Po
co są obietnice? Przecież to tylko nic nie znaczące słowa, o
słowach się zapomina, więc dlaczego nie o obietnicach? Nie są one
czymś trwałym, stałym. Więc dlaczego ludzie wierzą w czyjejś
obietnice? Powinni wierzyć w siebie, ale zbyt bardzo wiedzą, jakimi
potworami są. Wolą wierzyć w innych potworów, czasami gorszych od
nich samych.
-Co
myślisz o samobójcach?
Zmarszczyłam
brwi, a jakikolwiek dobry humor, który mi towarzyszył, właśnie
zwiał. Pociągnęłam łyk gorzkiego piwa i przeniosłam wzrok na
dom gospodarza. Było widać, że nie radzi sobie z tego typu
imprezami i zamiast wznieść się wyżej na szczebel popularności,
stał się tylko większym pośmiewiskiem.
-Zamierzasz
się zabić?- prychnęłam z kpiną w głosie, kompletnie nie wierząc
w jej słowa. Nie odzywała się przez jakiś czas, już myślałam,
że sobie poszła, kiedy zabrała głos.
-To
ja powinnam cię o to zapytać- mruknęła, spojrzałam na nią,
jednak ta patrzyła w inną stronę. Zacisnęłam dłoń w pięść,
zastanawiając się, jakim prawem zdobyła się na te słowa. Do MNIE
tak się NIE mówi!- Złoty strzał, Naomi.
Jej
wzrok spoczął na mnie. Wzruszyła ramionami.
Nie
odezwałam się. Stałam tam po prostu, choć mogłam odejść i
dobrze się zabawić. A bynajmniej spróbować. W najlepszym wypadku
opuścić to miejsce i znaleźć jakiś dobry klub.
-Właśnie
przez takich jak ty, ludzie sądzą, że jesteśmy słabi- wysyczałam
przybliżając się do niej.- Zadajesz się ze mną, więc nie będzie
żadnego, pierdolonego, złotego strzału! Rozumiesz?
Rudowłosa
odsunęła kosmyk włosów za ucho, ale nie wydawała się wzruszona
moimi słowami.
-Ty
też o tym myślisz, Grey- szepnęła.- To w końcu wszystkich nas
wykończy. Nawet się nie zorientujesz, kiedy każdy z tych ludzi nie
będzie żył. To nas niszczy i dobrze o tym wiesz. Dla mnie już
jest za późno...- zamilkła na moment i zerknęła na bawiący się
tłum.- Ale nie dla ciebie...
Nie
słuchałam jej dalej. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam
odchodzić. Krzyczała jeszcze za mną, ale miałam to w dupie. Nie
będzie mi taki ktoś jak ona, robił wykładów na temat prochów.
Będę robiła co chcę, kiedy chcę i z kim chce.
-Suka-
powiedziałam pod nosem i weszłam do domu, tylko po to, by wziąć
kolejne piwo, jednak zamiast do kuchni, zawędrowałam do wyjścia z
alkoholem w dłoni i jakimś szatynem. Nie pamiętałam nawet jego
imienia, nie było warto, oni nie są tego warci. Powinno się ich
tylko wykorzystywać i tyle.
Następnego
dnia Ruda już nie żyła. Jeśli ktokolwiek myślał, że przez jej
śmierć się zmienię, to się mylił. Ona wybrała ten los znając
konsekwencje. Ja nie zrezygnuje z czegoś, co daje mi bezpieczeństwo.
Nic mojego zdania nie zmieni.
-Ruszaj się- rozkazał surowym
tonem.
Z niewiadomego mi powodu, Czarny
nie pozwolił mi ubrać rękawic, a chyba nimi posługuje się
człowiek na ringu, prawda? Bynajmniej tak mi się zdawało.
Powstrzymałam się od
wywrócenia oczami. Ruszałam się. Ba, nawet w taki sposób, jaki on
mi nakazał, gdy ostatnim razem byliśmy na ringu i co? I znowu coś
mu nie pasuje.
Odsunęłam się, kiedy zbliżył
się do mnie i jakimś cudem uniknęłam ataku. Nie prowadziłam
ofensywy, a defensywę, więc zaskoczyły mnie jego słowa.
-Uderz mnie- stanął przede mną
i był całkowicie poważny.
Podniosłam obie brwi do góry,
jakby nie wierząc w jego słowa. Próbowałam odszukać drugie
znaczenie jego słów i zdobyć coś, co dałoby mi pewność, że
mówi poważnie. Miałam go uderzyć? Naprawdę? Przecież ja sobie
prędzej złamię rękę , niż on cokolwiek poczuje. Stałam kilka
sekund zamyślona i to był mój błąd, bo kiedy spróbowałam go
zaatakować, on przewidział mój ruch i złapał za nadgarstek, a
potem wykręcił mi dłoń do tyłu. Stanął za mną, a drugą ręką
otoczył moją szyję, powodując, że głowę musiałam odchylić do
tyłu.
Jeden raz się szarpnęłam, ale
to wystarczało by wiedzieć, że jeśli on nie będzie chciał, ja
się nie uwolnię, a zrobię sobie tylko większą krzywdę, bo choć
jego uścisk był pewny i stanowczy, nie sprawiał mi bólu, a tylko
mnie unieruchamiał. Dawał mi tym do zrozumienia, że napastnik nie
będzie taki delikatny, jak on i pokazał mi, iż popełniłam błąd,
co nie było zbyt nowe.
-Za dużo myślisz- szepnął mi
wprost do ucha, a jego oddech łaskotał moją skórę.
Byłam przyciśnięta plecami do
jego półnagiego ciała, bo jak zwykle na ringu nie miał koszulki.
Czułam jego mięśnie, ciepło ciała i zapach chłopaka. Bliskość
spowodowała, że dreszcz przeszedł po moim ciele, tu o dziwo, nie
było on nie przyjemny, a przecież znajdowałam się w sytuacji
możliwego zagrożenia. Jednak nie bałam się, a może po prostu ten
strach nie był aż tak odczuwalny. Moje serce biło odrobinę
szybciej z powodu wysiłku, tak przy okazji nigdy więcej nie biorę
udziału w rozgrzewce prowadzonej przez Sharpa, a oddech był płytszy
niż normalnie.
-Nie myślę- odszepnęłam
lekko ochrypłym głosem.
-Właśnie, że tak- upierał
się przy swoim, nie odsuwając się nawet na krok. - Przetwarzałaś
moje słowa, a dałem ci jasne polecenie. Gdy się boisz, przestajesz
być obserwatorem, a to twój błąd.
Mówił spokojnie oraz powoli,
jak do dziecka i w normalnych okolicznościach pewnie warknęłabym
na niego za to. Lecz teraz tak nie było. Drygnęłam nerwowo,
wiedząc, że ma racje, strach odbierał mi możliwość
spontanicznej reakcji, która w wielu wypadkach ratowała mi skórę,
ale nigdy w okolicznościach takich, jak ta. Wtedy włączał mi się
przełącznik myślenie i zaczynałam rozmyślać nad każdym słowem
wroga. Kolejna zaleta brania prochów lub picia alkoholu, kompletnie
przestawałam myśleć, a więc zawsze byłam bezpieczna.
-Naucz mnie- poprosiłam po
chwili, choć w duchu chciałam tylko uciec.
Brunet wypuścił głośno
powietrze, a ono zderzyło się z moja skórą, co skutkowało tym,
że dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. Byłam pewna, że
to wyczuł, ale dopóki o tym nie mówił, było dobrze.
Znajdowaliśmy się w takiej
pozycji przez kolejnych kilka minut, aż wreszcie uścisk zelżał, a
sam „napastnik” odsunął się ode mnie. Obróciłam się w jego
stronę, oczekując odpowiedzi, ale on stał do mnie tyłem.
Zmarszczyłam brwi, jednak to była moje jedyna reakcja na jego
zachowanie. Kompletnie nie wiedziałam, o co mu tym razem chodzi i
irytowało mnie. A najbardziej sam on.
-Okay- zgodził się. Przejechał
palcami po włosach, ramiona unosiły mu się z każdym wdechem, a
opadały z wydechem, jakby próbował się uspokoić, a przecież nic
takiego nie zrobiłam.
Wywróciłam oczami i założyłam
dłonie na klatce piersiowej. W końcu zaszczycił mnie swoim
spojrzeniem, a potem jak gdyby nigdy nic zeskoczył.
-Koniec?- spytałam z
niedowierzaniem. To było dla mnie za mało, potrzebowałam jeszcze
chociaż odrobinę wysiłku. Inaczej moja kolejna noc dołączy do
tych nieprzespanych. Nie mogłam teraz wrócić do domu. Po prostu,
nie mogłam.
Cicho prychnął, a jednocześnie
pokręcił głową, jakby on także nie dowierzał.
-Tak, idź do domu.- Był to
rozkaz, którego nie zamierzałam wykonać. To, że on uważał, iż
zakończyliśmy dzisiejszy trening, nie oznaczało, że tak było.
Matt był dzisiejszego dnia nie obecny, więc Czarny powinien zająć
się moim treningiem, a jeśli nawet to było dla niego za dużo, nie
miał prawa mnie stąd wyganiać.
-Muszę...- Szukałam
odpowiednich słów, które mógłby określić, to co zamierzałam
powiedzieć. A raczej tego, czego nie zamierzałam wyjawić.- Muszę
jeszcze potrenować.
-Nie!- warknął, a dłonie
zacisnął w pięści. Zrobiłam krok w tył, chociaż chłopak
znajdował się za granicami ringu. Przed oczami ujrzałam
wspomnienie tego, co zdarzyło się ostatnio. Lecz nie mogłam mu
pokazać, że jakkolwiek to na mnie działało, bo nie wiadomo, czy
to nie nakręciłoby go jeszcze bardziej.
-Nie rozumiesz...- Powoli sama
zaczynałam tracić cierpliwość, nie miałam zamiaru godzić się
na każde jego słowo. Miałam także swoje zdanie i zamierzałam to
okazać.- Ja muszę zostać.
Zaakcentowałam drugie słowo,
dając tym samym do zrozumienia, że było to konieczne.
Popatrzył na mnie uważnie,
nadal mając złość w oczach. Nie zamierzał mi ustąpić, a ja
zastanawiałam się, dlaczego aż tak bardzo się upiera.
-Nie- powtórzył odrobinę
spokojniej, teraz to on dawał mi do zrozumienia, że nie odpuści,
dopóki nie zrobię tego, czego on oczekuje.
Pokręciłam głową nie mogąc
w to wszystko uwierzyć. Zanim zdążył powiedzieć kolejne „nie”,
ja już biegłam w stronę szatni, dając mu wygrać. Przez niego ta
noc będzie moim koszmarem, przez niego moje życia powoli znów
zamieniało się w koszmar.
Powoli szłam chodnikiem, z
każdym krokiem oddalając się od siłowni, ale także od domu, bo
kierowałam się w przeciwnym kierunku. Co jakiś czas kopałam
napotkane kamienie, jednak po jakimś czasie zrezygnowałam, bo, choć
trudno w to uwierzyć, ta czynność robiła niesamowity hałas.
Tylko jedna na kilka lamp świeciła, więc przez większość czasu
szłam w kompletnej ciemności. W prawie wszystkich domach światła
były zgaszone, samochody praktycznie w ogóle nie jeździły i tylko
neony sklepów monopolowych dodawały jakiegoś światła, choć ich
było także bardzo mało.
Postępowałam bardzo głupio
chodząc pustą ulicą, pozbawioną żywej duszy. Udawałam, że po
prostu idę, ale każdy nieznajomy mi szelest powodował ciarki na
ciele. Nie zamierzałam wracać do domu, uciekałam od strachu,
pakując się w jeszcze większą panikę, bo oto moje nogi
prowadziły mnie do nieznajomych rejonów miasta. Powinnam dostać
medal za inteligencje.
W pewnym momencie poczułam
uścisk na ramieniu. Chciałam krzyknąć, ale ktoś zasłonił mi
dłonią usta. Poziom adrenaliny skoczył mi do maksimum, a ja sama
zaczęłam się szarpać, choć wyczuwałam przewagę napastnika.
Spróbowałam kopnąć go w kroczę i kiedy mężczyzna zaklną,
wiedziałam, że to moja jedyna szansa na ucieczkę. Całą siłę
skupiłam na tym, by się wyrwać, a potem zaczęłam biec
najszybciej jak potrafiłam.
Krew huczała mi w uszach, a na
czole zaczęły występować krople potu, gdy w zaskakująco szybkim
tempie pokonywałam kolejne przecznice. Trudno było mi oddychać,
ale nie zwalniałam. Bałam się odwrócić, by sprawdzić, czy za
mną biegnie.
Poruszałam nogami, a stopy
praktycznie w ogóle nie stykały się z chodnikiem. Starałam się
nie myśleć, nie mieć przed oczami różnych wizji tego, co może
się zdarzyć, jeśli mnie dogoni. Powietrze boleśnie ocierało mi
się o gardło, a łydki bolały niemiłosiernie. Nie miałam pojęcia
ile tak biegłam, próbowałam usłyszeć czy on nadal za mną był
jednak to wymagało zbyt wiele siły, a ta była mi potrzebna na
ucieczkę.
Zrobiłam kolejny szybki krok i
jak to zawsze w tych durnych filmach bywa, potknęłam się i runęłam
jak długa. Szybko podniosłam się, ignorując pieczenie w dłoniach
i powróciłam do biegu, jednak było za późno. Złapał mnie w
pasie i wciągnął w jakąś ślepą uliczkę, a potem przycisnął
do pobliskiego budynku. Na darmo próbowałam się szarpać, nie
miałam szans. Przymknęłam oczy i postanowiłam się poddać. Nie
zamierzałam walczyć, bo sama się o to prosiłam. Mogłam wrócić
do domu, a tego nie zrobiłam. Jak zwykle postawiłam na swoim.
Mężczyzna przyciskał mnie
swoim ciałem do ściany, a dłonie umieścił po obu stronach, nie
pozostawiając żadnej drogi ucieczki.
Nie otwierałam oczu, nie
zamierzałam na niego patrzeć. Nie chciałam dać mu tej
satysfakcji, ale i tak mimo przerażenia, chyba chwilę potem byłam
w większym szoku.
-Miałaś wrócić do domu!-
krzyknął na mnie, a ja aż się skuliłam. Jednak po chwili
poznałam ten głos, powoli dochodziło do mnie, kto stoi przede mną,
ale i tak przerażenie nawet na moment mnie nie opuściło.
Podniosłam powieki, jeśli
wcześniej Nathan był wkurzony, to teraz nie wiedziałam jak
określić jego stan. Furię miał wymalowaną w oczach, nie
próbowałam nawet myśleć, do czego teraz był zdolny, ale i tak
mózg przysyłał mi różne obrazy tego, jak to może się skończyć.
Z trudem przełknęłam ślinę.
-Nathan...- wychrypiałam cicho
próbując go jakoś odepchnąć od siebie.
-Dlaczego nigdy nie potrafisz
mnie posłuchać?!
Opuściłam wzrok, nie potrafiąc
wytrzymać jego palącego spojrzenia.
-Nathan...- powtórzyłam, a w
głowie składałam słowa w jakieś sensowne zdanie. Rzecz jasna bez
rezultatów.
-Odpowiedź mi, do cholery!
Jeśli to było w ogóle
możliwe, a chyba nie było, jeszcze bardziej zmniejszył odległość
między nami nie pozostawiając nawet centymetra wolnej przestrzeni.
Zacisnęłam zęby, gdyby tylko się uspokoił, zapewne mógłby
usłyszeć jak szybko bije moje serce. Cała drżałam i z jednej
strony modliłam się, by ktoś nas znalazł, ale z drugiej coś mi
mówiło, że wtedy Nathan miałby jeszcze większe kłopoty.
-Nie pozwoliłeś mi zostać-
wydusiłam z trudem nadal wpatrując się w ziemię.
Chwycił dwoma palcami moją
brodę i pociągając ją do góry, nakazał bym na niego patrzyła.
-Miałaś wrócić do domu-
syknął, nie słuchając mnie. W normalnej sytuacji pewnie
wywróciłabym oczami, ale teraz nie odważyłam się na ten czyn.
Mógłby go tylko jeszcze bardziej zdenerwować.
Patrząc mu w oczy, miałam
kompletną pustkę w głowie. Nie potrafiłam wydobyć z siebie
chociaż słowa.
-Nie zrobiłaś tego- Choć
nadal na mnie warczał, jego gniew delikatnie osłab, jakby
uświadamiał sobie, co teraz robi.
-Puść mnie.
-Dlaczego ja mam cię
posłuchać?- Teraz jego ton głosu przeszedł na kpinę. Był
świadomy tego co robi i tym samym chciał mi pokazać, jak to jest
kiedy ktoś lekceważy twoją prośbę.
Ponownie przymknęłam powieki i
opuściłam dłonie, które usilnie starały się odepchnąć
Czarnego ode mnie.
-Bo proszę...
Przez kolejnych kilka sekund nic
się nie wydarzyło. Potem poczułam, jak brunet odsunął się
odrobinę, naprawdę niewiele i schował kosmyk moich włosów za
ucho pozostawiając dłoń na szyi. Pochylił się, a ja przeraziłam
się tym, co zamierzał zrobić. Wciągnęłam powietrze, modląc się
w duchu, by nie stało się to, co przyszło mi do głowy. Kiedy jego
oddech obił się o moją skórę na szyi, odetchnęłam z ulgą.
-Nigdy więcej tego nie rób.-
Mogłam usłyszeć prośbę w jego głosie.- Słyszysz?
-T... Tak.
Zrobił dwa kroki w tył i
schował dłonie do kieszeni spodni. Przyjrzał mi się uważnie, a w
jego oczach nadal tliły się płomienie gniewu.
-Odprowadzę cię.- Odezwał się
głosem nieznającym sprzeciwu.
Oparłam się o ścianę,
potrzebując chwili na zrozumienie tego wszystkiego. Przejechałam
palcami po włosach.
Ruszył, nie czekając na moją
reakcję. Ja nie miałam innego wyboru, niż udać się za nim.
Na samym początku powinnam Was
wszystkich przeprosić za spóźnienie i za to, że u wszystkich mam
zaległości, które do końca przyszłego tygodnia postaram się
nadrobić.
Rozdział bardzo, bardzo długi.
Miałam go zakończyć wcześniej, ale nie wiem, kiedy będę miała
możliwość dodania kolejnego, więc dodałam taki długi.
Za trzy, cztery tygodnie
rozpocznę publikowanie mojego kolejnego opowiadania, które mam
nadzieję, że będziecie czytać.
No to chyba wszystko, czekam na
Wasze opinię. Ba, ja się ich już nie umiem doczekać.
Do napisania.