niedziela, 7 września 2014

15.FEAR

Po co są obietnice? Przecież to tylko nic nie znaczące słowa, o słowach się zapomina, więc dlaczego nie o obietnicach? Nie są one czymś trwałym, stałym. Więc dlaczego ludzie wierzą w czyjejś obietnice? Powinni wierzyć w siebie, ale zbyt bardzo wiedzą, jakimi potworami są. Wolą wierzyć w innych potworów, czasami gorszych od nich samych.

-Co myślisz o samobójcach?
Zmarszczyłam brwi, a jakikolwiek dobry humor, który mi towarzyszył, właśnie zwiał. Pociągnęłam łyk gorzkiego piwa i przeniosłam wzrok na dom gospodarza. Było widać, że nie radzi sobie z tego typu imprezami i zamiast wznieść się wyżej na szczebel popularności, stał się tylko większym pośmiewiskiem.
-Zamierzasz się zabić?- prychnęłam z kpiną w głosie, kompletnie nie wierząc w jej słowa. Nie odzywała się przez jakiś czas, już myślałam, że sobie poszła, kiedy zabrała głos.
-To ja powinnam cię o to zapytać- mruknęła, spojrzałam na nią, jednak ta patrzyła w inną stronę. Zacisnęłam dłoń w pięść, zastanawiając się, jakim prawem zdobyła się na te słowa. Do MNIE tak się NIE mówi!- Złoty strzał, Naomi.
Jej wzrok spoczął na mnie. Wzruszyła ramionami.
Nie odezwałam się. Stałam tam po prostu, choć mogłam odejść i dobrze się zabawić. A bynajmniej spróbować. W najlepszym wypadku opuścić to miejsce i znaleźć jakiś dobry klub.
-Właśnie przez takich jak ty, ludzie sądzą, że jesteśmy słabi- wysyczałam przybliżając się do niej.- Zadajesz się ze mną, więc nie będzie żadnego, pierdolonego, złotego strzału! Rozumiesz?
Rudowłosa odsunęła kosmyk włosów za ucho, ale nie wydawała się wzruszona moimi słowami.
-Ty też o tym myślisz, Grey- szepnęła.- To w końcu wszystkich nas wykończy. Nawet się nie zorientujesz, kiedy każdy z tych ludzi nie będzie żył. To nas niszczy i dobrze o tym wiesz. Dla mnie już jest za późno...- zamilkła na moment i zerknęła na bawiący się tłum.- Ale nie dla ciebie...
Nie słuchałam jej dalej. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam odchodzić. Krzyczała jeszcze za mną, ale miałam to w dupie. Nie będzie mi taki ktoś jak ona, robił wykładów na temat prochów. Będę robiła co chcę, kiedy chcę i z kim chce.
-Suka- powiedziałam pod nosem i weszłam do domu, tylko po to, by wziąć kolejne piwo, jednak zamiast do kuchni, zawędrowałam do wyjścia z alkoholem w dłoni i jakimś szatynem. Nie pamiętałam nawet jego imienia, nie było warto, oni nie są tego warci. Powinno się ich tylko wykorzystywać i tyle.
Następnego dnia Ruda już nie żyła. Jeśli ktokolwiek myślał, że przez jej śmierć się zmienię, to się mylił. Ona wybrała ten los znając konsekwencje. Ja nie zrezygnuje z czegoś, co daje mi bezpieczeństwo. Nic mojego zdania nie zmieni.

-Ruszaj się- rozkazał surowym tonem.
Z niewiadomego mi powodu, Czarny nie pozwolił mi ubrać rękawic, a chyba nimi posługuje się człowiek na ringu, prawda? Bynajmniej tak mi się zdawało.
Powstrzymałam się od wywrócenia oczami. Ruszałam się. Ba, nawet w taki sposób, jaki on mi nakazał, gdy ostatnim razem byliśmy na ringu i co? I znowu coś mu nie pasuje.
Odsunęłam się, kiedy zbliżył się do mnie i jakimś cudem uniknęłam ataku. Nie prowadziłam ofensywy, a defensywę, więc zaskoczyły mnie jego słowa.
-Uderz mnie- stanął przede mną i był całkowicie poważny.
Podniosłam obie brwi do góry, jakby nie wierząc w jego słowa. Próbowałam odszukać drugie znaczenie jego słów i zdobyć coś, co dałoby mi pewność, że mówi poważnie. Miałam go uderzyć? Naprawdę? Przecież ja sobie prędzej złamię rękę , niż on cokolwiek poczuje. Stałam kilka sekund zamyślona i to był mój błąd, bo kiedy spróbowałam go zaatakować, on przewidział mój ruch i złapał za nadgarstek, a potem wykręcił mi dłoń do tyłu. Stanął za mną, a drugą ręką otoczył moją szyję, powodując, że głowę musiałam odchylić do tyłu.
Jeden raz się szarpnęłam, ale to wystarczało by wiedzieć, że jeśli on nie będzie chciał, ja się nie uwolnię, a zrobię sobie tylko większą krzywdę, bo choć jego uścisk był pewny i stanowczy, nie sprawiał mi bólu, a tylko mnie unieruchamiał. Dawał mi tym do zrozumienia, że napastnik nie będzie taki delikatny, jak on i pokazał mi, iż popełniłam błąd, co nie było zbyt nowe.
-Za dużo myślisz- szepnął mi wprost do ucha, a jego oddech łaskotał moją skórę.
Byłam przyciśnięta plecami do jego półnagiego ciała, bo jak zwykle na ringu nie miał koszulki. Czułam jego mięśnie, ciepło ciała i zapach chłopaka. Bliskość spowodowała, że dreszcz przeszedł po moim ciele, tu o dziwo, nie było on nie przyjemny, a przecież znajdowałam się w sytuacji możliwego zagrożenia. Jednak nie bałam się, a może po prostu ten strach nie był aż tak odczuwalny. Moje serce biło odrobinę szybciej z powodu wysiłku, tak przy okazji nigdy więcej nie biorę udziału w rozgrzewce prowadzonej przez Sharpa, a oddech był płytszy niż normalnie.
-Nie myślę- odszepnęłam lekko ochrypłym głosem.
-Właśnie, że tak- upierał się przy swoim, nie odsuwając się nawet na krok. - Przetwarzałaś moje słowa, a dałem ci jasne polecenie. Gdy się boisz, przestajesz być obserwatorem, a to twój błąd.
Mówił spokojnie oraz powoli, jak do dziecka i w normalnych okolicznościach pewnie warknęłabym na niego za to. Lecz teraz tak nie było. Drygnęłam nerwowo, wiedząc, że ma racje, strach odbierał mi możliwość spontanicznej reakcji, która w wielu wypadkach ratowała mi skórę, ale nigdy w okolicznościach takich, jak ta. Wtedy włączał mi się przełącznik myślenie i zaczynałam rozmyślać nad każdym słowem wroga. Kolejna zaleta brania prochów lub picia alkoholu, kompletnie przestawałam myśleć, a więc zawsze byłam bezpieczna.
-Naucz mnie- poprosiłam po chwili, choć w duchu chciałam tylko uciec.
Brunet wypuścił głośno powietrze, a ono zderzyło się z moja skórą, co skutkowało tym, że dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. Byłam pewna, że to wyczuł, ale dopóki o tym nie mówił, było dobrze.
Znajdowaliśmy się w takiej pozycji przez kolejnych kilka minut, aż wreszcie uścisk zelżał, a sam „napastnik” odsunął się ode mnie. Obróciłam się w jego stronę, oczekując odpowiedzi, ale on stał do mnie tyłem. Zmarszczyłam brwi, jednak to była moje jedyna reakcja na jego zachowanie. Kompletnie nie wiedziałam, o co mu tym razem chodzi i irytowało mnie. A najbardziej sam on.
-Okay- zgodził się. Przejechał palcami po włosach, ramiona unosiły mu się z każdym wdechem, a opadały z wydechem, jakby próbował się uspokoić, a przecież nic takiego nie zrobiłam.
Wywróciłam oczami i założyłam dłonie na klatce piersiowej. W końcu zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, a potem jak gdyby nigdy nic zeskoczył.
-Koniec?- spytałam z niedowierzaniem. To było dla mnie za mało, potrzebowałam jeszcze chociaż odrobinę wysiłku. Inaczej moja kolejna noc dołączy do tych nieprzespanych. Nie mogłam teraz wrócić do domu. Po prostu, nie mogłam.
Cicho prychnął, a jednocześnie pokręcił głową, jakby on także nie dowierzał.
-Tak, idź do domu.- Był to rozkaz, którego nie zamierzałam wykonać. To, że on uważał, iż zakończyliśmy dzisiejszy trening, nie oznaczało, że tak było. Matt był dzisiejszego dnia nie obecny, więc Czarny powinien zająć się moim treningiem, a jeśli nawet to było dla niego za dużo, nie miał prawa mnie stąd wyganiać.
-Muszę...- Szukałam odpowiednich słów, które mógłby określić, to co zamierzałam powiedzieć. A raczej tego, czego nie zamierzałam wyjawić.- Muszę jeszcze potrenować.
-Nie!- warknął, a dłonie zacisnął w pięści. Zrobiłam krok w tył, chociaż chłopak znajdował się za granicami ringu. Przed oczami ujrzałam wspomnienie tego, co zdarzyło się ostatnio. Lecz nie mogłam mu pokazać, że jakkolwiek to na mnie działało, bo nie wiadomo, czy to nie nakręciłoby go jeszcze bardziej.
-Nie rozumiesz...- Powoli sama zaczynałam tracić cierpliwość, nie miałam zamiaru godzić się na każde jego słowo. Miałam także swoje zdanie i zamierzałam to okazać.- Ja muszę zostać.
Zaakcentowałam drugie słowo, dając tym samym do zrozumienia, że było to konieczne.
Popatrzył na mnie uważnie, nadal mając złość w oczach. Nie zamierzał mi ustąpić, a ja zastanawiałam się, dlaczego aż tak bardzo się upiera.
-Nie- powtórzył odrobinę spokojniej, teraz to on dawał mi do zrozumienia, że nie odpuści, dopóki nie zrobię tego, czego on oczekuje.
Pokręciłam głową nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Zanim zdążył powiedzieć kolejne „nie”, ja już biegłam w stronę szatni, dając mu wygrać. Przez niego ta noc będzie moim koszmarem, przez niego moje życia powoli znów zamieniało się w koszmar.

Powoli szłam chodnikiem, z każdym krokiem oddalając się od siłowni, ale także od domu, bo kierowałam się w przeciwnym kierunku. Co jakiś czas kopałam napotkane kamienie, jednak po jakimś czasie zrezygnowałam, bo, choć trudno w to uwierzyć, ta czynność robiła niesamowity hałas. Tylko jedna na kilka lamp świeciła, więc przez większość czasu szłam w kompletnej ciemności. W prawie wszystkich domach światła były zgaszone, samochody praktycznie w ogóle nie jeździły i tylko neony sklepów monopolowych dodawały jakiegoś światła, choć ich było także bardzo mało.
Postępowałam bardzo głupio chodząc pustą ulicą, pozbawioną żywej duszy. Udawałam, że po prostu idę, ale każdy nieznajomy mi szelest powodował ciarki na ciele. Nie zamierzałam wracać do domu, uciekałam od strachu, pakując się w jeszcze większą panikę, bo oto moje nogi prowadziły mnie do nieznajomych rejonów miasta. Powinnam dostać medal za inteligencje.
W pewnym momencie poczułam uścisk na ramieniu. Chciałam krzyknąć, ale ktoś zasłonił mi dłonią usta. Poziom adrenaliny skoczył mi do maksimum, a ja sama zaczęłam się szarpać, choć wyczuwałam przewagę napastnika. Spróbowałam kopnąć go w kroczę i kiedy mężczyzna zaklną, wiedziałam, że to moja jedyna szansa na ucieczkę. Całą siłę skupiłam na tym, by się wyrwać, a potem zaczęłam biec najszybciej jak potrafiłam.
Krew huczała mi w uszach, a na czole zaczęły występować krople potu, gdy w zaskakująco szybkim tempie pokonywałam kolejne przecznice. Trudno było mi oddychać, ale nie zwalniałam. Bałam się odwrócić, by sprawdzić, czy za mną biegnie.
Poruszałam nogami, a stopy praktycznie w ogóle nie stykały się z chodnikiem. Starałam się nie myśleć, nie mieć przed oczami różnych wizji tego, co może się zdarzyć, jeśli mnie dogoni. Powietrze boleśnie ocierało mi się o gardło, a łydki bolały niemiłosiernie. Nie miałam pojęcia ile tak biegłam, próbowałam usłyszeć czy on nadal za mną był jednak to wymagało zbyt wiele siły, a ta była mi potrzebna na ucieczkę.
Zrobiłam kolejny szybki krok i jak to zawsze w tych durnych filmach bywa, potknęłam się i runęłam jak długa. Szybko podniosłam się, ignorując pieczenie w dłoniach i powróciłam do biegu, jednak było za późno. Złapał mnie w pasie i wciągnął w jakąś ślepą uliczkę, a potem przycisnął do pobliskiego budynku. Na darmo próbowałam się szarpać, nie miałam szans. Przymknęłam oczy i postanowiłam się poddać. Nie zamierzałam walczyć, bo sama się o to prosiłam. Mogłam wrócić do domu, a tego nie zrobiłam. Jak zwykle postawiłam na swoim.
Mężczyzna przyciskał mnie swoim ciałem do ściany, a dłonie umieścił po obu stronach, nie pozostawiając żadnej drogi ucieczki.
Nie otwierałam oczu, nie zamierzałam na niego patrzeć. Nie chciałam dać mu tej satysfakcji, ale i tak mimo przerażenia, chyba chwilę potem byłam w większym szoku.
-Miałaś wrócić do domu!- krzyknął na mnie, a ja aż się skuliłam. Jednak po chwili poznałam ten głos, powoli dochodziło do mnie, kto stoi przede mną, ale i tak przerażenie nawet na moment mnie nie opuściło.
Podniosłam powieki, jeśli wcześniej Nathan był wkurzony, to teraz nie wiedziałam jak określić jego stan. Furię miał wymalowaną w oczach, nie próbowałam nawet myśleć, do czego teraz był zdolny, ale i tak mózg przysyłał mi różne obrazy tego, jak to może się skończyć. Z trudem przełknęłam ślinę.
-Nathan...- wychrypiałam cicho próbując go jakoś odepchnąć od siebie.
-Dlaczego nigdy nie potrafisz mnie posłuchać?!
Opuściłam wzrok, nie potrafiąc wytrzymać jego palącego spojrzenia.
-Nathan...- powtórzyłam, a w głowie składałam słowa w jakieś sensowne zdanie. Rzecz jasna bez rezultatów.
-Odpowiedź mi, do cholery!
Jeśli to było w ogóle możliwe, a chyba nie było, jeszcze bardziej zmniejszył odległość między nami nie pozostawiając nawet centymetra wolnej przestrzeni. Zacisnęłam zęby, gdyby tylko się uspokoił, zapewne mógłby usłyszeć jak szybko bije moje serce. Cała drżałam i z jednej strony modliłam się, by ktoś nas znalazł, ale z drugiej coś mi mówiło, że wtedy Nathan miałby jeszcze większe kłopoty.
-Nie pozwoliłeś mi zostać- wydusiłam z trudem nadal wpatrując się w ziemię.
Chwycił dwoma palcami moją brodę i pociągając ją do góry, nakazał bym na niego patrzyła.
-Miałaś wrócić do domu- syknął, nie słuchając mnie. W normalnej sytuacji pewnie wywróciłabym oczami, ale teraz nie odważyłam się na ten czyn. Mógłby go tylko jeszcze bardziej zdenerwować.
Patrząc mu w oczy, miałam kompletną pustkę w głowie. Nie potrafiłam wydobyć z siebie chociaż słowa.
-Nie zrobiłaś tego- Choć nadal na mnie warczał, jego gniew delikatnie osłab, jakby uświadamiał sobie, co teraz robi.
-Puść mnie.
-Dlaczego ja mam cię posłuchać?- Teraz jego ton głosu przeszedł na kpinę. Był świadomy tego co robi i tym samym chciał mi pokazać, jak to jest kiedy ktoś lekceważy twoją prośbę.
Ponownie przymknęłam powieki i opuściłam dłonie, które usilnie starały się odepchnąć Czarnego ode mnie.
-Bo proszę...
Przez kolejnych kilka sekund nic się nie wydarzyło. Potem poczułam, jak brunet odsunął się odrobinę, naprawdę niewiele i schował kosmyk moich włosów za ucho pozostawiając dłoń na szyi. Pochylił się, a ja przeraziłam się tym, co zamierzał zrobić. Wciągnęłam powietrze, modląc się w duchu, by nie stało się to, co przyszło mi do głowy. Kiedy jego oddech obił się o moją skórę na szyi, odetchnęłam z ulgą.
-Nigdy więcej tego nie rób.- Mogłam usłyszeć prośbę w jego głosie.- Słyszysz?
-T... Tak.
Zrobił dwa kroki w tył i schował dłonie do kieszeni spodni. Przyjrzał mi się uważnie, a w jego oczach nadal tliły się płomienie gniewu.
-Odprowadzę cię.- Odezwał się głosem nieznającym sprzeciwu.
Oparłam się o ścianę, potrzebując chwili na zrozumienie tego wszystkiego. Przejechałam palcami po włosach.
Ruszył, nie czekając na moją reakcję. Ja nie miałam innego wyboru, niż udać się za nim.

Na samym początku powinnam Was wszystkich przeprosić za spóźnienie i za to, że u wszystkich mam zaległości, które do końca przyszłego tygodnia postaram się nadrobić.
Rozdział bardzo, bardzo długi. Miałam go zakończyć wcześniej, ale nie wiem, kiedy będę miała możliwość dodania kolejnego, więc dodałam taki długi.
Za trzy, cztery tygodnie rozpocznę publikowanie mojego kolejnego opowiadania, które mam nadzieję, że będziecie czytać.
No to chyba wszystko, czekam na Wasze opinię. Ba, ja się ich już nie umiem doczekać.
Do napisania.

11 komentarzy:

  1. Dlaczego, dlaczego, dlaczego....
    Jesteś taka okrutna, chcę przeczytać więcej...
    Choć rozdział jest naprawdę długi, nie mogę się doczekać następnego i kiedy piszesz, że nie wiesz kiedy go wstawisz po prostu coś we mnie pęka.
    Super rozdział!!!
    Ta akcja Nathana po prostu nie do przewidzenia.
    <3 <3 <3 Wspaniale piszesz i zaciekawiasz odbiorcę.
    Chcę WIĘCEJ!!!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty rozdział! Czekałam na niego bardzo długo, niestety. Mam nadzieje że będziesz dodawać częściej. Właściwie to jest prośba. :)). Tak jak pisalam na początku rozdział jest wyśmienity. Czekam na następny :3
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Ale cieszę się że to był Nathan a nie ktoś inny. Coraz bardziej Naomi i Nathan się chyba zbliżają do siebie i lepiej dogadują. Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Trzymaj się :*
    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny ! Przeczytałam rozdział który dodalas przez przypadek na nienawiść i tak czytam tą notke pod rozdziałem i piszesz że taki długi ten rozdział a przecież przedtem jak czytałam wcale się taki nie wydawał. Ciesze się że jednak postanowilas dopisać i tym "napastnikiem " okazał się tak jak myślałam Nathan , miałam taka nadzieję że ją pocaluje a tu niestety nic takiego się nie stało :( czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Nie dość, że emocjonujący to jeszcze wyczuwałam jakieś drgania między Nathanem i Naomi. Mam wrażenie, że chłopak zaczyna coś do niej czuć, mimo iż wygląda na faceta, który kochać nie potrafi. Miałam nieodparte wrażenie, że wygonił ją z treningu, bo jej bliskość zaczęła wywoływać w nim jakieś dziwne emocje i chciał to po prostu przerwać. Ale jestem przekonana, że między tą dwójką coś jeszcze będzie.

    Nathana nigdy nie określiłabym jako człowieka troskliwego, bo widać gołym okiem, że ma sporo za skórą. A mimo to o Lolę się troszczy i bez przerwy ratuje ją z różnych opresji. Jest jej takim aniołem stróżem, nawet chyba kiedyś już to pisałam i to jest naprawdę słodkie! A to jak przyparł ją do muru i zbliżył na minimalną odległość wywołało u mnie ciary. Takie rozdziały wychodzą Ci znakomicie, więc proszę o więcej;D

    Pozdrawiam i zapraszam na nowość do mnie;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurczę no! Coraz bardziej nie ogarniam tego Nathana... Zupełnie nie wiem jakie ma intencje co do dziewczyny. Ten trening był taki dziwny i w ogóle, to jego zachowanie potem...

    Przestraszyłam się nie na żarty, gdy ktoś zaatakował Naomi. Podziwiam ją, że w takich ciemnościach, miała odwagę by iść gdzie indziej niż do domu. Ja strasznie boję się chodzić o tak późnych porach, bo już mam masę głupich myśli i raczej staram się unikać takich sytuacji.
    Całe szczęście, że tą osobą, która zatrzymała Naomi był Nathan, choć... zastanawiało mnie to dlaczego takie warunki jej stawiał, dlaczego tak bardzo martwił się o to i zależało ma na tym, aby wracała do domu... jakby chciał mieć nad nią kontrolę.
    W momencie, gdy sie do niej zbliżał, miałam wrażenie, że być może ja pocałuje, ale jednak chyba zbyt dużo naczytałam się dziś historii miłosnych i pewnie dlatego to mi się nasunęło. :)

    Czekam na kolejny rozdział. :) Zauważyłam, że ten i poprzedni są chyba dłuższe i podoba mi się to. :)
    Uciekam.

    http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
    buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny rozdział ^^. Jak ten Nathan ją złapał, to się wystraszyłam, że to ten chłopak, który Naomi przedtem uderzył w siłowni, ale nigdy bym się nie spodziewała, że to Nathan O.O Coś sie kroi? XD ;D. Matko, on ją zaczął śledzić, więc na pewno się o niią martwi! o to na pewno się coś kroi XD! Super rozdział! Czekam na NN!! Pisz szybko, bo czekam :)
    Do poczytania! ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdzie tam długi, przemknęłam jak burza. :)
    A ja wiedziałam, ze to Nathan ją "zaatakował". :DD
    Ale czemu on się tak na nią uwziął? Co za różnica czy pójdzie do domu czy nie?
    Czekam na wyjaśnienia.
    Pozdrawiam i zapraszam na nowy u mnie.
    [pat-czyli-ognistowlosa]

    OdpowiedzUsuń
  9. Po pierwsze przepraszam, że tak długo nie wchodziłam, ale moje blogowanie na chwilę uległo zawieszeniu... Teraz jednak jestem i wszystko nadrobiłam ^^
    Rozdziały mi się bardzo podobają i muszę przyznać, że mają w sobie coś takiego, że wciągają i zachęcają do dalszego czytania. Dlatego mi się nie wydaje by rozdział był długi. Dla mnie za krótki! Pochłoną mnie i zleciał jak poprzednie, choć jak razem je czytałam to było bardzo fajne :D Jestem wielkim fanem Nathana - kocham takie postaci z takim charakterem, jest po prostu intyrgujący, nie umiem przeiwdzieć jego działania <33 Naomi to moja ukochana postać i mam nadzieję, że któreś z nich zmięknie i tak na prawdę zacznie się coś między nimi dziać, bo tego bardzo bym chciała :D Ok koniec tego nieskładnego rozpisywania się... Życzę mnóstwa weny i zapału!
    Pozdrawiam <3

    Ps, zapraszam do siebie na dwójkę, która wreszcie się pojawiła. Nic specjalnego się nie dzieje, ale wkrótce się to zmieni:
    http://mysterious--diary.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Cały czas zastanawiam się co ten Nathan ma w głowie. Jaki jest jego plan? Jakie są jego cele...co chce osiągnąć? Bo wg mnie jakoś dziwnie się zachowuje wobec Naomi. Niby bardzo ją lubi, może nawet ta dziewczyna mu się podoba, ale nie robi w tym kierunku nic dobrego. Trenuje ją, ale nagle w połowie treningu przerywa i nie wiadomo o co mu chodzi...
    Dla mnie to człowiek MEGAzagadka. Nie do rozszyfrowania na chwilę obecną. Nie rozumiem go kompletnie, ale mam nadzieję, że... że wyprowadzi Naomi na prostą.

    Matko, a przez moment miałam wrażenie, że to ten głupi nauczyciel korepetytor ją dopadł w uliczce! Uff...

    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń