Uzależnienie.
Nie ważne czym lub kim jest. Zawsze jest niebezpieczne. Choć
czasami zdaje się, że nie ma bezpieczniejszej rzeczy właśnie od
niego. Rzeczywistość jest zbyt bolesna by przestać, wycofać się.
Jednak potem jest za późno. I zazwyczaj nie kończy się tylko na
bólu.
Chyba
właśnie dlatego, tak bardzo bałam się powrotu do rzeczywistości.
W moim świecie byłam bezpieczna. A mój świat był jednocześnie
moim uzależnieniem.
Kolejny
raz upadłam tym razem padając na prawą rękę. Syknęłam z bólu
i wymruczałam kilka przekleństw. Opadłam kompletnie i teraz
leżałam na plecach wpatrując się w sufit. Miałam naprawdę dość
jak na dzisiejszy dzień i ten tyran dobrze o tym wiedział.
-Wstawaj-
stanął nade mną i po raz kolejny wydawał się o wiele większy
niż był naprawdę. Jakby w rzeczywistości nie był zbyt duży.
-Nie-
chciałam założyć dłonie na klatce piersiowej, ale durne rękawice
mi to utrudniały. Fuknęłam zirytowana.
-Nie?
- podniósł prawą brew do góry.
-Nie,
bo podobno leżącego się nie bije- mruknęłam i podniosłam ręce
w geście poddania się.- Ale ja tam nie wiem.
-Ja
cię nie bije...
-Tylko
jesteś tyranem, który nie chce dać mi spokoju- powoli podniosłam
się.
Powoli
zeskoczyłam na dół i zaczęłam ściągać rękawice. Cholerne
czerwone gówno przez które trudniej było mi podnieś się z
podłoża. Nie wiem po co mi to dzisiaj było skoro on tylko uczył
mnie stania i kroków. Jakbym była w przedszkolu. Albo nie, on to
tak rozumiał, jakby uczył mnie choreografii do Jeziora
Łabędziego czy jak tam to się nazywa. I żeby ktoś nie
myślał, że upadłam na głowę i zaczęłam się interesować
baletem. To po prostu zły wpływ Kate.
-Wracaj-
jego głos nagle stracił wszelkie emocje.- Jeszcze nie skończyłem.
Prychnęłam
pod nosem i zaczęłam przyglądać się moim rękawicą. Na dłoniach
nadal miałam bandaże, które już nie były tak śnieżnobiałe jak
w chwili gdy zawiązywano mi je na dłoniach.
-To
naprawdę przykre- kiwnęłam głową z udawanym zrozumieniem.-
Niszczyć ci tak plany i po prostu sobie pójść. Och, Matt na pewno
nie będzie z ciebie zadowolony.
Chłopak
wzniósł oczy ku górze i mogłam dostrzec jak jego usta poruszają
się delikatnie. Zastanawiałam się jakimi wulgaryzmami teraz mnie,
bądź tą sytuację, nazwał. Wątpiłam, żeby się modlił.
-Nikogo
tam nie ma- powiedziałam jakby uświadamiając dziecko, że Święty
Mikołaj nie istnieje.- Żaden dobry aniołek ci nie pomoże.
Niestety, życie naprawdę bywa niesprawiedliwe.
Cmoknęłam
kilka razy na potwierdzenie tych słów. Mówiąc to przyglądałam
się moim paznokciom, które wręcz błagały o wizytę u
kosmetyczki. Jednak dobrze wiedziałam, że gdybym tylko zrobiła je
sobie idealnie, po jedynym dniu tutaj cała praca poszłaby na marne.
Podniosłam wzrok na chłopaka, który wpatrywał się we mnie ze
zmrużonym oczami. Zrobił krok w moim kierunku, a ja przez chwilę
myślałam czy czasem nie zejdzie i nie wciągnie mnie tam siłą. Po
Tyranie można wszystkiego się spodziewać. A przy okazji po tym
dniu miałam nowe słowo, którym mogłam go określać. Oczywiście
Czarny nadal do niego pasował.
-Powiedziałem,
wracaj. Albo wciągnę cię tu siłą- warknął przez zaciśnięte
zęby, a ja zaczęłam rozmyślać o pracy medium. No bo w końcu coś
musiałam robić, nie? Albo i nie.
Patrząc
mu w oczy dostrzegłam w nich niebezpieczny błysk, który kazał
albo uciekać albo wykonać jego polecenie. Zrobiłabym to, gdybym
była normalnym człowiekiem. Ale ja nie zaliczałam się do tej
grupy.
-Ciekawe
jak to chcesz zrobić w tych rękawicach, cwaniaczku- prychnęłam
wskazując głową jego dłonie.- Bo może umiesz w tym bić, ale
raczej nie wciągniesz mnie tam z powrotem. Więc do widzenia.
Wzruszyłam
ramionami widząc jak Nathan zaczyna się wściekać. Może i nie
było po mnie tego widać, ale byłam zmęczona. Oczywiście
dzisiejszy dzień był o wiele lżejszy niż poprzednie, ale i tak
miałam obity tyłek i kilka innych części ciała. A poza tym było
późno. Dużo dłużej tutaj siedzieliśmy niż zwykle, a mój
organizm domagał się snu, bo wiedziałam, że Kate odziedziczyła
niektóre cechy po tatusiu. Rano była dla mnie tak samo bezlitosna
jak jej ojciec każdego wieczoru.
-Tchórz-
warknął cicho ale nie na tyle bym tego nie usłyszała.
Zatrzymałam
się od razu i obróciłam. Moje dłonie sama zwinęły się w pięść
jakby gotowe do ataku.
-Coś.
Ty. Powiedział?!
Nie
wiedziałam, że człowiek który powiedział dość jest tchórzem.
Naprawdę nie miałam o tym pojęcia. Może i w innych sytuacjach
tak, ale przepraszam bardzo. Mamy środek nocy, a ja nie jestem
zaopatrzona w samochód, bo moja jedyna podwózka dawno zwiała,
twierdząc że sami sobie świetnie radzimy.
-Może
źle zrozumiałam...- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć,
bo chłopak ostro wszedł mi w słowo całkowicie zmieniając swój
dotychczasowy nastrój.
-Ty
wszystko źle rozumiesz- wyrzucił pełen wyrzutu jakbym co najmniej
zabiła mu ukochanego psa bądź kota. Zmarszczyłam brwi.
-O
co ci do cholery chodzi, co?- spytałam chłodno.- Może o to, że
mam dość i jestem z tego powodu tchórzem?
Sięgnął
po swoją butelkę i obrócił się w drugą stronę jednak
dostrzegłam jak zaciska palce na plastiku mało go nie miażdżąc.
-Idź
do szatni- podkreślił każde słowo nie patrząc na mnie.
Nie
ruszyłam się. Wpatrywałam się w jego plecy oczekując wyjaśnień.
Miałam gdzieś, że to tylko zwykłe „tchórz” i że wiele razy
nazwał mnie już gorzej. Nikt nie miał prawa mnie tak nazwać. Do
słownie nikt.
-Ogłuchłaś?!
Wypierdalaj!- ryknął, a po hali rozniosło się echo jego głosu.
Odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy była widoczna
wściekłość, o ile nie furia.
Powinnam
się go bać, każdy człowiek o zdrowych zmysłach w tej chwili się
go bał. Ba. Inni się go bali, gdy ten nawet ich ignorował, a teraz
stałam kawałek od niego gdy ten z niewiadomej przyczyny wpadł w
furię i w każdej chwili mógł mnie zaatakować. Posłałam mu
tylko pełne litości spojrzenie i nie mówiąc nic, obróciłam się
na pięcie i skierowałam w stronę szatni.
Idąc
wziąć prysznic spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Kropelki
potu znajdowały się na mojej skórze, a policzki były rozgrzane i
miały delikatny odcień czerwieni. Zmarszczyłam brwi, gdy mój
wzrok wylądował na kilku piegach będących na policzkach i nosie.
Od razu ściągnęłam gumkę z włosów i dłonią przeczesałam
wilgotne pasmo włosów, które po chwili opadło na moją twarz.
Westchnęłam ciężko, jednak nie wiedziałam z jakiego powodu. Czy
z tego, że marzyłam teraz o łóżku, ale miałam do pokonania
jeszcze nie fajny spacer czy z nagłej zmiany Nathana. Nie rozumiałam
o co mu chodziło i naprawdę chciałam mieć to głęboko gdzieś.
Więc
nie myśl. Pamiętasz? Nie wychodzi ci to.
-Święta
racja- mruknęłam i poszłam pod prysznic. I chciałam walnąć się
w łeb, najlepiej o pobliską ścianę, bo zaczynałam gadać
zupełnie jak Kate i to było do dupy.
Kierując
się do tylnego wyjścia, którym zawsze wchodziłam jak większość,
spostrzegłam, że Czarny był przy worku treningowym i zadawał mu
co chwilę serię ciosów. Nie byłam pewna czy już mu lepiej, ale
nie zamierzałam się przekonać. Jeszcze nie upadłam tak na głowę
by dać się pobić. Po raz drugi.
Zatrzymałam
się przy drzwiach i zaczęłam przyglądać się chłopakowi. Z
zawzięciem na twarzy wymierzał kolejne ciosy jakby okładał
prawdziwą osobę. Stał w pozycji, którą cały czas mnie uczył.
Co chwilę robił krok do tyłu lub w bok i mimo że niektórzy
uważaliby, że walenie w worek jest bezsensowne, ja sama przekonałam
się, jak bardzo to pomaga. Jednak w brunecie widziałam coś
jeszcze, coś co dostrzegłam na ringu i z tego się nabijałam. W
końcu on też to robił względem mojej osoby. Widziałam coś,
czego ja nie posiadam. Pasję i oddanie. To miejsce i sport było
jego życiem. Moim życiem były imprezy, narkotyki i alkohol.
Pozbawiona tych rzeczy nie miałam nic, choć nie chciałam się
do tego przyznać, i coraz częściej czułam, że czegoś zaczynało
mi brakować.
Kto
nigdy nie ćpał, nie ma pojęcia jak to jest po pewnym czasie
przestać brać. Choć ja byłam na poziomie, że w każdym momencie
mogłam przestać, bynajmniej ja tak uważałam, każdy kto wciągnął
po pewnym czasie czuł głód. Jeśli byłeś twardy i nie dałeś
się aż tak wciągnąć, mogłeś jakoś go wytrzymać. Zamienić na
papierosa, co w rzeczywistości nie pomagało, a tylko wmawiałeś,
że sobie pomogłeś. Nie jestem wyjątkiem. Tej nocy nie umiałam
spać zwijając się prawie z fizycznego bólu. To tak jakby ktoś
miażdżył żołądek a przy okazji utrudniał oddychanie. Czekałam
na chwilę, w której nie wytrzymam. W każdej chwili mogłam się
zerwać i zacząć przekopywać cały pokój. Wierciłam się po
łóżku zaciskając dłonie w pięści i mała część mojej
podświadomości cieszyła się, że nie miałam nigdzie nic
ukrytego. Byłam na przemian wściekła i przerażona. Potrzebowałam
coś wciągnąć jak nigdy wcześniej. Pragnęłam by to się
skończyło. Jednak końca nie było widać.
-Siema
Naomi- doszedł do mnie zbyt entuzjastyczny głos. Zmarszczyłam brwi
zastanawiając się jaki idiota narażał swoje życie ( a konkretnie
swoją męskość) i zamierzał zacząć ze mną rozmawiać.
Zatrzasnęłam
szafkę z nie małym hukiem, który zanikł w gwarze rozmów i
śmiechów. Ha. Ha. Jakoś dzisiaj mi do śmiechu nie było,
zwłaszcza po tej idiotycznej nocy. Aż żałowałam, że nie
zostałam z Nathanem. Może jakby mnie trochę pobił nie doszłoby
do tego wszystkiego.
Patrzyłam
na chłopaka wiedząc, że skądś go kojarzyłam i to nie tylko z
zajęć, ale za cholerę nie umiałam sobie przypomnieć skąd.
-Nie
mów, że mnie nie pamiętasz.- Uśmiech zniknął z jego twarzy i
miał minę jakby w każdej chwili miała mu powiedzieć, że to żart
i wiem kim dokładnie jest.
Wzruszyłam
ramionami kompletnie nie wysilając się na słowa.
-Thomas?-
spróbował.
-Czego
chcesz- mruknęłam opierając się o szafkę i pierwszy raz chcąc
by ten durny dzwonek w końcu zadzwonił.
-Pojedziesz
ze mną dzisiaj.- Ta, jasne. Pomarzyć człowieku sobie możesz. To,
że się nie odzywam nie oznaczy, że możesz sobie pozwalać.
-Nie
umawiam się z tym samym facetem dwa razy.- nie wysiliłam się na
jakiś przepraszający ton. Nawet jakbym była taka jak zwykle tego
bym nie zrobiła. A dodatkowo pewnie wypowiedziałabym piękną
wiązankę słów, które są podobno niecenzuralne.
Wyminęłam
go i ruszyłam przed siebie.
-Mam
coś dla ciebie- usłyszałam jak podąża za mną. Prychnęłam, a w
tej samej chwili poczułam uścisk na ręce.
Zamierzałam
wydrzeć się na pół korytarza, gdy coś znalazło się przed moją
twarzą, a mnie od razu przypomniała się poprzednia noc. Widziałam
przezroczystą torebeczkę z białym proszkiem w środku. Nikt nie
mógł tego zauważyć, bo zasłanialiśmy ją ciałami, ale nie to
było ważne. Czułam jakby mój organizm błagał, żebym to wzięła.
Przygryzłam wargę i zacisnęłam dłonie w pięści jednak to było
na nic. Przed oczami mogłam zobaczyć jak wysypuję zawartość, jak
wyrównuję kreskę, a potem zwijam banknot w rulonik. Tak niewiele
było mi potrzeba, by zaspokoić głód, by znów nic nie czuć.
-Wiem,
że chcesz- szepnął mi do ucha, a po moim ciele przeszedł dreszcz
obrzydzenia. Nie był wywołany woreczkiem tylko jego głosem. Tak
jakby stał za blisko. Czyż to nie było śmieszne?
Już
sięgałam dłonią po torebeczkę, gdy poczułam na sobie czyjeś
intensywne spojrzenie. Choć całym ciałem chciałam je zignorować,
nie potrafiłam. Zazgrzytałam zębami i podniosłam wzrok. Na jego
twarzy pojawił się ledwo zauważalny kpiarski uśmiech. Sharp mógł
udawać, że spoglądał na każdego obojętnym wzrokiem. Ale nie
miałam halucynacji. Jeszcze.
-To
jak?- blondyn znów szepnął i poczułam jakby jeszcze bardziej się
zbliżył. Jego dłoń wylądowała na moim brzuchu, a ja poczułam
jakby wylano na mnie kubeł zimnej wody. Odsunęłam się od niego
jak oparzona mrużąc przy tym oczy. Moja martwa strefa, słaby punkt. Dobra może i nie byłam dobra w grach słownych, ale chyba każdy rozumiał o co chodzi. Nie dawałam się tam dotykać gdy nie byłam pijana lub pod wpływem. Nikt, kompletnie nikt nie mógł dotknąć mnie tam bez pozwolenia.
-Nigdy
więcej nie waż się mnie dotykać- wysyczałam i usilnie próbowałam
nie patrzeć na biały proszek.
-Wcześniej
ci to nie przeszkadzało- wymruczał.
Przysunęłam
się do niego i szepnęłam mu do ucha.
-Jesteś
naprawdę kiepski w łóżku- powiedziałam.- A jeśli jeszcze raz
mnie dotkniesz, to nawet kiepski nie będziesz, bo nie będziesz miał
nic. Ale zobacz na to z innej strony. Będziesz już całkowitym
Kenem jak ta lalka, zajebiście, nie?
Wpadłam
do łazienki tuż po dzwonku na pierwszą lekcję. Sprawdziłam czy
nikogo nie było, a po chwili wyrzuciłam całą zawartość torebki
na podłogę. Szukałam czegoś, co choć na chwilę mi pomoże.
Wiedziałam, że nie mam nic, ale teraz to nie było ważne.
Trzymałam się żmudnej nadziei, że jednak coś znajdę. Choćby
nawet głupią paczkę fajek.
Warknęłam
wściekła, kiedy nic nie znalazłam. Miałam tylko paczkę miętowych
gum do żucia. Uścisk w żołądku był coraz bardziej bolesny,
trudniej było mi oddychać i mogłam się założyć, że na czole
wystąpiły mi drobinki potu. Miałam ochotę krzyczeć, lecz jedyne
co robiłam, to zaciskałam zęby na wardze. Nie zwróciłam uwagi na
to, że ugryzłam się do krwi, ja tylko chciałam by to się
skończyło. Wyrzuciłam do ust gumę, oparłam się o ścianę i
przyciągnęłam do siebie kolana. Zamknęłam oczy i starałam się
głęboko oddychać. Nie wiedziałam po co to robiłam. Na pewno nie
dla matki, nie miałam osoby dla której miałabym to zrobić, więc
dlaczego? Dlaczego tak bardzo się katowałam? Czy aż tak bardzo
uwielbiałam ból? Czy aż tak bardzo znów chciałam czuć ból tej
cholernej rzeczywistości?
-Bądź
silna, Naomi- szepnęłam do siebie.- Jesteś więcej warta niż
dziwka.
-----------------------------
W końcu napisałam ten rozdział. Mniejsza z tym, że wena przyszła w środku nocy. Grunt, że jest.
Mam nadzieję, że choć trochę się Wam podoba
Czekam na Wasze opinie.
Do napisania.