Oswojenie, to śmiertelna choroba ludzkości.
Cieszę się, że na nią nie choruję,
A jednocześnie cierpię, bo gdy wszyscy umrą,
ja pozostanę, a ma być na odwrót
-W końcu ktoś musiał dowiedzieć się o brudnych
interesach twojego ojca- Mimo, iż pokazywała, że jest jej smutno,
w jej głosie dosłyszałam nutkę zadowolenia. Jakby cieszyła się
z upadku mojego ojca. Przez tyle lat nie pracowała, była na jego
utrzymaniu, a dodatkowo zdradzała go z kim popadnie. Umiała
codziennie sprowadzić do domu kogoś innego nie patrząc, że jestem
ja, że potrzebuję rodziców. Miałam zaledwie piętnaście lat, gdy
ją przyłapałam. Właśnie wtedy pierwszy raz uciekłam, upiłam
się i zapaliłam papierosa. Jednak wtedy trzymałam wszystko pod
kontrolą. Chodziłam na imprezy, by nie przebywać z matką. Robiłam
wszystko, by ten ból zachować dla siebie, by nie skrzywdzić ojca.
Pewnie coś podejrzewał, ale ja nie chciałam być tą, która
wszystko powie. Czekałam aż to matka w końcu się przyzna. Ta...
doczekałam się. Matematyki i korepetycji. I teraz liczę, liczę
blizny, liczę miesiące i liczę tylko na siebie.
-Ty to zrobiłaś!- zrozumiałam, a po chwili
krzyknęłam.- To ty doniosłaś na ojca!
-Twój ojciec nie był taki idealny, jak ci się
zdaje- stwierdziła z wyższością.
-No pewnie! A ty byłaś biedną żoną, którą
przetrzymywał w domu, znęcał się psychicznie i fizycznie, nie?-
mówiłam z sarkazmem.- Jesteś nikim, wiesz? A tak w ogóle, to
widziałam go. Jak mi to wyjaśnisz, hm? Może stwierdzisz, że
widziałam go, bo jestem ćpunką! Wszyscy źli, ale ty nie.
-Miał przepustkę- wzruszyła ramionami zachowując
się jak nastolatka.
-I nic mi nie powiedziałaś? A telefon? Dzwoniłam
do niego, telefon nie był wyłączony.
Kobieta podniosła w dłoni urządzenie. Wtedy
zorientowałam się, że ona słyszała wszystkiego wiadomości jakie
zostawiłam ojcu. Wszystkie prośby, ba błagania, by mnie stąd
zabrał i się odezwał.
-Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłaś taka jak w
tych wiadomościach- prychnęła.
-Suka- splunęłam i wyrwałam jej komórkę ojca z
dłoni.
Ruszyłam w kierunku schodów.
-Nie masz żadnych proszków ani tabletek- zawołała
za mną.- Wszystko znalazłam i wyrzuciłam.
-Obiecuję, że jeśli nie zamknie tej swojej gęby,
to zaraz coś rozpierdolę- powiedziałam pod nosem i popchnęłam
drzwi z trzaskiem tak, że zamiast się zamknąć, odbiły się tylko
i teraz były otwarte na całą szerokość.
Wzięłam kilka głębokich oddechów. Wyciągnęłam
papierosy i wsadziłam jednego do ust jednocześnie podpalając
drugi koniec.
-Niech nie myśli, że wygra- mruknęłam, gdy moje
ciało przestało już drżeć i powoli zaczynałam się uspokajać.-
Nie wygra, nie tyle walczyłam, by teraz przegrać.
Wyciągnęłam sportową torbę z dna szafy i
wrzuciłam do niej potrzebne rzeczy. Wsunęłam na stopy dawno nie
noszone trampki i opuściłam pokój. Zbiegłam po schodach czując,
jakbym miała zbyt lekkie nogi. Odzwyczaiłam się od noszenia butów
na płaskiej podeszwie. Sprawdzając jeszcze czy mam oba telefony
wyszłam z domu trzaskając drzwiami. O tak, to chyba będzie moje
ulubione zajęcie. Ciekawe ile takie drzwi wytrzymają. Krócej od
matki, czy to ona pierwsza nie wytrzyma?
-A miało być tak pięknie- cmoknęłam zapalając
kolejnego papierosa.
Nawet nie wiem, kiedy dotarłam do tego miejsca.
Szczerze nawet nie wiedziałam, że właśnie tutaj przyjdę. Miałam
zamiar iść na jakiś fitness czy coś, kiedyś uprawiałam jogging.
No, kiedyś, ale to już historia. Teraz już nie dam się namówić
na bieganie w parku.
Obeszłam budynek i otworzyłam tylne drzwi. Powoli
weszłam do środka i zatrzymałam się. Był to budynek, w którym
najprawdopodobniej kiedyś była mała hala sportowa. Ściany miały
szary kolor, kompletnie nie zachęcający do przebywania w tym
miejscu. Ale chyba właśnie takie miejsce było mi potrzebne. Stare,
o którym wiedzą nie liczni. Nie było tu rowerków, ani innych tego
typu rzeczy oprócz dwóch bieżni. Było za to wiele worków
treningowych i urządzeń do podnoszenia ciężarów i wiele innych
do wyrabiania mięśni, których nazw pewnie nawet nie znałam. Można
było być pewnym jednego, kobieta na pewno by się tu nie odnalazła.
No chyba, że taka, która chce mieć mięśnie jak facet.
W centrum tego wszystkiego znajdował się ring.
Tak, prawdziwy ring i przez myśl mi przeszło, czy to wszystko jest
legalne. Byłam pewna, iż Matt nie zarabia na tej siłowni, a wstęp
mają chyba tylko jego znajomi.
Po drugiej stronie był balkon, za nim
najprawdopodobniej znajdował się pokój Osiłka, a pod nim był
długi korytarz. Prowadził pewnie do szatni. Właśnie z tego
korytarza w tym momencie wyszło dwóch osiłków, nie zwracając na
mnie kompletnie uwagi, choć widocznie nie pasowałam do tego
miejsca.
-Naomi- usłyszałam obok siebie głos Osiłka.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na faceta w gotowości do wyjścia.
Czekałam, aż powie jedno z tych głupich pytań co tu robię?
Po co przyszłam? I czy mama wie, że tu jesteś?
Byłam gotowa by w razie
takich pytań, po prostu wyjść i go zignorować.
-Idź do szatni.-
Otworzyłam szeroko oczy, ale po chwili znów je zmrużyłam.-
Przebierz się i wróć, a potem potrenujemy. Ostro.
Podkreślił ostatnie
zdanie i zaczął patrzeć na mnie wyczekująco. Stałam tak chwilę
w miejscu, pierwszy raz nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-Tam- westchnął i
wskazał długi korytarz, o którym wcześniej myślałam.
Ruszyłam w kierunku
szatni, przez korytarz, który mógłby idealnie znaleźć się w
jednym z tych horrorów.
Przeszłam przez drzwi
mające znaczek ludzika w sukience i rzuciłam torbę na jedną z
ławek. Po chwili przebrałam się w dres i bokserkę, a na końcu
znalazłszy się w łazience zmyłam makijaż i związałam włosy w
wysokiego kucyka.
Pierwszy raz od wielu
miesięcy pokażę się ludziom bez makijażu, oczywiście nie
wliczając Kate, widzącej mnie codziennie, gdy wstaję.
Miałam ochotę wrócić
do swoich ciuchów i udać, że w ogóle mnie tu nie było. Pójść
na imprezę, upić się, jeśliby się udało coś zażyć, a potem
nie myśleć. Tak, piękny plan, więc co tu jeszcze robię? Przez
kilka miesięcy im nie udało się mnie zmienić, nie przestałam
ćpać, a teraz miałabym przestać? Bo co? Bo mój ojciec jest za
kratami? Mam znów stać się słaba?
Oparłam się o umywalkę
i wzięłam kilka głębokich oddechów. To nie ma sensu. Wybiegłam
z łazienki, chwyciłam torbę i wyszłam. Stałam chwilę w
korytarzu patrząc na tych wszystkich ludzi i już miałam skierować
się do drugiego wyjścia, gdy coś mnie zatrzymało.
-Możesz uciec-
usłyszałam głos za sobą.- Ale wtedy już zawsze będziesz
uciekać.
Obróciłam się szybko i
odnalazłam osobę, która mówiła. Nathan opierał się luźno o
ścianę i przyglądał mi się.
-Co ty wiesz?- spytałam
lodowatym tonem.- Nic o mnie nie wiesz.
Wzruszył ramionami i
przysunął butelkę do ust.
-Stwierdzam tylko fakty-
odparł obojętnie.- To nie miejsce dla takich słabeuszy jak ty.
Barbie tutaj nie mają wstępu i nie rozumiem, czemu Matt zrobił dla
ciebie wyjątek.
-Ale dla gwałcicieli i
owszem?- założyłam dłonie na klatce piersiowej.- Powiedz, ty
wymyśliłeś wszystkie plotki na swój temat? Co nie miałeś jak
rozgłosu o sobie zrobić? Patrzcie jestem Nathan morderca i
gwałciciel.
-Zamknij się- warknął
przez zaciśnięte zęby.
-Bo co? Myślisz, że się
ciebie boję?- prychnęłam.- Będę robić i mówić o czym tylko
chcę. Ty możesz wydawać opinię na mój temat, a ja na twój.
Żyjemy w wolnym kraju.
Wzruszyłam ramionami
kompletnie zapominając o moim planie ucieczki. Chłopak patrzył na
mnie tym samym wzrokiem, którym obdarzył mnie pierwszego dnia.
-Jesteś zwykłą dziwką,
Naomi. Nic nie wartą dziwką- stwierdził.
Zmrużyłam oczy i
zacisnęłam dłonie w pięści. Czułam, że za chwilę wybuchnę.
Jednak starałam się nie dać po sobie tego poznać.
-Ty więcej wart nie
jesteś- powiedziałam i wróciłam do szatni by zostawić torbę, a
potem ignorując Nathana, poszukałam Osiłka.
------
Mam małe zaległości u Was, które postaram się uregulować do końca tygodnia.
Kolejny rozdział powinien ukazać się jeszcze w tym tygodniu.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Czekam na wasze opinię
Do napisania