Śmierć ma
wiele twarzy. Możesz nadal żyć, a tak naprawdę już dawno być martwym. Bo umarło coś w tobie, coś co robiło z ciebie
człowieka, którym byłeś. Możliwe, że śmierć jest prosta,
łatwa. Moja nie była. Jednak jestem jednego pewna, że życie jest
trudniejsze.
Słuchałam nowej płyty Linkin
Park i wpatrywałam się w sufit, gdy ktoś zdecydował się zakłócić
mi spokój i zjawić się w moim pokoju. Już miałam wyrzucić tą
osobę, kiedy w drzwiach pojawiła się sylwetka Margot, naszej
gosposi.
Rzuciłam w jej stronę pytające
spojrzenie, a ona poprosiła, żebym ściszyła muzykę. Wywróciłam
oczami, jednak podniosłam swój tyłek z łóżka i wyłączyłam
odtwarzacz. Gdyby ktoś inny mnie o to poprosił, pewnie bym to olała
i kazała wyjść tej osobie, ale nie Margot. Ona to co innego. Nie
pytała, nie miała pretensji. Znała prawdę i wiedziała dlaczego
to wszystko robiłam. Jednak była nadal i może dlatego miałam do
niej inny stosunek.
-Przeszkadzasz mi- powiedziałam
powracając na łóżko.
-Matka chce byś zeszła do
niej.
Zacisnęłam dłonie w pięści,
a moje ciśnienie od razu się podniosło. Zerwałam się z miejsca i
ruszyłam w kierunku drzwi.
-Mówiłam, że jak coś chce,
to ma ruszyć dupę i sama przyjść- wydarłam się na niewinną
kobietę wymijając ją w drzwiach. Zbiegłam po schodach i poszłam
do salonu, bo tam zazwyczaj była. No chyba, że dawała dupy
kolejnemu facetowi, ale to co innego. Jedyne co było ważne to, to
że przy ludziach była idealną żoną i matką. Suka.
Siedziała na obitej skórą
kanapie i popijała kawę w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, nie
mającego pewnie nawet trzydziestki. Myślałam, że puszczę pawia.
Może teraz jeszcze mam
poznawać facetów, z którymi się pieprzy?
Koleś miał ciemne blond włosy
i złotobrązową opaleniznę. Kiedy jego wzrok przeniósł się na
moją osobę, dostrzegłam, że jego oczy były ciemnoniebieskie.
Miał idealne, śnieżnobiałe uzębienie jak z reklamy pasty do
zębów.
Wywróciłam oczami.
Mężczyzna przejechał wzrokiem
po całej mojej osobie, co ani trochę mnie nie speszyło. Założyłam
dłonie na klatce piersiowej i czekałam na chwilę, aż będę mogła
wrócić do swojego pokoju by nie patrzeć na matkę.
-Naomi.- Na głos matki, będący
bardziej słodki niż lukier mało nie puściłam pawia.- Ostatnio
masz problemy z matematyką, prawda? A w końcu za kilka miesięcy
idziesz do liceum.
-I co z tego?- wzruszyłam
ramionami.
-Pan McCartney będzie twoim
korepetytorem. Tamten semestr nie poszedł ci za dobrze, ale jestem
pewna, że przy pomocy pana profesora, na pewno poprawisz oceny.-
Posłała szeroki uśmiech w stronę blondyna, a on go odwzajemnił.
Kiwnęłam głową, nie miałam
problemów z matematyką. Ona tylko chciała zakryć to, że chodzi z
nim do łóżka.
Spojrzałam na matkę, nawet nie
wiedziała ile wiem. I nie wiedziała, kogo sprowadza do domu.
Spojrzałam na zegarek i
westchnęłam ciężko. Odłożyłam ołówek i oparłam się o
oparcie krzesła. Zostało piętnaście minut, a ja czułam, że nie
wytrzymam w tym pomieszczeniu nawet pięciu.
Przyjrzałam się moim
nadgarstkom i zastanowiłam, jakby wyglądały z bliznami po
cięciach. Mogłam nawet sobie wyobrazić jak przejeżdżam palcami
po nich i czuję wypuklenia w miejscu blizn. Zrobiłam to, jednak nie
poczułam nic więcej oprócz gładkiej skóry, kości i żył.
Miałam kilka rzeczy, których nigdy w życiu nie zrobiłam i których
nigdy nie miałam robić. Jedną z tych rzeczy była miłość, nie
wierzyłam w nią. A jak można się zakochać, gdy się w to nie
wierzy? No właśnie. Drugą, było cięcie się. Ci którzy się
cięli, byli słabi. Ja nie byłam. Narkotyki nie są słabością.
Poczułam uścisk w żołądku i
musiałam zacisnąć zęby oraz dłonie w pięści. Podniosłam
wzrok, wszyscy byli zajęci zadaniami oprócz mnie i Sharpa. Siedział
rozwalony na krześle i bazgrał coś na kartce. Mój wzrok
powędrował na przód klasy. On siedział przy biurku i coś pisał.
Po chwili spojrzał na mnie i dostrzegłam, że uśmiecha się pod
nosem. Też to zrobiłam. Tyle, że w tym uśmiechu nie było nic z
radości i szczęścia. Była nienawiść i obrzydzenie, kpina i
ironia. Przymrużyłam oczy. Nie mogłam się bać. Już nie.
Wchodząc do domu jak zwykle
trzasnęłam drzwiami. Rzuciłam torebkę w kąt i skierowałam się
w stronę kuchni. Stanęłam w wejściu i założyłam dłonie na
piersi. Miałam ochotę zwymiotować widząc matkę, ale zmusiłam
się do przyglądania się jej osobie. Jak gdyby nigdy nic krzątała
się po pomieszczeniu przygotowując posiłek. Nie zauważyła mojego
przybycia.
-Chcę się widzieć z ojcem-
zażądałam lodowatym tonem. Wystraszona kobieta upuściła talerz,
a ten roztrzaskał się na kawałki u jej stóp.
Pokręciła głową wzdychając
ciężko i pochyliła się by pozbierać coś, co kiedyś było
naczyniem.
-Mogłabyś jakoś dawać znak,
że wchodzisz- powiedziała z wyrzutem, ale mnie jakoś przykro się
nie zrobiło.
-Stoję tu od pięciu minut, to
ty powinnaś mnie zauważyć.- Podeszłam do stołu i usiadłam na
jedynym z krzeseł zakładając nogę na nogę. Zaczęłam przyglądać
się moim paznokciom, bo były one dużo ciekawsze niż moja matka.
Westchnęłam zirytowana.- Do cholery, potem to kobieto pozbierasz!
Zignorowała mnie i dopiero
kiedy pozbierała wszystkie odłamki rozbitego talerza zaszczyciła
mnie swoim spojrzeniem. Widziałam odmowę w jej oczach, ale gówno
ona mnie interesowała. Chciałam się spotkać z ojcem i ona to
miała załatwić. Czy chciała czy nie.
-Nie możesz się z nim spotkać-
powiedziała w końcu i zaczęła kroić paprykę.
-Mam prawo do spotkania z
własnym ojcem!- Zaczynałam tracić cierpliwość, a jednocześnie
znów dopadał mnie głód. To nie było tak, że on pojawiał się
czasami. On był cały czas, tylko zazwyczaj był do wytrzymania.
Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki oddech.- Kim ty
niby jesteś, żeby mi mówić co mogę a czego nie?!
Otworzyłam powieki. Przestała
kroić i obróciła się w moją stronę nadal dzierżawiąc w dłoni
nóż. Popatrzyła mi prosto w oczy jakby szukając w nich
odpowiedzi, lecz moje jak zwykle były puste.
-Twoją matką- odpowiedziała,
a ja w tej samej chwili wybuchnęłam śmiechem. Nie był to normalny
śmiech, a przerażające dźwięki, wystraszające nawet ją.
Tak, mamusiu kompletnie
zwariowałam. Ciekawe czyja to zasługa?
-Obie wiemy, że jesteś nią
tylko w papierach- powiedziałam głosem wypranym z jakichkolwiek
emocji.- Tak naprawdę nigdy nią nie byłaś.
-Nie masz prawa tak się do mnie
zwracać!
Wstałam i spojrzałam na nią z
litością.
-Ty nie masz prawa utrudniać mi
kontaktu z ojcem. Masz załatwić mi przepustkę.
Obróciłam się na pięcie i
odeszłam.
Wzięłam głęboki oddech i
zatrzymałam się przed budynkiem. Spoglądnęłam przez ramię, czy
nikt za mną nie szedł i powoli popchnęłam drzwi. Weszłam do
środka i rozejrzałam się po wnętrzu szukając jakiś oznak zmian.
Nie wiem, czego się spodziewałam. Może tego, że gdy wejdę tu po
tych kilku dniach przerwy, coś zmieni się w tym miejscu i go nie
poznam? Że stanie się obce i przestanie być lepszym miejscem od
tego, w którym teraz musiałam mieszkać? Jednak nic się nie
zmieniło, wszystko było na swoim miejscu. Było trochę ciemniej
niż zwykle, a to dlatego, iż tylko niektóre lampy zostały
włączone.
W hali oprócz mnie były tylko
dwie osoby i jedna z nich właśnie szła w moim kierunku. Osiłek
stanął przede mną z wyczekująco miną. Przejechałam językiem po
dolnej wardze myśląc nad słowami, które mam powiedzieć.
Popatrzył mi w oczy i chyba
znalazł odpowiedź, bo kiwnął głową i wskazał mi, bym poszła
do szatni. Tak też zrobiłam.
Biegi, skakanka, biegi, worek,
biegi...
-Ring.- Miałam właśnie
uderzyć w worek, gdy znieruchomiałam. Matt dzisiaj nie odezwał się
do mnie ani słowem. Każdą rzecz wskazywał mi, ale nie mówił
przy tym. Nawet kiedy waliłam worek tak słabo jak pięciolatek, nic
nie powiedział. To naprawdę było irytujące.
Zerknęłam w stronę ringu i
wymierzyłam cios w czerwoną rzecz.
-Nie- zaprzeczyłam stanowczo.-
Nie to jest mi potrzebne! Przecież dobrze wiesz! A poza tym, on mnie
w końcu tam zabije!
Po ostatnim razie kiedy Nathan
wpadł w furię, zdecydowałam, że nigdy więcej nie wejdę z nim na
ring. Niech robi co chce, ale trzyma się ode mnie z daleka. To, że
pozwolił mi siedzieć ze sobą na matmie nic nie znaczy.
Dalej waliłam w ten worek i
byłam coraz bardziej zła, bo nic nie przynosiło mi ulgi. Nie
czułam zmęczenia. Musiałam coś zrobić, po czym nie umiałabym
nawet stać na nogach.
W pewnym momencie poczułam jak
ktoś obejmuje mnie od tyłu i odciąga od worka. W pierwszym
momencie znieruchomiałam, a oddech ugrzązł mi w gardle. Kiedy
poczułam czyjejś dłonie na swoim brzuchu, moje serce
niebezpiecznie przyspieszyło, oddech stał się jeszcze płytszy a
krew huczała mi w uszach. Zaczęłam się wyrywać, krzyczeć,
kopać, jednak na nic to się zdawało, ponieważ osoba trzymała
mnie przez to jeszcze mocniej. Wbijałam paznokcie w jego dłonie,
ale on zdawał się nie odczuwać bólu.
-Puść mnie- wydarłam się na
cały głos. Było to bardziej błaganie niż rozkaz. Szarpałam się
coraz mocniej, w oczach pojawiły się łzy zamazując cały obraz i
pozwalając by wspomnienia pojawiły się za niego. Wspomnienia,
których nigdy więcej nie chciałam pamiętać, które wyrzucałam
ze swojej pamięci upijając się do nieprzytomności.
Chciałam tylko się odsunąć,
by on wziął te ręce z mojego brzucha. Nie potrafiłam wziąć
normalnego oddechu. Nie umiałam zaczerpnąć powietrza i zaczynałam
się dusić.
Nie potrafiłam się wydostać,
nie mogłam pozbyć się scen powtarzających się w mojej głowie,
jakby ktoś włączył powtarzanie. Łzy spływały po policzkach
uświadamiając, że nie płakałam od tak dawna, że nie pamiętałam
kiedy ostatni raz to robiłam. Jedyne co miałam w głowie to
ucieczka, więc nie mogłam się poddać. Nie mogłam dać Mu tej
chorej satysfakcji. Moje ciało drżało tak bardzo, że mogło się
wydawać, iż dostałam ataku padaczki. Byłam przerażona. Nie
umiałam przekonać siebie, że to nie On. Że osoba, która mnie
trzyma, nie chce mi zrobić krzywdy. Nie chciałam przechodzić przez
to jeszcze raz. Tak bardzo nie chciałam przechodzić przez to
jeszcze raz.
-Nie udawaj takiej cnotki...
-Naomi uspokój się.
Nie potrafiłam rozróżnić,
który głos jest wspomnieniem, a który rzeczywistością.
-Jesteś taka jak twoja
matka...
-Przestań się szarpać,
zrobisz sobie tylko krzywdę.
Próbowałam wszystkiego, żeby
tylko mnie puścił. Dlaczego on nie chciał mnie puścić? Co
takiego mu zrobiłam, że nie mógł tego zrobić? Co chciał
osiągnąć przez to?
-Pierdolona dziwka...
Pierwsze uderzenie, upadek.
Pierwsze kopnięcie, pierwszy zapalony papieros. Pierwsza próba
ucieczki, nieudana. Kolejna, taka sama. Pierwszy zgaszony papieros,
potworny ból.
-Nie!-
krzyknęłam nie chcąc widzieć i czuć tego dalej.- Puść mnie!
-Jesteś
nic nie wartą dziwką...
-Nic
ci nie zrobię.
-Masz
liczyć, suko, rozumiesz? Każdego dnia, codziennie masz liczyć i
przypominać sobie, że wrócę...
Nie mogłam dalej tego znieść.
Usłyszałam przerażający dźwięk, jakby jakieś zwierzę zaczęto
rżnąć i zrozumiałam, że ten dźwięk pochodzi z mojego gardła.
Przestałam walczyć. Nie miałam
szans.
-A wtedy dokończę.
Ktoś obrócił mnie i
przytulił. Drgając schowałam twarz w dłoniach i wtuliłam się w
tą osobę. Próbowałam zagłuszyć dźwięk płaczu, lecz nie
potrafiłam. To wszystko powróciło. Powróciło, a ja byłam zbyt
słaba by to wytrzymać. Byłam zbyt słaba.
----------------
Uch...
Kompletnie nie wiem, co mam napisać. Może nie napiszę nic, na temat tego rozdziału. Opinię pozostawiam Wam.
Jeśli są tu jacyś czytelnicy nienawiści, to informuję, że na wattpadzie została opublikowana nowa wersja pierwszego rozdziału pierwszej części, więc zapraszam.
http://www.wattpad.com/user/TaMroczna
A jeszcze jedno, niektórzy napisali, że nie widzą obrazka z boku. Nie wiem co się stało, bo u mnie jest on widoczny. Jeśli nadal ktoś go nie widzi, to proszę o informacje, wtedy będę musiała zmienić szablon.
Do napisania
Do napisania
Jak zwykle super rozdział. I ja też nie widze obrazka po boku.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział.
Boże Święty, Najmilszy! Kocham, kocham, kocham. I brawa dla Naomi. W końcu przyznała, że jest słaba. szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Ten matematyk. Mam nadzieję, że dla takich ludzi jest osobne piekło. A Nathan, bo podejrzewam, że to był Nathan, powinien ją wtedy puścić. Przecież ona o mało co na zawał nie zeszła. Mam nadzieję, że teraz ona otworzy swoją duszę na tego gościa. Chcialabym tego.
OdpowiedzUsuńObrazka nie widać, ale blogspot ostatnio wariuje. Poczekaj dzień, jeśli się nie pojawi, pobierz nowy.
Czy możesz wytłumaczyć w trzech słowach mi - ciemnej istocie - o co chodzi w tym wattpad? Coś tam kiedyś czytałam, ale wiesz. Ciemna ze mnie istota.
Pozdrawiam
Ress
PS. Twój styl jest coraz lepszy, dialogi są coraz lepsze i to opowiadanie nabiera coraz większych rumieńców. Oby tak dalej :)
Ja też nie widzę obrazka z boku.
OdpowiedzUsuńRozdział cudny.
Niech nawet nie próbuje się ciąć, bo to naprawdę potrafi wciągnąć i zniszczyć człowieka, ciężko z tego wyjść
O MAJ GASZ ! ! !
OdpowiedzUsuńKOCHAM TEN ROZDZIAŁ! ! !
Jest po prostu boski... <3
Naomi (prawdopodobnie) zaczęła przytulać się do Nathana...czekam na kontynuację tej sceny.
Świetny rozdział. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następne rozdziały (byle szybko) :*
Aha i mi też ten obrazek się nie wyświetla.
UsuńO MATKO! Nie mam pojęcia co napisać.
OdpowiedzUsuńŚWIETNY! Końcówka cudowna. Ale wraz za dużo się nie dowiedziałam. To wszystko jest takie zawoalowane i tajemnicze. :)
Tez mi się wydaje, ze to Nathan ją trzymał. No ale mógł dziewczynę puścić, skoro widział jak się zachowywała. A przecież takie zachowanie nie jest normalne.
Czcionka trochę malutka, ale poradziłam sobie. I u mnie też obrazka nie ma. :/
Pozdrawiam i weny!
[pat-czyli-ognistowlosa]
Rozdział świetny. Biedna Naomi, a Jego powinna spotkać za to co jej zrobił w przeszłości kara. Jeżeli Nathan ją trzymał, to myślę że będzie chciał wyjaśnień. Z niecierpliwością czekam na następną część.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ;)
S.
Genialne <3
OdpowiedzUsuńKiedy następny???
Ja też nie mam tego obrazka.
Super jest ten nowy szablon <3
UsuńChyba najlepszy rozdział na tym blogu. Tyle emocji! Nadal mam w głowie obraz zrozpaczonej dziewczyny. Świetnie wszystko opisałaś. Brawo!
OdpowiedzUsuńW końcu wiemy skąd te nieszczęsne blizny na brzuchu Naomi. Pozostało tylko odkryć, kto tak naprawdę jej to zrobił i dlaczego? Stawiam na tajemniczego nauczyciela od matematyki.
Jestem pod jeszcze większym wrażeniem twojego opowiadania. Idealne w każdym calu. Tak bardzo oryginalna fabuła.
Pisz szybko następny rozdział. Muszę się dowiedzieć, jak skończy się to przytulenie Nathana, które, swoją drogą, było bardzo kochane i miłe z jego strony. Przynajmniej mam nadzieję, że to on.
Życzę dużo weny!
PS. Też nie widzę obrazka.
Pozdrawiam :)
Świetny rozdział:)
OdpowiedzUsuńMoże nie trzeba zmienić szablonu, a wystarczy po prostu wgrać go jeszcze raz;) Ja w dalszym ciągu go nie widzę.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, cieszę się, że Naomi wróciła do treningów. Myślę, że to stało się teraz jej nowym uzależnieniem, tylko że w przeciwieństwie do narkotyków sport nie jest niczym złym, a tylko może pomóc. Dlatego w tej kwestii jestem z niej dumna. Gdyby jeszcze wyplewiła ze swojej głowy myśli, że narkotyki nie są uzależnieniem, to byłabym już kompletnie urzeczona jej nową osobowością. Ciekawa jestem o co chodzi z tym gościem od matmy. Czy ona się z nim skądś zna czy co? Sceny z nimi są conajmniej dziwne!
No i jestem ciekawa dlaczego AŻ tak zareagowała gdy ktoś ją dotknął. Wróciły koszmarne wspomnienia wywołane przez... no właśnie, przez kogo? Aj, coraz więcej tajemnic! I teraz wyrażę swoją cichą nadzieję, wtuliła się w Osiłka prawda?:D
Pozdrawiam!:*
Naomi nareszcie wróciła do treningów i przyznała przed samą sobą, że potrzebuje pomocy. To dobrze. To bardzo dobrze. I tak teraz myślę, że ten nowy nauczyciel matmy, ten cały On, to jest ten McCartney i on teraz uczy jej matmy w szkole, tak? I to on ją tak bardzo skrzywdził, prawda? Bo to moje jedyne podejrzenie, ale chyba tak właśnie jest. Na początku zastanawiałam się, dlaczego tak zareagowała na to, że ktoś objął ją w pasie, przecież to nic takiego! Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że to może przez jakąś sytuację z przeszłości, i chyba się nie pomyliłam. Dziewczyna miała naprawdę przekichane i chyba nadal ma. No bo ja bym z taka matką chyba nie wytrzymała. Bo wydaje mi się, że ciężko jest żyć, nie mając w nikim oparcia. A chyba matka powinna stanowić dla córki największe oparcie, powinna zawsze być przy niej i starać się ją jakoś zrozumieć. Najwyraźniej matka Naomi jest wyjątkiem. Powinna chociaż załatwić jej widzenie z ojcem. Przecież Naomi była z nim bliżej związana niż z matką i myślę, że takie spotkanie z nim wiele by wyjaśniło.
OdpowiedzUsuńściskam :*
Czasami Naomi irytuje mnie tak bardzo swoim zachowaniem, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Rozumiem, że cierpi, że jej rodzice nie są razem, że jej matka na nowo ułożyła sobie życie, że nie ma z nią dobrego kontaktu, a z ojcem nie ma go wcale, jednak matka to matka. Nie powinna być aż tak źle do niej nastawiona mimo tych wszystkich negatywnych uczuć, jakie do niej żywi.
OdpowiedzUsuńOczywiście, zgodzę się z tym, że ma prawo zobaczyć się z własnym ojcem, ale niech nie będzie aż tak cięta na matkę, nawet jeśli uważa ją za największego wroga.
Nie wiem zupełnie o co chodzi z tą końcówką, nie wiem kim jest ten „On” i mam nadzieję, że niedługo się to wyjaśni, albo tylko ja jestem taka, że nie załapałam. :d W każdym razie podoba mi się to, że w Naomi rodzi się z rozdziału na rozdział coraz więcej emocji. Płacze, choć wcześniej ponoć nie płakała i robi to przy innych, a na koniec da się nawet przytulić. I robi to ona – niegdyś taka zimna, oschła i bezczelna.
Wydaje mi się, że te treningi wyszły jej naprawdę na lepsze. Otwiera się przed ludźmi.
Rozdział naprawdę świetny.
http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
miłego dnia.
Witaj!
OdpowiedzUsuńCzasami mam wrażenie, że chciałabym udusić Naomi gołymi rękoma. Wkurza mnie! Wszystkich dookoła traktuje jako zło konieczne, a ludzie, przede wszystkim matka chcą jej przecież pomóc, tak? Załatwiła jej korepetytora z matmy - super! Matka nadal ślepo wierzy w to, że córka zmieni swoje zachowanie, może podciągnie się w nauce. Zastanawiam się właśnie czy pan McCartney będzie miał jakiś wpływ na dziewczynę. No bo chyba po coś wprowadziłaś jego postać do opowiadania...
Wiadomo, że Naomi ma strasznie koszmarne wspomnienia. Ktoś ją kiedyś próbował zgwałcić, ale chyba nie udało mu się, prawda? To chyba właśnie dlatego dziewczyna zachowuje się tak, a nie inaczej. A takie przykre wspomnienia wracają niestety.
Podejrzewam, że KTOŚ, kto ją uspokoił, kto ją przytulił do siebie, to naturalnie Nathan. Naomi powoli pokazuje, że ma ludzkie odruchy :)
I ciekawi mnie niesamowicie, dlaczego matka nie pozwala jej spotkać się z ojcem. Tu raczej nie chodzi o to, że dziewczyna jest niepełnoletnia.
Dobry rozdział, czekam na więcej! Pozdrawiam :)
Rozdział mega bomba! Świetnie mi się go czytało ;). Powiem tak, zachowanie Naomi zdaje się naprawdę niestosowne do matki, bo jednak to jest matka, która ją urodziła, ale gdy czytam o jej wspomnieniach, związanych właśnie z jej matką, zdecydowanie dawne zachowanie kobiety irytuje mnie o wiele bardziej. Przecież ona była dorosła, dla mnie takie rzeczy są nienormalne, bardzo mnie dziwi, jak ludzie mogą się tak zachowywać, nie dawać żadnego logicznego przykładu. Groza.
OdpowiedzUsuńStrasznie szkoda zrobiło mi się Naomi, kiedy czytałam o tych wspomnieniach. To było straszne, jak można tak rzeczowo traktować człowieka, zwłaszcza gdy jest w stanie odczuwać ból. Potworność. Fajnie to napisałaś, gdy dziewczyna przypominała sobie głos, a tuż obok ktoś mówił naprawdę ^^. Świetne ;D. Cieszy mnie, że Nathan ją przytulił, zawsze lubiłam romantyczne sceny :). A w sumie nie dziwię się, dlaczego tak strasznie zareagowała na ten dotyk, takie wspomnienia są straszne ;/.
Bardzo ciekawi mnie, dlaczego matka Naomi nie pozwala jej się spotkać z ojcem o.O. To też mnie w niej irytuje, o co do cholry może chodzić?
Niecierpliwie czekam, aż wreszcie wyjaśnisz te wszystkie zagadki ^^!
Do poczytania! ♥