środa, 6 sierpnia 2014

12. LET ME OUT

Śmierć ma wiele twarzy. Możesz nadal żyć, a tak naprawdę już dawno być martwym. Bo umarło coś w tobie, coś co robiło z ciebie człowieka, którym byłeś. Możliwe, że śmierć jest prosta, łatwa. Moja nie była. Jednak jestem jednego pewna, że życie jest trudniejsze.


Słuchałam nowej płyty Linkin Park i wpatrywałam się w sufit, gdy ktoś zdecydował się zakłócić mi spokój i zjawić się w moim pokoju. Już miałam wyrzucić tą osobę, kiedy w drzwiach pojawiła się sylwetka Margot, naszej gosposi.
Rzuciłam w jej stronę pytające spojrzenie, a ona poprosiła, żebym ściszyła muzykę. Wywróciłam oczami, jednak podniosłam swój tyłek z łóżka i wyłączyłam odtwarzacz. Gdyby ktoś inny mnie o to poprosił, pewnie bym to olała i kazała wyjść tej osobie, ale nie Margot. Ona to co innego. Nie pytała, nie miała pretensji. Znała prawdę i wiedziała dlaczego to wszystko robiłam. Jednak była nadal i może dlatego miałam do niej inny stosunek.
-Przeszkadzasz mi- powiedziałam powracając na łóżko.
-Matka chce byś zeszła do niej.
Zacisnęłam dłonie w pięści, a moje ciśnienie od razu się podniosło. Zerwałam się z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi.
-Mówiłam, że jak coś chce, to ma ruszyć dupę i sama przyjść- wydarłam się na niewinną kobietę wymijając ją w drzwiach. Zbiegłam po schodach i poszłam do salonu, bo tam zazwyczaj była. No chyba, że dawała dupy kolejnemu facetowi, ale to co innego. Jedyne co było ważne to, to że przy ludziach była idealną żoną i matką. Suka.
Siedziała na obitej skórą kanapie i popijała kawę w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, nie mającego pewnie nawet trzydziestki. Myślałam, że puszczę pawia.
Może teraz jeszcze mam poznawać facetów, z którymi się pieprzy?
Koleś miał ciemne blond włosy i złotobrązową opaleniznę. Kiedy jego wzrok przeniósł się na moją osobę, dostrzegłam, że jego oczy były ciemnoniebieskie. Miał idealne, śnieżnobiałe uzębienie jak z reklamy pasty do zębów.
Wywróciłam oczami.
Mężczyzna przejechał wzrokiem po całej mojej osobie, co ani trochę mnie nie speszyło. Założyłam dłonie na klatce piersiowej i czekałam na chwilę, aż będę mogła wrócić do swojego pokoju by nie patrzeć na matkę.
-Naomi.- Na głos matki, będący bardziej słodki niż lukier mało nie puściłam pawia.- Ostatnio masz problemy z matematyką, prawda? A w końcu za kilka miesięcy idziesz do liceum.
-I co z tego?- wzruszyłam ramionami.
-Pan McCartney będzie twoim korepetytorem. Tamten semestr nie poszedł ci za dobrze, ale jestem pewna, że przy pomocy pana profesora, na pewno poprawisz oceny.- Posłała szeroki uśmiech w stronę blondyna, a on go odwzajemnił.
Kiwnęłam głową, nie miałam problemów z matematyką. Ona tylko chciała zakryć to, że chodzi z nim do łóżka.
Spojrzałam na matkę, nawet nie wiedziała ile wiem. I nie wiedziała, kogo sprowadza do domu.



Spojrzałam na zegarek i westchnęłam ciężko. Odłożyłam ołówek i oparłam się o oparcie krzesła. Zostało piętnaście minut, a ja czułam, że nie wytrzymam w tym pomieszczeniu nawet pięciu.
Przyjrzałam się moim nadgarstkom i zastanowiłam, jakby wyglądały z bliznami po cięciach. Mogłam nawet sobie wyobrazić jak przejeżdżam palcami po nich i czuję wypuklenia w miejscu blizn. Zrobiłam to, jednak nie poczułam nic więcej oprócz gładkiej skóry, kości i żył. Miałam kilka rzeczy, których nigdy w życiu nie zrobiłam i których nigdy nie miałam robić. Jedną z tych rzeczy była miłość, nie wierzyłam w nią. A jak można się zakochać, gdy się w to nie wierzy? No właśnie. Drugą, było cięcie się. Ci którzy się cięli, byli słabi. Ja nie byłam. Narkotyki nie są słabością.
Poczułam uścisk w żołądku i musiałam zacisnąć zęby oraz dłonie w pięści. Podniosłam wzrok, wszyscy byli zajęci zadaniami oprócz mnie i Sharpa. Siedział rozwalony na krześle i bazgrał coś na kartce. Mój wzrok powędrował na przód klasy. On siedział przy biurku i coś pisał. Po chwili spojrzał na mnie i dostrzegłam, że uśmiecha się pod nosem. Też to zrobiłam. Tyle, że w tym uśmiechu nie było nic z radości i szczęścia. Była nienawiść i obrzydzenie, kpina i ironia. Przymrużyłam oczy. Nie mogłam się bać. Już nie.

Wchodząc do domu jak zwykle trzasnęłam drzwiami. Rzuciłam torebkę w kąt i skierowałam się w stronę kuchni. Stanęłam w wejściu i założyłam dłonie na piersi. Miałam ochotę zwymiotować widząc matkę, ale zmusiłam się do przyglądania się jej osobie. Jak gdyby nigdy nic krzątała się po pomieszczeniu przygotowując posiłek. Nie zauważyła mojego przybycia.
-Chcę się widzieć z ojcem- zażądałam lodowatym tonem. Wystraszona kobieta upuściła talerz, a ten roztrzaskał się na kawałki u jej stóp.
Pokręciła głową wzdychając ciężko i pochyliła się by pozbierać coś, co kiedyś było naczyniem.
-Mogłabyś jakoś dawać znak, że wchodzisz- powiedziała z wyrzutem, ale mnie jakoś przykro się nie zrobiło.
-Stoję tu od pięciu minut, to ty powinnaś mnie zauważyć.- Podeszłam do stołu i usiadłam na jedynym z krzeseł zakładając nogę na nogę. Zaczęłam przyglądać się moim paznokciom, bo były one dużo ciekawsze niż moja matka. Westchnęłam zirytowana.- Do cholery, potem to kobieto pozbierasz!
Zignorowała mnie i dopiero kiedy pozbierała wszystkie odłamki rozbitego talerza zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem. Widziałam odmowę w jej oczach, ale gówno ona mnie interesowała. Chciałam się spotkać z ojcem i ona to miała załatwić. Czy chciała czy nie.
-Nie możesz się z nim spotkać- powiedziała w końcu i zaczęła kroić paprykę.
-Mam prawo do spotkania z własnym ojcem!- Zaczynałam tracić cierpliwość, a jednocześnie znów dopadał mnie głód. To nie było tak, że on pojawiał się czasami. On był cały czas, tylko zazwyczaj był do wytrzymania. Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki oddech.- Kim ty niby jesteś, żeby mi mówić co mogę a czego nie?!
Otworzyłam powieki. Przestała kroić i obróciła się w moją stronę nadal dzierżawiąc w dłoni nóż. Popatrzyła mi prosto w oczy jakby szukając w nich odpowiedzi, lecz moje jak zwykle były puste.
-Twoją matką- odpowiedziała, a ja w tej samej chwili wybuchnęłam śmiechem. Nie był to normalny śmiech, a przerażające dźwięki, wystraszające nawet ją.
Tak, mamusiu kompletnie zwariowałam. Ciekawe czyja to zasługa?
-Obie wiemy, że jesteś nią tylko w papierach- powiedziałam głosem wypranym z jakichkolwiek emocji.- Tak naprawdę nigdy nią nie byłaś.
-Nie masz prawa tak się do mnie zwracać!
Wstałam i spojrzałam na nią z litością.
-Ty nie masz prawa utrudniać mi kontaktu z ojcem. Masz załatwić mi przepustkę.
Obróciłam się na pięcie i odeszłam.

Wzięłam głęboki oddech i zatrzymałam się przed budynkiem. Spoglądnęłam przez ramię, czy nikt za mną nie szedł i powoli popchnęłam drzwi. Weszłam do środka i rozejrzałam się po wnętrzu szukając jakiś oznak zmian. Nie wiem, czego się spodziewałam. Może tego, że gdy wejdę tu po tych kilku dniach przerwy, coś zmieni się w tym miejscu i go nie poznam? Że stanie się obce i przestanie być lepszym miejscem od tego, w którym teraz musiałam mieszkać? Jednak nic się nie zmieniło, wszystko było na swoim miejscu. Było trochę ciemniej niż zwykle, a to dlatego, iż tylko niektóre lampy zostały włączone.
W hali oprócz mnie były tylko dwie osoby i jedna z nich właśnie szła w moim kierunku. Osiłek stanął przede mną z wyczekująco miną. Przejechałam językiem po dolnej wardze myśląc nad słowami, które mam powiedzieć.
Popatrzył mi w oczy i chyba znalazł odpowiedź, bo kiwnął głową i wskazał mi, bym poszła do szatni. Tak też zrobiłam.
Biegi, skakanka, biegi, worek, biegi...
-Ring.- Miałam właśnie uderzyć w worek, gdy znieruchomiałam. Matt dzisiaj nie odezwał się do mnie ani słowem. Każdą rzecz wskazywał mi, ale nie mówił przy tym. Nawet kiedy waliłam worek tak słabo jak pięciolatek, nic nie powiedział. To naprawdę było irytujące.
Zerknęłam w stronę ringu i wymierzyłam cios w czerwoną rzecz.
-Nie- zaprzeczyłam stanowczo.- Nie to jest mi potrzebne! Przecież dobrze wiesz! A poza tym, on mnie w końcu tam zabije!
Po ostatnim razie kiedy Nathan wpadł w furię, zdecydowałam, że nigdy więcej nie wejdę z nim na ring. Niech robi co chce, ale trzyma się ode mnie z daleka. To, że pozwolił mi siedzieć ze sobą na matmie nic nie znaczy.
Dalej waliłam w ten worek i byłam coraz bardziej zła, bo nic nie przynosiło mi ulgi. Nie czułam zmęczenia. Musiałam coś zrobić, po czym nie umiałabym nawet stać na nogach.
W pewnym momencie poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu i odciąga od worka. W pierwszym momencie znieruchomiałam, a oddech ugrzązł mi w gardle. Kiedy poczułam czyjejś dłonie na swoim brzuchu, moje serce niebezpiecznie przyspieszyło, oddech stał się jeszcze płytszy a krew huczała mi w uszach. Zaczęłam się wyrywać, krzyczeć, kopać, jednak na nic to się zdawało, ponieważ osoba trzymała mnie przez to jeszcze mocniej. Wbijałam paznokcie w jego dłonie, ale on zdawał się nie odczuwać bólu.
-Puść mnie- wydarłam się na cały głos. Było to bardziej błaganie niż rozkaz. Szarpałam się coraz mocniej, w oczach pojawiły się łzy zamazując cały obraz i pozwalając by wspomnienia pojawiły się za niego. Wspomnienia, których nigdy więcej nie chciałam pamiętać, które wyrzucałam ze swojej pamięci upijając się do nieprzytomności.
Chciałam tylko się odsunąć, by on wziął te ręce z mojego brzucha. Nie potrafiłam wziąć normalnego oddechu. Nie umiałam zaczerpnąć powietrza i zaczynałam się dusić.
Nie potrafiłam się wydostać, nie mogłam pozbyć się scen powtarzających się w mojej głowie, jakby ktoś włączył powtarzanie. Łzy spływały po policzkach uświadamiając, że nie płakałam od tak dawna, że nie pamiętałam kiedy ostatni raz to robiłam. Jedyne co miałam w głowie to ucieczka, więc nie mogłam się poddać. Nie mogłam dać Mu tej chorej satysfakcji. Moje ciało drżało tak bardzo, że mogło się wydawać, iż dostałam ataku padaczki. Byłam przerażona. Nie umiałam przekonać siebie, że to nie On. Że osoba, która mnie trzyma, nie chce mi zrobić krzywdy. Nie chciałam przechodzić przez to jeszcze raz. Tak bardzo nie chciałam przechodzić przez to jeszcze raz.
-Nie udawaj takiej cnotki...
-Naomi uspokój się.
Nie potrafiłam rozróżnić, który głos jest wspomnieniem, a który rzeczywistością.
-Jesteś taka jak twoja matka...
-Przestań się szarpać, zrobisz sobie tylko krzywdę.
Próbowałam wszystkiego, żeby tylko mnie puścił. Dlaczego on nie chciał mnie puścić? Co takiego mu zrobiłam, że nie mógł tego zrobić? Co chciał osiągnąć przez to?
-Pierdolona dziwka...
Pierwsze uderzenie, upadek. Pierwsze kopnięcie, pierwszy zapalony papieros. Pierwsza próba ucieczki, nieudana. Kolejna, taka sama. Pierwszy zgaszony papieros, potworny ból.
-Nie!- krzyknęłam nie chcąc widzieć i czuć tego dalej.- Puść mnie!
-Jesteś nic nie wartą dziwką...
-Nic ci nie zrobię.
-Masz liczyć, suko, rozumiesz? Każdego dnia, codziennie masz liczyć i przypominać sobie, że wrócę...
Nie mogłam dalej tego znieść. Usłyszałam przerażający dźwięk, jakby jakieś zwierzę zaczęto rżnąć i zrozumiałam, że ten dźwięk pochodzi z mojego gardła.
Przestałam walczyć. Nie miałam szans.
-A wtedy dokończę.
Ktoś obrócił mnie i przytulił. Drgając schowałam twarz w dłoniach i wtuliłam się w tą osobę. Próbowałam zagłuszyć dźwięk płaczu, lecz nie potrafiłam. To wszystko powróciło. Powróciło, a ja byłam zbyt słaba by to wytrzymać. Byłam zbyt słaba.
----------------
Uch...
Kompletnie nie wiem, co mam napisać. Może nie napiszę nic, na temat tego rozdziału. Opinię pozostawiam Wam.
Jeśli są tu jacyś czytelnicy nienawiści, to informuję, że na wattpadzie została opublikowana nowa wersja pierwszego rozdziału pierwszej części, więc zapraszam. 
 http://www.wattpad.com/user/TaMroczna
 A jeszcze jedno, niektórzy napisali, że nie widzą obrazka z boku. Nie wiem co się stało, bo u mnie jest on widoczny. Jeśli nadal ktoś go nie widzi, to proszę o informacje, wtedy będę musiała zmienić szablon.
Do napisania

16 komentarzy:

  1. Jak zwykle super rozdział. I ja też nie widze obrazka po boku.
    Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże Święty, Najmilszy! Kocham, kocham, kocham. I brawa dla Naomi. W końcu przyznała, że jest słaba. szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Ten matematyk. Mam nadzieję, że dla takich ludzi jest osobne piekło. A Nathan, bo podejrzewam, że to był Nathan, powinien ją wtedy puścić. Przecież ona o mało co na zawał nie zeszła. Mam nadzieję, że teraz ona otworzy swoją duszę na tego gościa. Chcialabym tego.

    Obrazka nie widać, ale blogspot ostatnio wariuje. Poczekaj dzień, jeśli się nie pojawi, pobierz nowy.

    Czy możesz wytłumaczyć w trzech słowach mi - ciemnej istocie - o co chodzi w tym wattpad? Coś tam kiedyś czytałam, ale wiesz. Ciemna ze mnie istota.

    Pozdrawiam
    Ress

    PS. Twój styl jest coraz lepszy, dialogi są coraz lepsze i to opowiadanie nabiera coraz większych rumieńców. Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też nie widzę obrazka z boku.
    Rozdział cudny.
    Niech nawet nie próbuje się ciąć, bo to naprawdę potrafi wciągnąć i zniszczyć człowieka, ciężko z tego wyjść

    OdpowiedzUsuń
  4. O MAJ GASZ ! ! !
    KOCHAM TEN ROZDZIAŁ! ! !
    Jest po prostu boski... <3
    Naomi (prawdopodobnie) zaczęła przytulać się do Nathana...czekam na kontynuację tej sceny.
    Świetny rozdział. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następne rozdziały (byle szybko) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha i mi też ten obrazek się nie wyświetla.

      Usuń
  5. O MATKO! Nie mam pojęcia co napisać.
    ŚWIETNY! Końcówka cudowna. Ale wraz za dużo się nie dowiedziałam. To wszystko jest takie zawoalowane i tajemnicze. :)
    Tez mi się wydaje, ze to Nathan ją trzymał. No ale mógł dziewczynę puścić, skoro widział jak się zachowywała. A przecież takie zachowanie nie jest normalne.

    Czcionka trochę malutka, ale poradziłam sobie. I u mnie też obrazka nie ma. :/
    Pozdrawiam i weny!
    [pat-czyli-ognistowlosa]

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny. Biedna Naomi, a Jego powinna spotkać za to co jej zrobił w przeszłości kara. Jeżeli Nathan ją trzymał, to myślę że będzie chciał wyjaśnień. Z niecierpliwością czekam na następną część.
    Trzymaj się ;)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne <3
    Kiedy następny???
    Ja też nie mam tego obrazka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba najlepszy rozdział na tym blogu. Tyle emocji! Nadal mam w głowie obraz zrozpaczonej dziewczyny. Świetnie wszystko opisałaś. Brawo!
    W końcu wiemy skąd te nieszczęsne blizny na brzuchu Naomi. Pozostało tylko odkryć, kto tak naprawdę jej to zrobił i dlaczego? Stawiam na tajemniczego nauczyciela od matematyki.
    Jestem pod jeszcze większym wrażeniem twojego opowiadania. Idealne w każdym calu. Tak bardzo oryginalna fabuła.
    Pisz szybko następny rozdział. Muszę się dowiedzieć, jak skończy się to przytulenie Nathana, które, swoją drogą, było bardzo kochane i miłe z jego strony. Przynajmniej mam nadzieję, że to on.
    Życzę dużo weny!
    PS. Też nie widzę obrazka.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Może nie trzeba zmienić szablonu, a wystarczy po prostu wgrać go jeszcze raz;) Ja w dalszym ciągu go nie widzę.

    Co do rozdziału, cieszę się, że Naomi wróciła do treningów. Myślę, że to stało się teraz jej nowym uzależnieniem, tylko że w przeciwieństwie do narkotyków sport nie jest niczym złym, a tylko może pomóc. Dlatego w tej kwestii jestem z niej dumna. Gdyby jeszcze wyplewiła ze swojej głowy myśli, że narkotyki nie są uzależnieniem, to byłabym już kompletnie urzeczona jej nową osobowością. Ciekawa jestem o co chodzi z tym gościem od matmy. Czy ona się z nim skądś zna czy co? Sceny z nimi są conajmniej dziwne!

    No i jestem ciekawa dlaczego AŻ tak zareagowała gdy ktoś ją dotknął. Wróciły koszmarne wspomnienia wywołane przez... no właśnie, przez kogo? Aj, coraz więcej tajemnic! I teraz wyrażę swoją cichą nadzieję, wtuliła się w Osiłka prawda?:D
    Pozdrawiam!:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Naomi nareszcie wróciła do treningów i przyznała przed samą sobą, że potrzebuje pomocy. To dobrze. To bardzo dobrze. I tak teraz myślę, że ten nowy nauczyciel matmy, ten cały On, to jest ten McCartney i on teraz uczy jej matmy w szkole, tak? I to on ją tak bardzo skrzywdził, prawda? Bo to moje jedyne podejrzenie, ale chyba tak właśnie jest. Na początku zastanawiałam się, dlaczego tak zareagowała na to, że ktoś objął ją w pasie, przecież to nic takiego! Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że to może przez jakąś sytuację z przeszłości, i chyba się nie pomyliłam. Dziewczyna miała naprawdę przekichane i chyba nadal ma. No bo ja bym z taka matką chyba nie wytrzymała. Bo wydaje mi się, że ciężko jest żyć, nie mając w nikim oparcia. A chyba matka powinna stanowić dla córki największe oparcie, powinna zawsze być przy niej i starać się ją jakoś zrozumieć. Najwyraźniej matka Naomi jest wyjątkiem. Powinna chociaż załatwić jej widzenie z ojcem. Przecież Naomi była z nim bliżej związana niż z matką i myślę, że takie spotkanie z nim wiele by wyjaśniło.
    ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Czasami Naomi irytuje mnie tak bardzo swoim zachowaniem, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Rozumiem, że cierpi, że jej rodzice nie są razem, że jej matka na nowo ułożyła sobie życie, że nie ma z nią dobrego kontaktu, a z ojcem nie ma go wcale, jednak matka to matka. Nie powinna być aż tak źle do niej nastawiona mimo tych wszystkich negatywnych uczuć, jakie do niej żywi.
    Oczywiście, zgodzę się z tym, że ma prawo zobaczyć się z własnym ojcem, ale niech nie będzie aż tak cięta na matkę, nawet jeśli uważa ją za największego wroga.

    Nie wiem zupełnie o co chodzi z tą końcówką, nie wiem kim jest ten „On” i mam nadzieję, że niedługo się to wyjaśni, albo tylko ja jestem taka, że nie załapałam. :d W każdym razie podoba mi się to, że w Naomi rodzi się z rozdziału na rozdział coraz więcej emocji. Płacze, choć wcześniej ponoć nie płakała i robi to przy innych, a na koniec da się nawet przytulić. I robi to ona – niegdyś taka zimna, oschła i bezczelna.
    Wydaje mi się, że te treningi wyszły jej naprawdę na lepsze. Otwiera się przed ludźmi.
    Rozdział naprawdę świetny.

    http://nothing-happens-by-chance-flyaway.blogspot.com/
    miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj!
    Czasami mam wrażenie, że chciałabym udusić Naomi gołymi rękoma. Wkurza mnie! Wszystkich dookoła traktuje jako zło konieczne, a ludzie, przede wszystkim matka chcą jej przecież pomóc, tak? Załatwiła jej korepetytora z matmy - super! Matka nadal ślepo wierzy w to, że córka zmieni swoje zachowanie, może podciągnie się w nauce. Zastanawiam się właśnie czy pan McCartney będzie miał jakiś wpływ na dziewczynę. No bo chyba po coś wprowadziłaś jego postać do opowiadania...
    Wiadomo, że Naomi ma strasznie koszmarne wspomnienia. Ktoś ją kiedyś próbował zgwałcić, ale chyba nie udało mu się, prawda? To chyba właśnie dlatego dziewczyna zachowuje się tak, a nie inaczej. A takie przykre wspomnienia wracają niestety.
    Podejrzewam, że KTOŚ, kto ją uspokoił, kto ją przytulił do siebie, to naturalnie Nathan. Naomi powoli pokazuje, że ma ludzkie odruchy :)

    I ciekawi mnie niesamowicie, dlaczego matka nie pozwala jej spotkać się z ojcem. Tu raczej nie chodzi o to, że dziewczyna jest niepełnoletnia.

    Dobry rozdział, czekam na więcej! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział mega bomba! Świetnie mi się go czytało ;). Powiem tak, zachowanie Naomi zdaje się naprawdę niestosowne do matki, bo jednak to jest matka, która ją urodziła, ale gdy czytam o jej wspomnieniach, związanych właśnie z jej matką, zdecydowanie dawne zachowanie kobiety irytuje mnie o wiele bardziej. Przecież ona była dorosła, dla mnie takie rzeczy są nienormalne, bardzo mnie dziwi, jak ludzie mogą się tak zachowywać, nie dawać żadnego logicznego przykładu. Groza.
    Strasznie szkoda zrobiło mi się Naomi, kiedy czytałam o tych wspomnieniach. To było straszne, jak można tak rzeczowo traktować człowieka, zwłaszcza gdy jest w stanie odczuwać ból. Potworność. Fajnie to napisałaś, gdy dziewczyna przypominała sobie głos, a tuż obok ktoś mówił naprawdę ^^. Świetne ;D. Cieszy mnie, że Nathan ją przytulił, zawsze lubiłam romantyczne sceny :). A w sumie nie dziwię się, dlaczego tak strasznie zareagowała na ten dotyk, takie wspomnienia są straszne ;/.
    Bardzo ciekawi mnie, dlaczego matka Naomi nie pozwala jej się spotkać z ojcem o.O. To też mnie w niej irytuje, o co do cholry może chodzić?
    Niecierpliwie czekam, aż wreszcie wyjaśnisz te wszystkie zagadki ^^!
    Do poczytania! ♥

    OdpowiedzUsuń