiek.
Po pierwsze dzisiaj mam pierwszy wolny dzień, bo tak przez cały czas dorabiam sobie na wakacjach i jestem cały czas w pracy.
Po drugie mój dostęp do internetu jest naprawdę mały i tylko jakimś cudem mogę teraz do was napisać.
Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie i zaczekacie na powrót.
Obiecuję, że wynagrodzę Wam moją nieobecność
Pozdrawiam i życzę udanych wakacji
Do napisania
Wasza Mroczna

niedziela, 6 lipca 2014

10. ADDICTION

Uzależnienie. Nie ważne czym lub kim jest. Zawsze jest niebezpieczne. Choć czasami zdaje się, że nie ma bezpieczniejszej rzeczy właśnie od niego. Rzeczywistość jest zbyt bolesna by przestać, wycofać się. Jednak potem jest za późno. I zazwyczaj nie kończy się tylko na bólu.
Chyba właśnie dlatego, tak bardzo bałam się powrotu do rzeczywistości. W moim świecie byłam bezpieczna. A mój świat był jednocześnie moim uzależnieniem.
Kolejny raz upadłam tym razem padając na prawą rękę. Syknęłam z bólu i wymruczałam kilka przekleństw. Opadłam kompletnie i teraz leżałam na plecach wpatrując się w sufit. Miałam naprawdę dość jak na dzisiejszy dzień i ten tyran dobrze o tym wiedział.
-Wstawaj- stanął nade mną i po raz kolejny wydawał się o wiele większy niż był naprawdę. Jakby w rzeczywistości nie był zbyt duży.
-Nie- chciałam założyć dłonie na klatce piersiowej, ale durne rękawice mi to utrudniały. Fuknęłam zirytowana.
-Nie? - podniósł prawą brew do góry.
-Nie, bo podobno leżącego się nie bije- mruknęłam i podniosłam ręce w geście poddania się.- Ale ja tam nie wiem.
-Ja cię nie bije...
-Tylko jesteś tyranem, który nie chce dać mi spokoju- powoli podniosłam się.
Powoli zeskoczyłam na dół i zaczęłam ściągać rękawice. Cholerne czerwone gówno przez które trudniej było mi podnieś się z podłoża. Nie wiem po co mi to dzisiaj było skoro on tylko uczył mnie stania i kroków. Jakbym była w przedszkolu. Albo nie, on to tak rozumiał, jakby uczył mnie choreografii do Jeziora Łabędziego czy jak tam to się nazywa. I żeby ktoś nie myślał, że upadłam na głowę i zaczęłam się interesować baletem. To po prostu zły wpływ Kate.
-Wracaj- jego głos nagle stracił wszelkie emocje.- Jeszcze nie skończyłem.
Prychnęłam pod nosem i zaczęłam przyglądać się moim rękawicą. Na dłoniach nadal miałam bandaże, które już nie były tak śnieżnobiałe jak w chwili gdy zawiązywano mi je na dłoniach.
-To naprawdę przykre- kiwnęłam głową z udawanym zrozumieniem.- Niszczyć ci tak plany i po prostu sobie pójść. Och, Matt na pewno nie będzie z ciebie zadowolony.
Chłopak wzniósł oczy ku górze i mogłam dostrzec jak jego usta poruszają się delikatnie. Zastanawiałam się jakimi wulgaryzmami teraz mnie, bądź tą sytuację, nazwał. Wątpiłam, żeby się modlił.
-Nikogo tam nie ma- powiedziałam jakby uświadamiając dziecko, że Święty Mikołaj nie istnieje.- Żaden dobry aniołek ci nie pomoże. Niestety, życie naprawdę bywa niesprawiedliwe.
Cmoknęłam kilka razy na potwierdzenie tych słów. Mówiąc to przyglądałam się moim paznokciom, które wręcz błagały o wizytę u kosmetyczki. Jednak dobrze wiedziałam, że gdybym tylko zrobiła je sobie idealnie, po jedynym dniu tutaj cała praca poszłaby na marne. Podniosłam wzrok na chłopaka, który wpatrywał się we mnie ze zmrużonym oczami. Zrobił krok w moim kierunku, a ja przez chwilę myślałam czy czasem nie zejdzie i nie wciągnie mnie tam siłą. Po Tyranie można wszystkiego się spodziewać. A przy okazji po tym dniu miałam nowe słowo, którym mogłam go określać. Oczywiście Czarny nadal do niego pasował.
-Powiedziałem, wracaj. Albo wciągnę cię tu siłą- warknął przez zaciśnięte zęby, a ja zaczęłam rozmyślać o pracy medium. No bo w końcu coś musiałam robić, nie? Albo i nie.
Patrząc mu w oczy dostrzegłam w nich niebezpieczny błysk, który kazał albo uciekać albo wykonać jego polecenie. Zrobiłabym to, gdybym była normalnym człowiekiem. Ale ja nie zaliczałam się do tej grupy.
-Ciekawe jak to chcesz zrobić w tych rękawicach, cwaniaczku- prychnęłam wskazując głową jego dłonie.- Bo może umiesz w tym bić, ale raczej nie wciągniesz mnie tam z powrotem. Więc do widzenia.
Wzruszyłam ramionami widząc jak Nathan zaczyna się wściekać. Może i nie było po mnie tego widać, ale byłam zmęczona. Oczywiście dzisiejszy dzień był o wiele lżejszy niż poprzednie, ale i tak miałam obity tyłek i kilka innych części ciała. A poza tym było późno. Dużo dłużej tutaj siedzieliśmy niż zwykle, a mój organizm domagał się snu, bo wiedziałam, że Kate odziedziczyła niektóre cechy po tatusiu. Rano była dla mnie tak samo bezlitosna jak jej ojciec każdego wieczoru.
-Tchórz- warknął cicho ale nie na tyle bym tego nie usłyszała.
Zatrzymałam się od razu i obróciłam. Moje dłonie sama zwinęły się w pięść jakby gotowe do ataku.
-Coś. Ty. Powiedział?!
Nie wiedziałam, że człowiek który powiedział dość jest tchórzem. Naprawdę nie miałam o tym pojęcia. Może i w innych sytuacjach tak, ale przepraszam bardzo. Mamy środek nocy, a ja nie jestem zaopatrzona w samochód, bo moja jedyna podwózka dawno zwiała, twierdząc że sami sobie świetnie radzimy.
-Może źle zrozumiałam...- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć, bo chłopak ostro wszedł mi w słowo całkowicie zmieniając swój dotychczasowy nastrój.
-Ty wszystko źle rozumiesz- wyrzucił pełen wyrzutu jakbym co najmniej zabiła mu ukochanego psa bądź kota. Zmarszczyłam brwi.
-O co ci do cholery chodzi, co?- spytałam chłodno.- Może o to, że mam dość i jestem z tego powodu tchórzem?
Sięgnął po swoją butelkę i obrócił się w drugą stronę jednak dostrzegłam jak zaciska palce na plastiku mało go nie miażdżąc.
-Idź do szatni- podkreślił każde słowo nie patrząc na mnie.
Nie ruszyłam się. Wpatrywałam się w jego plecy oczekując wyjaśnień. Miałam gdzieś, że to tylko zwykłe „tchórz” i że wiele razy nazwał mnie już gorzej. Nikt nie miał prawa mnie tak nazwać. Do słownie nikt.
-Ogłuchłaś?! Wypierdalaj!- ryknął, a po hali rozniosło się echo jego głosu. Odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy była widoczna wściekłość, o ile nie furia.
Powinnam się go bać, każdy człowiek o zdrowych zmysłach w tej chwili się go bał. Ba. Inni się go bali, gdy ten nawet ich ignorował, a teraz stałam kawałek od niego gdy ten z niewiadomej przyczyny wpadł w furię i w każdej chwili mógł mnie zaatakować. Posłałam mu tylko pełne litości spojrzenie i nie mówiąc nic, obróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę szatni.
Idąc wziąć prysznic spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Kropelki potu znajdowały się na mojej skórze, a policzki były rozgrzane i miały delikatny odcień czerwieni. Zmarszczyłam brwi, gdy mój wzrok wylądował na kilku piegach będących na policzkach i nosie. Od razu ściągnęłam gumkę z włosów i dłonią przeczesałam wilgotne pasmo włosów, które po chwili opadło na moją twarz. Westchnęłam ciężko, jednak nie wiedziałam z jakiego powodu. Czy z tego, że marzyłam teraz o łóżku, ale miałam do pokonania jeszcze nie fajny spacer czy z nagłej zmiany Nathana. Nie rozumiałam o co mu chodziło i naprawdę chciałam mieć to głęboko gdzieś.
Więc nie myśl. Pamiętasz? Nie wychodzi ci to.
-Święta racja- mruknęłam i poszłam pod prysznic. I chciałam walnąć się w łeb, najlepiej o pobliską ścianę, bo zaczynałam gadać zupełnie jak Kate i to było do dupy.
Kierując się do tylnego wyjścia, którym zawsze wchodziłam jak większość, spostrzegłam, że Czarny był przy worku treningowym i zadawał mu co chwilę serię ciosów. Nie byłam pewna czy już mu lepiej, ale nie zamierzałam się przekonać. Jeszcze nie upadłam tak na głowę by dać się pobić. Po raz drugi.
Zatrzymałam się przy drzwiach i zaczęłam przyglądać się chłopakowi. Z zawzięciem na twarzy wymierzał kolejne ciosy jakby okładał prawdziwą osobę. Stał w pozycji, którą cały czas mnie uczył. Co chwilę robił krok do tyłu lub w bok i mimo że niektórzy uważaliby, że walenie w worek jest bezsensowne, ja sama przekonałam się, jak bardzo to pomaga. Jednak w brunecie widziałam coś jeszcze, coś co dostrzegłam na ringu i z tego się nabijałam. W końcu on też to robił względem mojej osoby. Widziałam coś, czego ja nie posiadam. Pasję i oddanie. To miejsce i sport było jego życiem. Moim życiem były imprezy, narkotyki i alkohol. Pozbawiona tych rzeczy nie miałam nic, choć nie chciałam się do tego przyznać, i coraz częściej czułam, że czegoś zaczynało mi brakować.
Kto nigdy nie ćpał, nie ma pojęcia jak to jest po pewnym czasie przestać brać. Choć ja byłam na poziomie, że w każdym momencie mogłam przestać, bynajmniej ja tak uważałam, każdy kto wciągnął po pewnym czasie czuł głód. Jeśli byłeś twardy i nie dałeś się aż tak wciągnąć, mogłeś jakoś go wytrzymać. Zamienić na papierosa, co w rzeczywistości nie pomagało, a tylko wmawiałeś, że sobie pomogłeś. Nie jestem wyjątkiem. Tej nocy nie umiałam spać zwijając się prawie z fizycznego bólu. To tak jakby ktoś miażdżył żołądek a przy okazji utrudniał oddychanie. Czekałam na chwilę, w której nie wytrzymam. W każdej chwili mogłam się zerwać i zacząć przekopywać cały pokój. Wierciłam się po łóżku zaciskając dłonie w pięści i mała część mojej podświadomości cieszyła się, że nie miałam nigdzie nic ukrytego. Byłam na przemian wściekła i przerażona. Potrzebowałam coś wciągnąć jak nigdy wcześniej. Pragnęłam by to się skończyło. Jednak końca nie było widać.
-Siema Naomi- doszedł do mnie zbyt entuzjastyczny głos. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się jaki idiota narażał swoje życie ( a konkretnie swoją męskość) i zamierzał zacząć ze mną rozmawiać.
Zatrzasnęłam szafkę z nie małym hukiem, który zanikł w gwarze rozmów i śmiechów. Ha. Ha. Jakoś dzisiaj mi do śmiechu nie było, zwłaszcza po tej idiotycznej nocy. Aż żałowałam, że nie zostałam z Nathanem. Może jakby mnie trochę pobił nie doszłoby do tego wszystkiego.
Patrzyłam na chłopaka wiedząc, że skądś go kojarzyłam i to nie tylko z zajęć, ale za cholerę nie umiałam sobie przypomnieć skąd.
-Nie mów, że mnie nie pamiętasz.- Uśmiech zniknął z jego twarzy i miał minę jakby w każdej chwili miała mu powiedzieć, że to żart i wiem kim dokładnie jest.
Wzruszyłam ramionami kompletnie nie wysilając się na słowa.
-Thomas?- spróbował.
-Czego chcesz- mruknęłam opierając się o szafkę i pierwszy raz chcąc by ten durny dzwonek w końcu zadzwonił.
-Pojedziesz ze mną dzisiaj.- Ta, jasne. Pomarzyć człowieku sobie możesz. To, że się nie odzywam nie oznaczy, że możesz sobie pozwalać.
-Nie umawiam się z tym samym facetem dwa razy.- nie wysiliłam się na jakiś przepraszający ton. Nawet jakbym była taka jak zwykle tego bym nie zrobiła. A dodatkowo pewnie wypowiedziałabym piękną wiązankę słów, które są podobno niecenzuralne.
Wyminęłam go i ruszyłam przed siebie.
-Mam coś dla ciebie- usłyszałam jak podąża za mną. Prychnęłam, a w tej samej chwili poczułam uścisk na ręce.
Zamierzałam wydrzeć się na pół korytarza, gdy coś znalazło się przed moją twarzą, a mnie od razu przypomniała się poprzednia noc. Widziałam przezroczystą torebeczkę z białym proszkiem w środku. Nikt nie mógł tego zauważyć, bo zasłanialiśmy ją ciałami, ale nie to było ważne. Czułam jakby mój organizm błagał, żebym to wzięła. Przygryzłam wargę i zacisnęłam dłonie w pięści jednak to było na nic. Przed oczami mogłam zobaczyć jak wysypuję zawartość, jak wyrównuję kreskę, a potem zwijam banknot w rulonik. Tak niewiele było mi potrzeba, by zaspokoić głód, by znów nic nie czuć.
-Wiem, że chcesz- szepnął mi do ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz obrzydzenia. Nie był wywołany woreczkiem tylko jego głosem. Tak jakby stał za blisko. Czyż to nie było śmieszne?
Już sięgałam dłonią po torebeczkę, gdy poczułam na sobie czyjeś intensywne spojrzenie. Choć całym ciałem chciałam je zignorować, nie potrafiłam. Zazgrzytałam zębami i podniosłam wzrok. Na jego twarzy pojawił się ledwo zauważalny kpiarski uśmiech. Sharp mógł udawać, że spoglądał na każdego obojętnym wzrokiem. Ale nie miałam halucynacji. Jeszcze.
-To jak?- blondyn znów szepnął i poczułam jakby jeszcze bardziej się zbliżył. Jego dłoń wylądowała na moim brzuchu, a ja poczułam jakby wylano na mnie kubeł zimnej wody. Odsunęłam się od niego jak oparzona mrużąc przy tym oczy. Moja martwa strefa, słaby punkt. Dobra może i nie byłam dobra w grach słownych, ale chyba każdy rozumiał o co chodzi. Nie dawałam się tam dotykać gdy nie byłam pijana lub pod wpływem. Nikt, kompletnie nikt nie mógł dotknąć mnie tam bez pozwolenia.
-Nigdy więcej nie waż się mnie dotykać- wysyczałam i usilnie próbowałam nie patrzeć na biały proszek.
-Wcześniej ci to nie przeszkadzało- wymruczał.
Przysunęłam się do niego i szepnęłam mu do ucha.
-Jesteś naprawdę kiepski w łóżku- powiedziałam.- A jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, to nawet kiepski nie będziesz, bo nie będziesz miał nic. Ale zobacz na to z innej strony. Będziesz już całkowitym Kenem jak ta lalka, zajebiście, nie?
Wpadłam do łazienki tuż po dzwonku na pierwszą lekcję. Sprawdziłam czy nikogo nie było, a po chwili wyrzuciłam całą zawartość torebki na podłogę. Szukałam czegoś, co choć na chwilę mi pomoże. Wiedziałam, że nie mam nic, ale teraz to nie było ważne. Trzymałam się żmudnej nadziei, że jednak coś znajdę. Choćby nawet głupią paczkę fajek.
Warknęłam wściekła, kiedy nic nie znalazłam. Miałam tylko paczkę miętowych gum do żucia. Uścisk w żołądku był coraz bardziej bolesny, trudniej było mi oddychać i mogłam się założyć, że na czole wystąpiły mi drobinki potu. Miałam ochotę krzyczeć, lecz jedyne co robiłam, to zaciskałam zęby na wardze. Nie zwróciłam uwagi na to, że ugryzłam się do krwi, ja tylko chciałam by to się skończyło. Wyrzuciłam do ust gumę, oparłam się o ścianę i przyciągnęłam do siebie kolana. Zamknęłam oczy i starałam się głęboko oddychać. Nie wiedziałam po co to robiłam. Na pewno nie dla matki, nie miałam osoby dla której miałabym to zrobić, więc dlaczego? Dlaczego tak bardzo się katowałam? Czy aż tak bardzo uwielbiałam ból? Czy aż tak bardzo znów chciałam czuć ból tej cholernej rzeczywistości?
-Bądź silna, Naomi- szepnęłam do siebie.- Jesteś więcej warta niż dziwka.
-----------------------------
W końcu napisałam ten rozdział. Mniejsza z tym, że wena przyszła w środku nocy. Grunt, że jest.
Mam nadzieję, że choć trochę się Wam podoba
Czekam na Wasze opinie.
Do napisania.

wtorek, 1 lipca 2014

9. CHANGE

Widzę, że nie jesteś zły. Pogubiłeś się i jesteś taki jak ja. Zagubiony.
Padłam na łóżko i zamknęłam oczy dosłownie tylko na chwilkę. Byłam pewna, że nie minęło kilka minut od czasu kiedy się położyłam. Po chwili usłyszałam nad sobą bardzo irytujący głos, którego bardzo chciałam uciszyć.
-Odejdź- warknęłam sennie i obróciłam się w drugą stronę, co nie było zbyt dobrym pomysłem. Słońce jak zwykle świeciło na moje łóżko.
Przecież nie może być już jutro. Jęknęłam niezadowolona.
-Naomi wstawaj- Ktoś potrząsnął mnie za ramię. Miałam ochotę sprawdzić czy czegoś się wczoraj nauczyłam i uderzyć pięścią w twarz przeszkadzającego.
Kate chyba zrezygnowała, bo przez kilka następnych minut mogłam cieszyć się błogą ciszą. Nagle poczułam jak coś, raczej ktoś, ale mniejsza z tym, pozbawia mnie kołdry. 
-Cholera jasna- wydarłam się siadając.- Życia mnie pozbawiasz, Kate. Nie masz serca.
-I kto to mówi- prychnęła. Patrzyła na mnie podpierając dłoń i biodro.- Jeśli zaraz nie wstaniesz, to będziesz musiała iść do szkoły bez tego twojego durnego makijażu! Chyba nie chcesz, by Nathan widział te twoje śliczne piegi?
Drugie zdanie prawie wykrzyczała, ale przy ostatnim ściszyła głos i zrobiła niewinną minę. Zmrużyłam oczy posyłając jej mordercze spojrzenie, które zignorowała. Wtedy zdałam sobie sprawę, że stworzyłam potwora.
-Nikt nie będzie widział moich piegów- Wstałam, ale potknęłam się o leżącą na podłodze pościel i poleciałam jak długa.- A poza tym...- zaczęłam zbierając się z podłogi.- Co do cholery ma z tym wspólnego Nathan?!
Blondynka próbowała zachować poważny wyraz twarzy, lecz widziałam, że ostatnimi siłami stara się nie wybuchnąć śmiechem. W pewnej chwili usiadła na swoje łóżko i wybuchnęła śmiechem. Popatrzyłam na nią z politowaniem, ale nie umiałam powstrzymać delikatnego uśmiechu. Pokręciłam głową i ruszyłam w kierunku łazienki.
-Całe życie z wariatami- mruknęłam nie dając po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób mnie to ruszyło.
-Kiedy ja to wszystko kupiłam?- spytałam samą siebie i zmarszczyłam brwi. Osoba taka jak ja, czyli nosząca cały czas buty na obcasie, nie zwraca uwagi na trampki czy inne buty z płaską podeszwą. A właśnie tych butów miałam całkiem sporą kolekcję. 
Sięgnęłam po pierwszą z brzegu parę trampków i szybko wsunęłam je na stopy, a potem zbiegłam na dół.  Czułam się dziwnie lekko. Dziś miał być kolejny pierwszy raz.
Po co to robisz, hm? Stajesz się słaba. Weź skończ.
Wzięłam do ust papierosa, chwyciłam torebkę i opuściłam dom, a potem udałam się w kierunku szkoły.
Przejechałam dłonią po włosach i weszłam do klasy. Nauczycielka jak zwykle sprawdzała coś w tych swoich papierkach, a uczniowie siedzieli w grupkach. Tylko jedna osoba, oprócz mnie, nie pasowała do tego obrazka. 
Czarny będący zadziwiająco wcześnie w klasie, siedział w ławce i pochylał się nad nią. Z tej odległości nie mogłam dostrzec, co robił. Wzruszyłam ramionami i poszłam do swojego miejsca. Usiadłam na ławce i bezczelnie przyglądałam się wszystkim. Ruda dziewczyna, która ostrzegała mnie przed Sharp'em, teraz tłumaczyła coś chłopakowi z pierwszej ławki, a obok nich siedziały jeszcze cztery osoby i co jakiś czas włączały się w dyskusję. Po drugiej stronie siedziało dwóch chłopaków, ubierających się w stylu gotyku. Milczeli. Kilka ławek przed nimi znajdowały się trzy farbowane blondynki, które większą część czasu idiotycznie się chichotały. Na samym początku mojego rzędu rozmawiało kolejnych dwóch chłopaków. To właśnie do nich tak śmiały się blondyny. Cóż chyba nie zauważały, że tamci co jakiś czas niby to niechcący łapią się za rękę. Odwróciłam głowę z niesmakiem i zaczęłam wpatrywać się w zieloną tablicę.
-Naomi Grey przygląda się innym, jakie to święto?- usłyszałam sarkastyczny ton Nathana.
Przeniosłam wzrok niego, a potem wywróciłam oczami. 
-Nic nie warta dziwka, patrzy jako to jest być coś wartym- odpowiedziałam chłodnym tonem.
Zeskoczyłam z ławki i usiadłam na krześle. 
-I jak wrażenia?- Nadal słyszałam kpiarski ton w jego głosie. 
-Nie martw się. Na ciebie się nie gapiłam, no bo wiesz...- ostatnie słowa powiedziałam przeciągle.- Aż tak zdesperowana nie jestem, żeby patrzeć na ludzi mniej wartych ode mnie.
Zacisnął dłoń w pięść, a mięśnie mu się napięły. 
-Sharp nie mów, że zdenerwowałam cię prawdą- parsknęłam. Zaczęłam przyglądać się moim paznokciom.- Chciałeś, to ci odpowiedziałam. 
Rozległ się dzwonek i ostatnie kilka osób weszło do sali. Wyciągnęłam notatnik, długopis i ołówek, a potem zajęłam się sobą, jak zwykle ignorując resztę świata.
-Dziś potrenujesz trochę inaczej- stwierdził na początek Matt.
Podniosłam prawą brew do góry. Przychodziłam tutaj już ponad dwa tygodnie. Czy było mi lepiej? Nie mam pojęcia. Kate coś wspominała, że się zmieniłam. Ale bardziej chyba mówiła do siebie niż do mnie.
W domu bywałam już tylko gościem. Wstawałam, szłam do szkoły, wracałam, brałam torbę, a potem przychodziłam tutaj. Nie widziałam matki i nie wiedziałam, czy to lepiej dla niej, czy dla mnie. Byłam pewna, że jeślibym ją zobaczyła, nie wytrzymałabym.
Od kiedy tutaj przyszłam nie piłam i nie brałam niczego. Dopiero teraz to sobie uświadomiłam. Wcześniej nie potrafiłam wytrzymać bez tego, a teraz po prostu nie miałam na to czasu. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że po prostu się zmieniłam. Tego naprawdę nie chciałam.
Od dłuższego czasu także nie paliłam. A to tylko dlatego, że po pewnym treningu Osiłek przyłapał mnie na paleniu. Jak zwykle dostałam opieprz, ale to pewnie bym zignorowała. On dał mi ultimatum. Siłownia lub palenie. Miałam powiedzieć, że to drugie, jednak po kilku minutach zorientowałam się, że już nie wytrzymałabym bez tego miejsca. Oczywiście wiele razy wychodziłam mówiąc, że więcej tutaj nie przyjdę, jednak kolejnego dnia znów pojawiałam się w drzwiach.
Matt uważał, że nie powinnam przychodzić tutaj codziennie. Powinnam robić sobie dzień przerwy między treningami, bo inaczej wykończę organizm. Ja tego chciałam. Już nie wytrzymywałam bez tego uczucia, gdy kładłam się do łóżka kompletnie wykończona. Kiedy nie potrafiłam zrobić niczego. Dzień przerwy byłby dla mnie bardziej bolesny niż dzień treningu. Byłby zabójczy.
Mężczyzna kiwnął w kierunku jednego miejsca. Spojrzałam w tamto miejsce, choć dobrze wiedziałam, co tam jest.
-Żartujesz sobie ze mnie- prychnęłam.- Przecież ja nie umiem walczyć!
-To się nauczysz- doszedł do mnie znajomy, zachrypnięty głos.
Kiedy wchodziłam tutaj, było dziwnie pusto. Nie, żeby normalnie przychodziły tu tłumu, ale zawsze jakieś pięć, sześć osób było.
Obróciłam się i zobaczyłam Nathana, będącego bez koszulki, który rozgrzewał się kilka metrów od nas. Mimowolnie mój wzrok zatrzymał się trochę za długo na jego umięśnionym i opalonym torsie.
-I że niby ty masz mnie czegoś nauczyć?- prychnęłam zakładając dłonie na klatce piersiowej.
-Spokój- zażądał Osiłek, a potem przeniósł wzrok na mnie.- Musisz iść dalej. Waląc cały czas w ten worek, nic nie osiągniesz.
-Ale nie walę tylko w ten durny worek- zaprzeczyłam.- A poza tym, to nawet o to nie chodzi.
Wskazałam dłonią ring. Oczywiście, że chodziło o to durne miejsce, ale jakoś straciło znaczenie, gdy się dowiedziałam, kto ma być moim nowym nauczycielem. Może i miałam małe zaufanie co do Matta, ale Czarny nie miał na co liczyć. No do cholery, przecież on mnie tam zabije!
-Już postanowione.- Rzucił w moim kierunku rękawice.- Ja nauczyłem go, on nauczy ciebie.
-Ta nauczy- mruknęłam sarkastycznie.- On mnie zabije.
Jakby na potwierdzenie, Nathan zaczął kaszleć próbując zagłuszyć śmiech.
-Naomi przestań stać i się rusz- Matt wydarł się w moją stronę w tym samym momencie, gdy Nathan zaatakował. Cudem ochroniłam się przed ciosem.
-Ona nawet stać nie umie- odkrzyknął mu Czarny widocznie rozbawiony tym faktem.
-To ją naucz!
-Ja tu jestem- przypomniałam kolejny raz unikając ciosu i jednocześnie tracąc równowagę. Na szczęście w ostatnim momencie ją odzyskałam. Nie chciałam wiedzieć co on by mi zrobił, gdybym leżała.
Matt siedział na krześle i tylko się wydzierał, jakby co najmniej oglądał mecz footballu. Brakowało mu tylko popcornu i puszki piwa. Na serio. Zastanawiałam się nawet czy mu po to nie skoczyć.
-Grey, to się naprawdę robi nudne- mruknął chłopak zadowolony.
-Nie widać byś się nudził- warknęłam robiąc krok w tył.
-Chyba coś powiedziałem dwie minuty temu- przypomniał facet.- Ma być cisza!
Spróbowałam zadać cios brunetowi, ale od razu tego pożałowałam. Nie dość, że nie trafiłam, to dodatkowo straciłam równowagę i poleciałam do tyłu, tym samym upadając na tyłek.
Nathan kolejny raz zaczął się śmiać i chyba to był pierwszy dzień, w którym słyszałam jego śmiech. Powinnam dostać statuetka. Rozbawiłam Nathana Sharpa. I to nie raz.
-Miałeś mnie czegoś nauczyć, idioto!- Nie wytrzymałam i wybuchnęła. Powoli podniosłam się.- A nie się ze mnie śmiać!
Czarny od razu spoważniał. Ściągnął rękawice i ruszył w moim kierunku. Uważnie patrzyłam co robił. Stanął za mną i oparł głowę na moim ramieniu tak, że jego oddech łaskotał mnie w szyję.
-Po pierwsze- zaczął ściszonym głosem, a po moich plecach przeszedł dreszcz.- Stoisz źle. Naprawdę. Jeszcze nikogo nie widziałem, żeby tak źle stał.
Zaczął ustawiać mnie, bym stała poprawnie. Przez cały czas nie wiadomo z jakiego powodu miałam wstrzymany oddech.
-Grey zacznij oddychać- nakazał.- Chyba nie chcesz by Matt wykonywał pierwszą pomoc.
Wypuściłam powietrze i spróbowałam normalnie oddychać. Mimo wszystko wolałam nie mdleć.
-Ugnij bardziej nogi w kolanach i stań bardziej bokiem.
Chłopak okrążył mnie kilka razy. Byłam pewna, że jeden raz by wystarczał, a kilka kolejnych zrobił specjalnie. No bo przecież taki dzień może już nie nastąpić, nie?
Stanął naprzeciwko mnie i przyglądał mi się.
-Stoisz- powiedział rozbawionym głosem. Popatrzyłam na niego uważnie. To nie był ten sam chłopak co w szkole. Tutaj był inny. Tylko pytanie, kiedy był prawdziwy?- A teraz zobaczymy, czy umiesz zrobić chociaż krok.
Oj.
--------------
Ta.. Nasza Naomi zaczyna się zmieniać. Nie myślcie, że będzie tak różowo, co to, to nie. Przepraszam, że rozdział jest z opóźnieniem. 
Do niektórych z Was jeszcze nie wpadłam, nie wiem kiedy to zrobię, ale postaram się jak najwcześniej.
Mam pytanie. Moglibyście napisać mi jakieś tytuły książek? Obojętnie z jakiego gatunku.
A i w połowie lipca wyjeżdżam, więc nie wiem jak to będzie z rozdziałami. Postaram się napisać kilka rozdziałów wcześniej, ale obiecać nie mogę.
No to, czekam na Wasze opinie.
Do napisania