czwartek, 26 czerwca 2014

8. OPTION

Oswojenie, to śmiertelna choroba ludzkości.
Cieszę się, że na nią nie choruję,
A jednocześnie cierpię, bo gdy wszyscy umrą, ja pozostanę, a ma być na odwrót
-W końcu ktoś musiał dowiedzieć się o brudnych interesach twojego ojca- Mimo, iż pokazywała, że jest jej smutno, w jej głosie dosłyszałam nutkę zadowolenia. Jakby cieszyła się z upadku mojego ojca. Przez tyle lat nie pracowała, była na jego utrzymaniu, a dodatkowo zdradzała go z kim popadnie. Umiała codziennie sprowadzić do domu kogoś innego nie patrząc, że jestem ja, że potrzebuję rodziców. Miałam zaledwie piętnaście lat, gdy ją przyłapałam. Właśnie wtedy pierwszy raz uciekłam, upiłam się i zapaliłam papierosa. Jednak wtedy trzymałam wszystko pod kontrolą. Chodziłam na imprezy, by nie przebywać z matką. Robiłam wszystko, by ten ból zachować dla siebie, by nie skrzywdzić ojca. Pewnie coś podejrzewał, ale ja nie chciałam być tą, która wszystko powie. Czekałam aż to matka w końcu się przyzna. Ta... doczekałam się. Matematyki i korepetycji. I teraz liczę, liczę blizny, liczę miesiące i liczę tylko na siebie.
-Ty to zrobiłaś!- zrozumiałam, a po chwili krzyknęłam.- To ty doniosłaś na ojca!
-Twój ojciec nie był taki idealny, jak ci się zdaje- stwierdziła z wyższością.
-No pewnie! A ty byłaś biedną żoną, którą przetrzymywał w domu, znęcał się psychicznie i fizycznie, nie?- mówiłam z sarkazmem.- Jesteś nikim, wiesz? A tak w ogóle, to widziałam go. Jak mi to wyjaśnisz, hm? Może stwierdzisz, że widziałam go, bo jestem ćpunką! Wszyscy źli, ale ty nie.
-Miał przepustkę- wzruszyła ramionami zachowując się jak nastolatka. 
-I nic mi nie powiedziałaś? A telefon? Dzwoniłam do niego, telefon nie był wyłączony.
Kobieta podniosła w dłoni urządzenie. Wtedy zorientowałam się, że ona słyszała wszystkiego wiadomości jakie zostawiłam ojcu. Wszystkie prośby, ba błagania, by mnie stąd zabrał i się odezwał. 
-Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłaś taka jak w tych wiadomościach- prychnęła.
-Suka- splunęłam i wyrwałam jej komórkę ojca z dłoni. 
Ruszyłam w kierunku schodów.
-Nie masz żadnych proszków ani tabletek- zawołała za mną.- Wszystko znalazłam i wyrzuciłam.
-Obiecuję, że jeśli nie zamknie tej swojej gęby, to zaraz coś rozpierdolę- powiedziałam pod nosem i popchnęłam drzwi z trzaskiem tak, że zamiast się zamknąć, odbiły się tylko i teraz były otwarte na całą szerokość.
Wzięłam kilka głębokich oddechów. Wyciągnęłam papierosy i wsadziłam jednego do ust  jednocześnie podpalając drugi koniec.
-Niech nie myśli, że wygra- mruknęłam, gdy moje ciało przestało już drżeć i powoli zaczynałam się uspokajać.- Nie wygra, nie tyle walczyłam, by teraz przegrać.
Wyciągnęłam sportową torbę z dna szafy i wrzuciłam do niej potrzebne rzeczy. Wsunęłam na stopy dawno nie noszone trampki i opuściłam pokój. Zbiegłam po schodach czując, jakbym miała zbyt lekkie nogi. Odzwyczaiłam się od noszenia butów na płaskiej podeszwie. Sprawdzając jeszcze czy mam oba telefony wyszłam z domu trzaskając drzwiami. O tak, to chyba będzie moje ulubione zajęcie. Ciekawe ile takie drzwi wytrzymają. Krócej od matki, czy to ona pierwsza nie wytrzyma?
-A miało być tak pięknie- cmoknęłam zapalając kolejnego papierosa.
Nawet nie wiem, kiedy dotarłam do tego miejsca. Szczerze nawet nie wiedziałam, że właśnie tutaj przyjdę. Miałam zamiar iść na jakiś fitness czy coś, kiedyś uprawiałam jogging. No, kiedyś, ale to już historia. Teraz już nie dam się namówić na bieganie w parku.
Obeszłam budynek i otworzyłam tylne drzwi. Powoli weszłam do środka i zatrzymałam się. Był to budynek, w którym najprawdopodobniej kiedyś była mała hala sportowa. Ściany miały szary kolor, kompletnie nie zachęcający do przebywania w tym miejscu. Ale chyba właśnie takie miejsce było mi potrzebne. Stare, o którym wiedzą nie liczni. Nie było tu rowerków, ani innych tego typu rzeczy oprócz dwóch bieżni. Było za to wiele worków treningowych i urządzeń do podnoszenia ciężarów i wiele innych do wyrabiania mięśni, których nazw pewnie nawet nie znałam. Można było być pewnym jednego, kobieta na pewno by się tu nie odnalazła. No chyba, że taka, która chce mieć mięśnie jak facet.
W centrum tego wszystkiego znajdował się ring. Tak, prawdziwy ring i przez myśl mi przeszło, czy to wszystko jest legalne. Byłam pewna, iż Matt nie zarabia na tej siłowni, a wstęp mają chyba tylko jego znajomi.
Po drugiej stronie był balkon, za nim najprawdopodobniej znajdował się pokój Osiłka, a pod nim był długi korytarz. Prowadził pewnie do szatni. Właśnie z tego korytarza w tym momencie wyszło dwóch osiłków, nie zwracając na mnie kompletnie uwagi, choć widocznie nie pasowałam do tego miejsca.
-Naomi- usłyszałam obok siebie głos Osiłka. Podniosłam wzrok i spojrzałam na faceta w gotowości do wyjścia. Czekałam, aż powie jedno z tych głupich pytań co tu robię? Po co przyszłam? I czy mama wie, że tu jesteś?
Byłam gotowa by w razie takich pytań, po prostu wyjść i go zignorować.
-Idź do szatni.- Otworzyłam szeroko oczy, ale po chwili znów je zmrużyłam.- Przebierz się i wróć, a potem potrenujemy. Ostro.
Podkreślił ostatnie zdanie i zaczął patrzeć na mnie wyczekująco. Stałam tak chwilę w miejscu, pierwszy raz nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-Tam- westchnął i wskazał długi korytarz, o którym wcześniej myślałam.
Ruszyłam w kierunku szatni, przez korytarz, który mógłby idealnie znaleźć się w jednym z tych horrorów.
Przeszłam przez drzwi mające znaczek ludzika w sukience i rzuciłam torbę na jedną z ławek. Po chwili przebrałam się w dres i bokserkę, a na końcu znalazłszy się w łazience zmyłam makijaż i związałam włosy w wysokiego kucyka.
Pierwszy raz od wielu miesięcy pokażę się ludziom bez makijażu, oczywiście nie wliczając Kate, widzącej mnie codziennie, gdy wstaję.
Miałam ochotę wrócić do swoich ciuchów i udać, że w ogóle mnie tu nie było. Pójść na imprezę, upić się, jeśliby się udało coś zażyć, a potem nie myśleć. Tak, piękny plan, więc co tu jeszcze robię? Przez kilka miesięcy im nie udało się mnie zmienić, nie przestałam ćpać, a teraz miałabym przestać? Bo co? Bo mój ojciec jest za kratami? Mam znów stać się słaba?
Oparłam się o umywalkę i wzięłam kilka głębokich oddechów. To nie ma sensu. Wybiegłam z łazienki, chwyciłam torbę i wyszłam. Stałam chwilę w korytarzu patrząc na tych wszystkich ludzi i już miałam skierować się do drugiego wyjścia, gdy coś mnie zatrzymało.
-Możesz uciec- usłyszałam głos za sobą.- Ale wtedy już zawsze będziesz uciekać.
Obróciłam się szybko i odnalazłam osobę, która mówiła. Nathan opierał się luźno o ścianę i przyglądał mi się.
-Co ty wiesz?- spytałam lodowatym tonem.- Nic o mnie nie wiesz.
Wzruszył ramionami i przysunął butelkę do ust.
-Stwierdzam tylko fakty- odparł obojętnie.- To nie miejsce dla takich słabeuszy jak ty. Barbie tutaj nie mają wstępu i nie rozumiem, czemu Matt zrobił dla ciebie wyjątek.
-Ale dla gwałcicieli i owszem?- założyłam dłonie na klatce piersiowej.- Powiedz, ty wymyśliłeś wszystkie plotki na swój temat? Co nie miałeś jak rozgłosu o sobie zrobić? Patrzcie jestem Nathan morderca i gwałciciel.
-Zamknij się- warknął przez zaciśnięte zęby.
-Bo co? Myślisz, że się ciebie boję?- prychnęłam.- Będę robić i mówić o czym tylko chcę. Ty możesz wydawać opinię na mój temat, a ja na twój. Żyjemy w wolnym kraju.
Wzruszyłam ramionami kompletnie zapominając o moim planie ucieczki. Chłopak patrzył na mnie tym samym wzrokiem, którym obdarzył mnie pierwszego dnia.
-Jesteś zwykłą dziwką, Naomi. Nic nie wartą dziwką- stwierdził.
Zmrużyłam oczy i zacisnęłam dłonie w pięści. Czułam, że za chwilę wybuchnę. Jednak starałam się nie dać po sobie tego poznać.
-Ty więcej wart nie jesteś- powiedziałam i wróciłam do szatni by zostawić torbę, a potem ignorując Nathana, poszukałam Osiłka.
------
Mam małe zaległości u Was, które postaram się uregulować do końca tygodnia. 
Kolejny rozdział powinien ukazać się jeszcze w tym tygodniu.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Czekam na wasze opinię
Do napisania

niedziela, 22 czerwca 2014

7. SHE

Ten świat umiera...
Ja umieram. A raczej, już umarłam.
Czułam jak promienie słońca przebijają się do środka pokoju i jakby nazłość, właśnie na mnie spoczęły. Niechętnie otworzyłam oczy, a po chwili zamrugałam kilkakrotnie, bo raziło mnie słońce. Miałam ochotę odwrócić się i pójść dalej spać, ale kusiła mnie opcja pójść na matematykę i wyładowania swoich nerwów na Nathanie. Nadal nie umiałam zrozumieć, dlaczego wszyscy go się tak boją. No, oczywiście oprócz Kate, która uważa go za swojego przyjaciela. Ciekawiło mnie czy ktokolwiek w szkole wie o ich przyjaźni. Byłam pewna, że gdyby tak było, Nathan nie miałby tak spokojnego życia. Pełnego luzu i braku problemów. Ale nawet osoba tak głupia jak ja wie, że takie życie nie istnieje.
Powoli wyczołgałam się spod kołdry i podeszłam do okna.
-Życie jest piękne, nie sądzisz?- parsknęłam śmiechem i otworzyłam okno jednocześnie wciągając suche, a jednocześnie świeże powietrze poranka, które zwiastowało kolejny upalny dzień w Kalifornii.
Zerknęłam w stronę blondynki, która nie patrzyła na mnie zszokowana, albo chociaż zdziwiona. Była zaciekawiona, ale jednocześnie zamyślona, jakby szukała drugiego znaczenia moich słów, którego chyba nie było. Chociaż...
-Zwłaszcza jeśli dostaje się opieprz od wszystkich na około.- Wyrzuciłam dłonie w geście "ta- dam" z udawanym entuzjazmem- Oto kolejny piękny dzień, w którym Naomi Grey wnerwi połowę ludzkości. Ponieważ ta druga w tym czasie będzie spała.
Dziewczyna pokręciła głową i spojrzała na mnie z politowaniem. 
-Mi- chyba spodobało jej się to zdrobnienie. Szczerze? Nawet mi nie przeszkadzało.- Nie wiem, a przede wszystkim nie chcę wiedzieć, co bierzesz, ale proszę, zmniejsz dawkę, dobrze? Tak dla dobra ogółu.
Osiemnastolatka wstała z łóżka i próbując ukryć uśmiech skierowała się w stronę łazienki. Wzruszyłam ramionami. Przecież nic nie brałam.
-To już miłym być nie można?- zawołałam za nią, jednak jedyną odpowiedzią jaką dostałam, był odgłos puszczonej wody.
Wypuściłam powietrze z świstem i klapnęłam na krześle. Kate robiła się coraz odważniejsza i zaczynała mnie zaskakiwać. A przecież to miała być moja rola.
-W twoim przypadku nie- odparła, gdy po jakimś czasie opuściła łazienkę.- Bycie miłą ci nie służy. No chyba, że naprawdę chcesz wylądować w psychiatryku.
-Nie masz czasem jeszcze pouczyć się do matmy?- podniosłam prawą brew i tym razem to ja zniknęłam za drzwiami łazienki.
Do sali weszłam kilka minut przed dzwonkiem. Części uczniów już tutaj przebywała i siedząc na ławkach zawzięcie o czymś dyskutowali podzieleni na grupy. Przesuwając po nich wzrokiem przypomniałam sobie, że jeszcze nie tak dawno należałam do elity szkolnej, na lunchu siedziałam przy najlepszym stoliku, a w okół mnie kręciło się grono "przyjaciół" z którymi imprezowałam do białego rana.
Niektórzy może by tęsknili, ale ja chyba nie. Podobało mi się bycie samotnikiem i to, że nadal każdy odsuwał mi się z drogi. Było to fajny, bo było bezpieczne.
-Mam pytanie- stwierdziłam siadając na mojej/Nathana ławce.
Chłopak przez chwilę udawał, że mnie nie słyszy, ale potem oparł się luźno o oparcie krzesła i wbił we mnie wzrok. 
-Ten dzień przejdzie do historii. Grey pyta- parsknął sztucznym śmiechem.
Wywróciłam oczami. Sharp znacząco spojrzał na zegarek, ale ja to zignorowałam. Miałam jedno pytanie, na które pewnie mi nie odpowie. Nie byłam tym zbyt przejęta, bo wiedziałam, że gdyby on zadał mi pytanie, ja pewnie nic bym nie powiedziała.
-Nie jesteś mordercą.
Zacisnął szczękę, a jego dłonie uformowały się w pięści.
-To nie pytanie- zauważył.
-Trafna uwaga.- Kiwnęłam głową.- Więc kim?
-Co?- zmarszczył brwi.
-Moja "siostra" uważa cię za przyjaciela.- Przyjrzałam mu się dokładnie.- Tylko czy wie kim jesteś?
-Jestem niebezpieczny. Tykająca bomba.- Wiedziałam, że się ze mnie nabija.
-Ta... Może mi jeszcze powiesz, że jesteś wampirem lub innym dziwadłem z tych durnych książek?- spytałam mrużąc oczy i udając, że nie widzę, iż się ze mnie nabija.
Zaśmiał się pod nosem.
-Grasz taką dorosłą, a wierzysz w bajki?- odparł pytaniem na pytanie. Po chwili przysunął się w moją stronę jakby przekazywał mi jakiś sekret.- A może to coś z twoją głową?
Patrzył mi w oczy rzucając wyzwanie.
-Sądzisz, że jestem nienormalna?- Próbował wyprowadzić mnie z równowagi, ale starałam się nie dać mu wygrać. 
-Ty to powiedziałaś.- Ton głosu i spojrzenie jakim w tym momencie mnie obrzucił, spowodowało, że po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
-Ale ty o tym pomyślałeś.
Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Spowodował, że cała uwaga skupiła się na mnie, a to właśnie o nim było moje pytanie. Miałam ochotę walnąć się w łeb, za to że tak łatwo dałam się podejść.
-W tym tkwi problem- odsunął się na swoje poprzednie miejsce. Przesunął wzrokiem po wszystkich osobach.- Nie wiesz o czym myślę. Tak jak reszta tych idiotów.
Zeskoczyłam z ławki i stanęłam obok. Domyśliłam się, iż nie otrzymam odpowiedzi na moje pytanie, więc nie zamierzałam tracić na niego mojego czasu.
-A Kate lubi mieć za przyjaciół wszystkich, którzy są nieodpowiedni- dodał, gdy ruszyłam w kierunku znienawidzonej ławki.
-To nie jest odpowiedź na moje pytanie- wzruszyłam ramionami.
-Innej nie dostaniesz.
-Na inną nie liczę- mruknęłam sama do siebie i zajęłam miejsce.
On gdzieś tam jest. Jest i się śmieje. Ja tego nie robię, ja tylko patrzę. Lalki się nie śmieją, bo nie żyją.  Barbie- jestem martwa.
-Naomi.- Zanim zdążyłam zamknąć drzwi, matka stała przede mną.- Musisz o czymś wiedzieć.
Podniosłam brew do góry. Wątpiłam, żeby interesowało mnie to co powie, ale skoro chciała. Zastanowiło mnie o co tym razem chodzi. Nie powiedziała musimy porozmawiać, więc stwierdziłam, że nie chodzi o mnie czy o szkołę. A jeśli nie o mnie, to o czym chce rozmawiać? Chyba nie jest w ciąży, prawda? Miejmy nadzieję, że nie. I tu wcale nie chodzi o mój egoizm, choć mogłabym mieć takie wytłumaczenie, by nie mówić prawdy.
-O co chodzi?- westchnęłam opadając na kanapę w salonie.
-O twojego ojca.
Zamarłam. 
-Zdecydowaliśmy, że lepiej będzie jeśli dowiesz się prawdy. To znaczy, on chciał, żebyś wiedziała. Ja uważam, że to ci nie jest potrzebne. 
-Do cholery, po prostu powiedz- warknęłam zirytowana.
-Od dwóch miesięcy twój ojciec przebywa w więzieniu...
Co?
---------------
Bardzo Was przepraszam. Obiecuję, że jeszcze przed zakończeniem szkoły coś dodam. Przepraszam, że rozdział taki krótki. 
Do napisania 

piątek, 13 czerwca 2014

6. MY STORY = MY PAIN

-Wredna, zimna suka!
Może i tak. A może... Może po prostu nie chc...
Nie ważne.
W tym momencie czułam się jak kompletna idiotka. Oczywiście to nie zasługa jakże wielce idealnego pana "nie masz prawa się do mnie odezwać", ale zasługa mojego spowolnionego zapłonu, który dopiero teraz uświadomił mi, że zamknęłam sobie ostatnie drzwi wiedzy i szansy na powrót do Los Angeles. 
Tak naprawdę już nie wiedziałam, dlaczego tak się upierałam by tam wrócić. Ojciec nadal się do mnie nie odzywał, a jego widok był pewnie wymysłem mojej bujnej, a zarazem chorej wyobraźni. Na chwilę przez myśl mi przeszło, że byłabym wspaniałym pisarzem, gdybym oczywiście zebrała się do kupy i zaczęła myśleć. A teraz właśnie to robiłam, tyle że z całkowicie innego powodu, który zwie się Kate Janner.
Chodziłam po całym pokoju zastanawiając się co zrobić, by dziewczyna zaczęła choć trochę gadać. Byłam pewna, że coś wie tak jak tego, że nic mi nie powie, do puki odpowiednio ją nie przeproszę. 
Tyle, że ty nie umiesz przepraszać, Grey
-Och. Zamknij się- warknęłam zirytowana dopiero po chwili uświadamiając sobie, że gadam sama do siebie.
No więc, nie mogłam jej ot tak przeprosić, bo nawet to słowo nie przechodziło mi przez gardło. Na serio. Próbowałam, nic z tego. Nawet jak literowałam. Jeślibym już to powiedziała, to i tak ona by nie uwierzyła w moje szczere chęci i pewnie kazałaby mi się walić. Oczywiście używając do tego innego, bardziej kulturalnego, określenia, które i tak oznaczałoby to samo. 
Od wyjścia Sharpa minęły dwie godziny, a po jego przyjaciółce nadal nie było śladu. Próbowałam w jakiś sensowny, zrozumiały dla mnie, sposób wyjaśnić jak ta dwójka może się ze sobą przyjaźnić i tak jak sposobu na przeprosiny, tak tego jeszcze nie wymyśliłam. Ale spokojnie, może kiedyś się uda. Tak.. jak będę po sześćdziesiątce, a moim jedynym współlokatorem będzie pies, bo kotów nie znoszę.
Nie chciałam się przyznawać przed samą sobą, ale gdzieś tam, w środku, sama potrzebowałam pogodzić się z Kate i nie dlatego, że potrzebowałam informacji, a po prostu... nie chciałam już ranić.
Jednak było pewne, że nigdy nie wypowiem tego na głos, a każdą myśl, która próbowała mnie do tego przekonać, odganiałam w najdalszy kąt i zakrywałam kocem by pod żadnym pozorem te myśli mnie nie zmieniły. Naomi Grey nie ma uczuć, więc nie powinna chcieć się godzić. Chyba, że ma interes. Wszyscy tak myślą, więc niech tak zostanie.
Tak, trzeba trzymać się myśli, że mam interes. Spacerowałam po pokoju w jednej ręce dzierżąc popielniczkę, a w drugiej któregoś z kolei papierosa. Było pewne, że śmierdząc w pokoju nie pomogę w szybszym rozwiązaniu tego konfliktu, ale paląc mogłam się bardziej skupić.
W między czasie zastanawiałam się nad Nathanem. Jeśli powoli zaczynałam rozumieć dlaczego zadaje się z Kate, to nadal nie rozumiałam, co robił w sierocińcu. Moja "siostra" pewnie chciała pomóc, a on? Czy człowiek taki jak on, może komukolwiek pomagać? Tak w ogóle, to kim on na prawdę jest?
Ty się mnie pytasz?
Patrząc na to, jak stanął w obronie osiemnastolatki mogłoby tak się wydawać. Ale co innego pomagać córce trenera, a co innego pomagać obcym.
Powiedz jej prawdę.
Pokręciłam głową. Nie, akurat tego nikt się nie może dowiedzieć, a jeśli? Mam jej powiedzieć rzecz, o której chcieli się dowiedzieć ci wszyscy terapeuci. Oni chcieli jak najszybciej mi "pomóc", wyciągnąć forsę od ojca i się zmyć szukając następnych idiotów, którzy nabiorą się na ich sztuczki.
A co jeśli mi nie uwierzy? Albo wygada matce? Ta druga wtedy chciała wyrzuć mnie z domu, choć tak naprawdę to była jej wina. To ona przyprowadzała do domu co chwilę kogoś nowego i to ona przyprowadziła tego psychopatę. 
Potrząsnęłam głową próbując wymazać z swojej pamięci jego twarz. To nie była godzina, w której miałam liczyć. To nie była godzina, w której miałam szukać zagubionego bólu i to nie była ta, gdy miałam stanąć przed lustrem i Go zobaczyć.
W chwili gdy z moich ust wydobył się kolejny wulgaryzm, drzwi zaskrzypiały i do środka weszła blondynka. Jakby mnie nie zauważając podeszła do łóżka i sięgając po książkę położyła się na nim. Było to naprawdę dziwne, bo już zaczynałam się przyzwyczajać do częstotliwych prób rozmowy z jej strony. Przez moją wielką, lodową ścianę, która odgradzała mnie od reszty świata powoli zaczynała się przedzierać myśl, że ją zraniłam i to bardzo. Bardziej niż chciałam
Ogarnij się. Miękniesz, stajesz się słaba. Nawet nie zauważysz jak dasz sobie wszystkim wchodzić na głowę, a nie chcesz tego, prawda?
Pokręciłam przecząco głową i zaciągnęłam ostatni raz papierosa, a potem zgasiłam go. Nie patrząc, zamiast popielniczki, dotknęłam dłoni i nagle oprzytomniałam. Wypuściłam naczynie z ręki mając przed oczami Tamten dzień, Tamten wieczór.
Na szczęście tylko musnęłam papierosem dłoń, więc miałam nadzieję, że aż tak nie będzie tego widać. Powoli przykucnęłam i podniosłam to, co upuściłam.
Po jakimś czasie przeniosłam wzrok na nastolatkę. Nigdy nie pomyślałabym, że osoba taka jak ona mogłaby być homo. To nie ta bajka. Ona powinna czytać te durne romanse, wzdychać do gejowskich aktorów i wokalistów, którzy nigdy nie powinni posiadać tego mienia. A jednak, prawda była inna. 
-Możemy pogadać?
Ja przynajmniej spytałam, a nie jak tu nieobecny dupek, który wparował do nie swojego domu i zaczął się wydzierać nie dopuszczając mnie do głosu. A jeśli ktoś nie dopuszcza mnie do głosu, to naprawdę jest już źle. Niewielu ludziom się to udaje i mają szczęście.
Zignorowała mnie. Ot, tak po prostu mnie zignorowała. Byłam pewna, że w tej chwili na mojej twarzy było zaskoczenie. Niedopisania zaskoczenie. No bo jak, ona ignoruje ludzi? To moja działka. Od tego jestem ja. Ja ignoruje, a ona jest moim przeciwieństwem.
Westchnęłam sfrustrowana i założyłam dłonie na klatce piersiowej. To będzie trudniejsze niż myślałam.
-Do cholery Kate!- wybuchnęłam, gdy po raz kolejny nawet na mnie nie spojrzała.- Czego ty ode mnie chcesz?! Żebym przepraszała cię na kolanach i błagała o wybaczenie?!
Powoli odłożyła książkę na bok i spojrzała na mnie tak jakby nie widziała nic złego w tym co zrobiła. 
-Naomi to ty czego ode mnie chcesz?- spytała spokojnym głosem jak gdyby nigdy nic.
-Chciałabym...- No wyduś z siebie to słowo.
-Tak, wiem.- Opadła na poduszki.- Ale ty tego nie powiesz, bo...?
-Bo nie umiem!- Wyrzuciłam ręce w powietrze.- Zadowolona?! Nie umiem przepraszać. 
-Nie musisz tego robić ze względu na Nathana- wyznała.-On...
Wywróciłam oczami. Przecież logiczne było, że to nie przez niego ja przepraszam. Chociaż szczerze powiedziawszy on też podniósł mi ciśnienie. 
-Przecież dobrze wiesz, że i tak nie posłuchałabym Czarnego- mruknęłam opierając się o jej biurko.
-Kogo?- Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, tak jakby nie była na mnie zła. Jakby mi wybaczyła.- Jak go nazwałaś?
-No... Czarny?- powiedziałam niepodobnym do mnie tonem, jakbym to ja się spytała. A po chwili zorientowałam się.
Naprawdę tak na niego mówię?
Z jej ust wydobył się cichy chichot. Ja nie widziałam w tym nic śmiesznego, przecież go nie obraziłam. Chociaż miałam ochotę. Ale jak inaczej mam na niego mówić, hm? Przecież on nawet chodzi cały czas ubrany na czarno i tylko dziwne jest to, że nie jest ciemnoskórym.
-Naomi...- Już uspokoiła się.- Chcesz mi coś powiedzieć, tak? I to nie chodzi o przeprosiny.
Czułam jakby przedostawała się przez mój mur, jakby potrafiła usłyszeć to o czym myślę.
-Wybaczyłam ci, wiesz?- Wpatrywała się we mnie.
Zaskoczyła mnie tym. Nie potrafiłam jej przeprosić, a ona bez niczego mi wybaczyła. To było takie dziwne. To było takie nieznane. Szczególnie dla mnie.
-Nie myśl, że tak bez niczego- zeskoczyła z łóżka.- Widziałam twoją minę, gdy Nathan nie dopuścił się do głosu. Może trochę przesadził, ale on już tak ma...
Machnęła ręką siadając przy swoim biurku jak zwykle do matematyki. Stałam zamurowana, ale słowa, które powiedziała potem, zrobiły na mnie jeszcze większe wrażenie.
-Mi- Popatrzyła na moją osobę.- Naprawdę czasami da się ciebie lubić, tylko ty nie chcesz by ludzie to robili.
Objęłam się ramionami.
Nawet nie pamiętałam, gdy ktoś powiedział mi takie słowa. I one nie były złe. One pierwszy raz uświadomiły mi, jak wiele straciłam. Lecz nadal będę tracić, bo się nie zmienię, bo już taka będę.
-Tylko przestań ukrywać to kim jesteś.- Odwróciła się do swoich książek.
A jeśli... A jeśli ja już nie potrafię?
Potrząsnęłam głową i przybrałam mój obojętny wyraz twarzy.
-Mi- powtórzyłam.- Nawet nie pamiętam kiedy ostatni raz ktoś tak do mnie powiedział.
---------------------
Tak, wiem jesteście na mnie złe. Obiecuję, że w przyszłym rozdziale będzie dużo Nathana.
Czytałam Wasze opinię na temat Naomi i właśnie chciałam, żebyście właśnie tak ją postrzegały. Nie wiem czy po tym rozdziale jeszcze bardziej ją będziecie nie lubić lub wręcz przeciwnie, ale chętnie się dowiem.
Jeszcze raz przepraszam za brak Nathana, w tym tygodniu uciekł i poszedł na wagary. Jak zwykle :D
Czekam na wasze opinie.
Do napisania.

sobota, 7 czerwca 2014

5. COURAGE IS KILLING ME

Nienawidzę swojego brzucha! Nienawidzę okrągłych znamion, które przypominają o jednym...
Jednak nikt się o tym nie dowie.
-Idziesz potem na studia?- Z rozmyśleń wyrwał mnie czyjś głos.
Obróciłam się na krześle i przeniosłam wzrok na drugi koniec pokoju. To pomieszczenie dzieliła niewidzialna linia, przez którą Kate nie mogła przejść.
Skłamałabym mówiąc, że nie zaskoczyło mnie jej pytanie. Może nie tyle pytanie co to, że się do mnie odezwała. Od kilku dni unikała mnie jak ognia, a mi to w ogóle nie przeszkadzało. Żałowałam w duchu, że ten błogi stan się właśnie zakończył. Chociaż z drugiej strony przez rozmowę mogłabym dowiedzieć się kilku rzeczy i może sekret pani Kujonki.
Wzruszyłam ramionami. 
-Studia wiążą się z książkami- westchnęłam rozwalając się wygodnie.- Nie lubię książek.
-Wolisz filmy?- Co ona taka ciekawska się zrobiła?
-Nie.
-Dlaczego?
-Nie cierpię happy endów- wyjaśniłam powracając do laptopa.
-A wierzysz... w happy end?- spytała ciszej jakby pytała o jakąś tajemnicę.
-Happy end?- upewniłam się marszcząc brwi.- Szczerze..., nie wiem co to jest i chyba raczej życie nie pozwoli mi poznać.
Zielonooka zamilkła.
-Nathan- Stanęłam przy mojej ławce. 
Znów pojawił się na jeden dzień by potem zniknąć na dwa. To nawet ja mam większą frekwencje od niego. Zwłaszcza na mojej "ukochanej" matematyce. 
Czarny zlustrował mnie, choć jego wyraz twarzy był kamienny w oczach można było dostrzec malutki błysk rozbawienia. Ach, no tak już wiem co powie pan Ostry.
-Barbie- powiedział z udawanym entuzjazmem.
A we mnie się zagotowało. Jedno, cholerne słowo. 
Oparłam się o ławkę i spojrzałam na niego.
-Jesteś jedną z ostatnich osób, które mają prawo mnie tak nazywać- stwierdziłam ostro. - Wypierdalaj z mojej ławki.
Z jego ust wydobył się pusty śmiech.
Patrzyłam na niego jak na idiotę. Ten koleś jest na serio popierdzielony. 
A to ja musiałam siedzieć z terapeutami.
-Wiesz- zaczął podnosząc na mnie wzrok.- Tylko jedno w tobie mi nie pasuje, Barbie.
Miałam znudzony wyraz twarzy. Tak, bardzo, ale to bardzo interesowało co we mnie mu nie pasuję.
W klasie rozbrzmiał dźwięk dzwonka,  zaczęli wchodzić ludzie i zajmować swoje miejsca. 
-Matt- wypowiedział jedno słowo.
Podniosłam prawą brew do góry. Co ma Osiłek ze mną wspólnego?
Oprócz tego, że jest moim nowym "tatusiem" to nic.
Rozejrzałam się po sali. Jeszcze nie było profesorki, więc zdecydowałam, że jednak nie zostanę na matmie. Naprawdę nie chciało mi się kolejny raz kłócić z nim o tę cholerną ławkę. Co w niej było takiego wyjątkowego? Nic. Jedynie to, że mogłam przyglądać się każdemu i wiedzieć gdy ktoś patrzy na mnie. Z tego miejsca był idealny widok na całą salę i pewność, że nikt nie będzie przeszkadzał. Nie to co w środkowym rzędzie.
Miałam odejść gdy coś przykuło moją uwagę. Wtedy wiedziałam, że skądś go kojarzę, ale nie przypuszczałam, że to on. Ta sama bluza, jak przyszłam do szkoły to wysiadał z tego samego samochodu. To musiał być on. On?
Jeszcze raz popatrzyłam na Nathana i nie mogłam uwierzyć w swoje odkrycie.
-Mnie też coś w tobie nie pasuje, Czarny- Mój wzrok wędrował z jego bluzy na twarz i  z powrotem.- Może następnym razem jak będziesz na randce z moją "siostrą", wybierzesz lepsze miejsce niż sierociniec.
Na jego twarzy widniało zaskoczenie i wielki znak zapytania. 
Bingo, mam cię Osiłku.
-Odwaga kiedyś cię zabije- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Nathan- mój ton wskazywał na to, że jestem znudzona.- Ona robi to cały czas. Żadna nowość.
Wzruszyłam ramionami i nim nauczycielka pojawiła się, mnie już dawno nie było. 
No, no siostrzyczko. A wydawałaś się taką grzeczną dziewczynką.
Stałam przed lustrem w łazience i przyglądałam się swojemu ciału z każdej strony. Wpatrywałam się w mój brzuch licząc plamki. Robiłam to prawie codziennie, każdego dnia liczba plamek była taka sama. Żadna nie zniknęła. Zagoiły się, mogłam je dotykać próbując przypomnieć sobie jakikolwiek ból. Lecz w mojej głowie była kompletna pustka, bólu nie było. Był kiedyś, ale odszedł. Dawniej nie umiałam go znieść, dlatego zastępowałam go wszystkim czym mogłam, a przede wszystkim rysowałam. Dużo rysowałam, nawet bardzo dużo. Teraz nie ma nic. Są narkotyki, tabletki, alkohol, papierosy, seks. Nienawiść i gniew. To tyle. Nic więcej, nic mniej.
Inne by zamknęły się w pokoju, płakały do poduszki i użalały się nad sobą. Ja tego zrobiłam, ja tylko liczyłam. Może właśnie dlatego nienawidziłam matematyki, bo liczyłam codziennie i ani razu nie wyszedł inny wynik.
Nienawidzę też litości. Rzygać mi się chcę na widok litości. Może właśnie dlatego zamiast unikać czegoś co mnie zmieniło, ja próbuję to dogonić.
Włożyłam bluzkę i opuściłam łazienkę. Na dzisiaj koniec.
-Mnie wydałaś, a sama zadajesz się z zabójcom i gwałcicielem- patrzyłam prosto w oczy Kate. 
Zaniepokojenie, strach, panika, zaskoczenie. To widziałam w niej.
-On... mi... pomaga- zaczęła nerwowo bawić się palcami.
Prychnęłam.
-I on nic z tego nie ma?-ironia lała się strumieniami.
-Ty tego nie zrozumiesz- opuściła wzrok.
Wywróciłam oczami. Ja wszystko rozumiem, tylko udaję, żeby ludzie myśleli, że jednak są inteligentni. 
-Kate- westchnęłam.- Miłość jest dla słabych...
Pokręciła głową, a loki poruszały się za jej ruchami. 
-On mi pomaga... bo ja jestem inna.
-To żeś Amerykę odkryła- założyłam dłonie na klatce piersiowej. 
Ciekawe czy ona w ogóle wie, że jest kujonem? Może też musi dopiero do tego dojść. Spokojnie dajmy jej trochę czasu, nam się w ogóle nie śpieszy. Nic a nic. Skądże.
-Naomi!- W jej oczach pojawiły się łzy.- Nathan nie jest taki jak mówią o nim. Jest moim przyjacielem mimo, że nie jestem normalna. Teraz jestem pośmiewiskiem szkoły, a gdyby ludzie dowiedzieli się prawdy...
Stanęłam w osłupieniu. O czym do cholery ona mówiła? 
-Naomi ja jestem homoseksualna- wyrzuciła z siebie.
Zaczęłam się śmiać.
-Kate proszę cię, nie rozśmieszaj mnie.- Próbowałam powstrzymać histeryczny chichot.- Po prostu powiedz, że się w nim zakochałaś, a nie wymyślasz historyjki.
-Myślałam, że zrozumiesz- szepnęła i wybiegła z pokoju.
Zdałam sobie sprawę, że to nie był żart. Ona mówiła poważnie, a ja ją wyśmiałam. Powinnam mieć poczucie winy. Nie miałam go.
Jedyne co mnie zastanawiało. Po co oni byli w tym domu dziecka?
Potrząsnęłam głową i zeszłam na dół. 
-Co zrobiłaś Kate?- Matka stała z ręką podpartą o biodro, w drugiej trzymała nóż i gdybym nie wiedziała, że właśnie robiła kolację, mogłabym pomyśleć, iż to groźba.
-Nie będę dzielić pokoju z lesbą- przeszłam obok niej.
-Co?
Jej usta uformowały się w literę "o".
-Wszystkim wam przydałaby się terapia- dodałam.- Znam świetnych psychiatrów
Kobieta chciała coś powiedzieć, ale ja wyszłam do ogrodu. 
Z tyłu domu mieścił się malutki taras i trawnik. Była to jedna czwarta powierzchni mojego dawnego ogrodu, w którym mieścił się wielki basen. Lubiłam pływać, dlatego gdy nie spałam lub nie byłam na imprezie można było mnie znaleźć w basenie. 
Usiadłam na huśtawce ogrodowej i przymknęłam oczy.
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi?
-Spytaj się swojej nowej córeczki- warknęłam.- Powinnaś wysłać ją na odział zamknięty, ze mną od razu byś tak zrobiła.
-Czy ty nie jesteś zbyt bezczelna- mamuśka zaczęła się irytować.
-Jeszcze mnie zgwałci w nocy- ciągnęłam z udawanym przerażeniem.
-Okaż trochę tolerancji, Naomi- poczułam jak kobieta siada obok mnie.
-Nie nauczono mnie tolerancji dla innych- odparłam lekko.
-Więc czemu oczekujesz, że ktoś będzie tolerancyjny wobec ciebie?
Otworzyłam oczy i popatrzyłam na nią.
-Nie oczekuję tego.
-Wiem- przytaknęła.- Choć nie wiem dlaczego takie życie wybrałaś.
Wstałam i nim odeszłam, powiedziałam jeszcze:
-Nie życie. To świat bez tolerancji. Wolę go niż ten, w którym każdy oczekuje akceptacji. a sam nie akceptuje innych.
Po godzinie usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się z miejsca i poszłam otworzyć.
-Musimy pogadać- przede mną stał Nathan. Wkurwiony Nathan.
--------------------
No to mamy piątkę. Starałam się napisać trochę dłuższy ten rozdział, ale nie chciałam tż napisać zbyt długiego by was nie zanudzić.
No to chyba tyle. Czekam na wasze opinię.
Do napisania.
Kolejny rozdział 14.06 lub 15.06

niedziela, 1 czerwca 2014

4. THIS WILL HELP

Przemierzałam ulice miasteczka czując coraz większy ból w stopach. Ale czemu mam się dziwić? W końcu chodzę po tym durnym mieście już trzy godziny w poszukiwaniu jakiegokolwiek sklepu, który sprzeda mi paczkę papierosów. Mam jakąś kasę i starczy ona na jedną paczkę, ale nagle wszyscy sprzedawcy stali się odpowiedzialnymi obywatelami i nie sprzedadzą mi papierosów do  puki nie udowodnię, że mam dwadzieścia jeden lat.
Mogłabym po prostu wrócić do domu i chociaż przeprać szpilki na jakieś trampki, ale nie zamierzałam tam wracać. Na pewno nie dzisiaj.
Rozejrzałam się dookoła. Dochodziła ósma, a ruch uliczny nie był zbyt duży. Na ulicy nie było korków, tylko co kilka minut przejeżdżały może dwa samochody. Wyjątkiem były światła gdzie aut było może z pięć po każdej stronie. Całe to miasto właśnie tak wyglądało, no tutaj był ruch jeszcze mniejszy niż gdzie indziej. Było tu zupełnie inaczej niż w Los Angeles, które jest oddalone o nieco ponad sto kilometrów. Mieszkam tu dwanaście dni, a jeszcze ani razu nie słyszałam strzelaniny. Można byłoby rzec, iż to miejsce jest oazą spokoju taką samą jak Osiłek. Jednak nawet te mniejsze i spokojniejsze miasta mają swoje tajemnicę.
Mijałam właśnie sierociniec gdy główne drzwi się otworzyły i zobaczyłam jak z budynku wychodzi Kate. Rozmawiała z jakimś chłopakiem, jednak nie mogłam rozpoznać kim był, ponieważ miał kaptur na głowie, który zasłaniał większą część twarzy, a na resztę dawał cień. Mogłam jednak stwierdzić, że był bardzo wysoki i kogoś mi przypominał, tylko za cholerę nie wiedziałam kogo.
Nie zauważając mnie wsiedli do czarnego samochodu i odjechali. Spojrzałam ostatni raz na budynek i uśmiechnęłam się pod nosem. Byłam pewna, że Kate tu wróci w odpowiednim dniu. Było też pewne, że ja się tu znajdę. W tym samym czasie i dniu. Nie wierzyłam, że blondynka była aż tak dobra by spędzać czas w sierocińcu. Zwłaszcza jeśli nie była sama.
Odpłacę się, siostrzyczko. Pożałujesz, że mnie wydałaś.
 -Może cię podwieźć?- kilka minut później jakiś samochód się obok mnie zatrzymał.
Nie wiedziałam co to za marka, ale był to model ze składanym dachem,. który w tej chwili był schowany. Za kierownicą siedział blondyn z uśmiechem na ustach, który mówił wszystko.
Miałam zamiar go zignorować, ale stwierdziłam, że i tak nie wrócę dziś do domu. Czemu więc nie miałaby poznać nowych ludzi? Oczywiście pomijając fakt, że już jutro nie będę pamiętać jak się on nazywał.
-U mnie czy u ciebie?- postanowiłam się nim zabawić.
Zobaczyłam w jego oczach coś na wzór zwycięstwa.
Przyjrzałam się mu. Wyglądał na góra dziewiętnaście lat, miał błękitne oczy, a blond włosy postawione na żelu. Typ Kena, który wydawał mi się znajomy. Pewnie chodzimy do tej samej szkoły.
Chłopak zaśmiał się próbując ukryć zaskoczenie. Wpatrywał się we mnie płonącymi oczami.
-Masz ochotę na imprezę?- zaproponował.- Kumpel urządza domówkę.
Podniosłam prawą brew do góry. Podeszłam do samochodu i chwyciłam za klamkę.
-Thomas- przedstawił się, gdy zajęłam miejsce.
Uśmiechnęłam się z kpiną.
-Przecież oboje dobrze wiemy, że do jutra nie będziemy pamiętać swoich imion- stwierdziłam zakładając nogę na nogę.
-Gdzie byłaś całą noc?- matka naskoczyła na mnie gdy tylko pojawiłam się na dole.
Zignorowałam ją i ruszyłam w kierunku kuchni.
-Naomi!- krzyknęła za mną.
Westchnęłam ciężko i wyciągnęłam z lodówki butelkę wody. Usłyszałam jak kobieta przyszła za mną i stanęła w wejściu. Obróciłam się w jej stronę.
-Dobrze wiesz gdzie byłam, co robiłam- mruknęłam wzruszając ramionami.- Nie będę powtarzać tego samego po każdej nocy niespędzonej w domu.
 -Masz siedemnaście lat- przypomniała, a w jej oczach pojawił się smutek, który nie zrobił na mnie najmniejszego wrażenia. - Chcesz sobie zniszczyć życie? Czy ty chociaż wiesz jak miał ostatni chłopak na imię?
-Nie- powiedziałam tonem jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
-Upadasz na dno- stwierdziła.
-Do ciebie mi daleko- odparłam lodowatym tonem i wyminęłam ją.
Weszłam do pokoju i trzasnęłam za sobą drzwiami. Podeszłam do mojego biurka i zrzuciłam wszystko co na nim było. Teraz pełno kartek i kilka książek leżało na ziemi, a wśród nich mój telefon i zdjęcie, na którym jestem z tatą.
Wzięłam głęboki oddech i przykucnęłam. Wzięłam do ręki ramkę i spojrzałam na zdjęcie. Było to zdjęcie z zakończenia gimnazjum. Wtedy ojciec pojawił się w szkole po raz ostatni nieobowiązkowo, kilkanaście miesięcy później pedagog i psycholog szkolny wzywali go praktycznie co miesiąc. Jednak zazwyczaj w szkole zjawiała się matka i udawała idealnego rodzica.
Odłożyłam zdjęcie na biurko, a resztę zostawiłam tak jak leżała. Położyłam się na łóżku i po raz kolejny spróbowałam się dodzwonić do taty. Żałowałam, że nie mogłam wziąć samochodu i pojechać do LA. 
Przymknęłam oczy i patrząc na to, że była wczesna godzina, a ja miałam za sobą nieprzespaną noc, po prostu zasnęłam.
-Nie jestem twoją sekretarką- przypomniałam Matt'owi stojąc pod szarym budynkiem, w którym mieściła się jego siłownia.
Mężczyzna właśnie przeglądał papiery, które mu przyniosłam, bo on ich zapomniał. Ta... akurat wtedy, gdy zamierzałam dowiedzieć się po co jego córka pojawia się w sierocińcu. 
Założyłam dłonie na klatce piersiowej i zaczęłam stukać nerwowo obcasem. 
-Jak zrobisz raz coś pożytecznego to ci się nic nie stanie- stwierdził podnosząc wzrok znad papierów. 
Udałam, że tego nie słyszę. Przejechałam wzrokiem po otoczeniu.
-Co tam robicie?- spytałam cicho wskazując na wejście.
Podniósł zaskoczony brew, a potem zmarszczył je. Przyglądał mi się i pewnie zastanawiał czy powiedziałam to na prawdę.
-Nic co by cię zainteresowało- mruknął i powrócił do przeglądania teczki.
Pokręciłam głową i wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów, którą kupił mi tamtego dnia ten blondyn. Wzięłam jeden i odpaliłam go.
-Nie powinnaś palić- zwrócił mi uwagę.
-Nie powinnam żyć, a nadal jestem- wzruszyłam ramionami.- A ty nie powinieneś rozpierdalać czyjejś rodziny.
-Jeśli będziesz chciała pomocy, przyjdź tutaj- oznajmił.- Twoja matka się nie dowie.
-To, że udaję idiotkę, nie oznacza, że nią jestem- powiedziałam.
-Nie przyjdziesz do mnie, ani dla mnie- zapewnił.- Przyjdziesz dla siebie i do miejsca, które pomaga wielu ludziom.
-Siłownia nie pomoże mi- mruknęłam i odeszłam.
Nie zamierzałam tutaj przychodzić. Jeszcze miałam trochę rozumu i wiedziałam, że nie wolno ufać nikomu z domu. 
---------------
 Taki trochę nudny ten rozdział. Przepraszam.
Mam nadzieję, że mimo wszystko skomentujecie go.
Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam tu ---------> ASK
Kolejny rozdział ukarzę się 07.06 lub 08.06
Do napisania