-Zatrzymaj
się.- Przysiadł na pobliskiej ławce i wypuścił głośno
powietrze z ust. Zatrzymałam się kilka kroków dalej, więc
musiałam się cofnąć. Ledwo oddychając, pochyliłam się do
przodu, starłam dłońmi krople potu z czoła, a potem oparłam je
na kolanach. Biegliśmy dobre dwadzieścia minut, jeżeli mieliśmy
szczęście, dziesięć minut temu zgubiliśmy ochroniarzy z tamtej
speluny. Na miejscu Czarnego więcej w pobliżu tamtego miejsca bym
się nie pokazała.
Chłopak
przyciskał moją koszulkę do swojego nosa, tak wiem, nie było to
zbyt higieniczne, ale jakoś musiał zatamować czy co tam zrobić z
tą krwią, odchylił głowę do tyłu i starał się spokojnie
oddychać, choć po takim sprincie należało to do czynności
niewykonalnych.
Podniosłam
głowę i rozejrzałam się dokoła. Znajdowaliśmy się w jakimś
opuszczonym parku, ścieżki już dawno zarosły, a ławka na której
siedział chłopak, była jednocześnie jedyną w pobliżu, wszędzie
rosły wysokie drzewa, a oprócz nas, chyba nikt inny tutaj się nie
znajdował. Już dawno zrobiło się ciemno, na pobliskiej drodze
ruch się zmniejszył, liście szeleściły, poruszone delikatnym
wiatrem, a pomiędzy drzewami przebiegały wiewiórki.
-Skąd
masz te blizny?
Obróciłam
się w jego stronę zdezorientowana. Musiałam przyznać, iż tym
pytaniem wybił mnie z tropu. Dałabym głowę, że zacznie się na
mnie wydzierać, za to, że się tam pojawiłam i będzie pytał,
dlaczego, ale takie pytanie nie było nawet w pierwszej setce, tych
których się spodziewałam.
-Wisisz
mi koszulkę- mruknęłam, udając, iż nie słyszałam jego pytania.
Zerknęłam jeszcze na niego, a potem zaczęłam iść przed siebie
powolnym krokiem. Nie dałam mu się zabić, więc zrobiłam to,
czego oczekiwała ode mnie Kate, jednak nie zamierzałam się przed
nim otwierać. Nie teraz, kiedy do wyjazdu tak mało pozostało.
Poczułam
oplatające mój nadgarstek palce i mimowolnie się zatrzymałam.
Nathan stał tylko krok ode mnie, nie sięgałam mu nawet do
ramienia, więc komicznie musieliśmy wyglądać z daleka.
-Jeszcze
osiem- szepnęłam nie podnosząc wzroku, wpatrując się w swoje
ubrudzone błotem buty.
Chwycił
moją twarz i ją uniósł.
-Co
osiem?- zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co mi chodzi.
-Jeszcze
osiem dni i ucieknę od niego. Będę wolna- powiedziałam cicho i
niepewnie odsunęłam się od niego. Żałowałam, że użyczyłam mu
mojej bluzki, bo teraz bez skrępowania wpatrywał się w mój
brzuch. Miałam ochotę jakoś się zakryć, ukryć blizny.
Widziałam
w jego oczach jak powoli zaczyna wszystko rozumieć, jak składa
wszystko do kupy, każdy element układanki, teraz potrafi umieścić
we właściwym miejscu. Od szoku, poprzez ból, aż do szaleństwa
wyraz jego twarzy, oczu ulegał zmianą, tak gwałtownym, że gdybym
mrugnęła, mogłabym pominąć jakiś ważny moment.
-On
cię podpalał?- Bardziej stwierdzenie niż pytanie. Zrobiłam krok w
tył, słysząc ton jego głosu. Znałam go doskonale, nie miałam
pojęcia do czego zdolny był chłopak w takich momentach, ale ten
ton ostrzegał, żeby uciekać jak najdalej.
Dodatkowo
po raz kolejny tamten dzień pojawił się w mojej głowie, jak gdyby
tylko czekał na taki moment. W oczach zbierały mi się łzy,
zaczęłam wymachiwać rękami, próbując odgonić od siebie to
wszystko. Chciałam uciec, czy to było aż tak dużo? Widocznie tak,
bo gdy tylko wykonałam ruch, Nathan znów znalazł się obok mnie.
Jakby trochę spokojniejszy, a może tylko starał się po sobie tego
aż tak nie pokazać.
-Musisz
to z siebie wyrzucić, Grey- stwierdził, przytrzymując mnie za
ramiona. Próbował nawiązać ze mną kontakt wzroku, ale
utrudniałam to jak tylko mogłam.
-Nie
uwierzysz. Jestem dziwką, narkomanką. Nikt mi nie wierzy...
-Naprawdę,
nigdy nie sądziłem, że usłyszę te słowa z twoich ust- w jego
głosie znajdowała się dziwna nuta, której nie umiałam rozpoznać.
Staliśmy
jeszcze tak przez kilka minut, a kiedy się uspokoiłam, zaczęłam
mówić. Tak po prostu, nie ukrywając niczego, zaczęłam mówić ze
szczegółami. Od nakrycia matki z kochankiem do przybycia tutaj.
A
potem on zrobił coś dziwnego, siedział obok mnie na ławce,
słuchał uważnie, widziałam jak się spinał w niektórych
momentach lub zaciskał dłonie w pięści, ale potem zrobił coś
innego.
-Nie
zgwałciłem żadnej dziewczyny- patrzył na swoje dłonie.- Pobiłem
jednego faceta do takiego stopnia, że teraz porusza się na wózku
inwalidzkim, ale... Ale miałem swoje powody, Barbie.
-Co
ci ten biedak zrobił?- spytałam z lekko kpiną w głosie.
-Zabił
moją matkę.- Spojrzał mi głęboko w oczy.- Czy to wystarczający
powód?
Nie
powiedział już nic więcej na ten temat, szczerze powiedziawszy już
praktycznie w ogóle nic nie mówił. Ja tak samo. W pewnym momencie
wstaliśmy z ławki, na serio było już zimno, a my nadal byliśmy
ubrani jak na plażę, i ruszyliśmy w kierunku mojego domu, a
przynajmniej taką miałam nadzieję.
Na
drogach jak zwykle o tej porze panowała absolutna cisza i z
niepokojem stwierdziłam, że będzie mi tego brakować.
-Dlaczego
nie poszłaś na policję?- spytał w pewnym momencie, od domu
dzieliło mnie jakieś czterysta metrów.
Posłałam
mu znaczące spojrzenie, lecz on je zignorował, choć doskonale
wiedział, dlaczego tak postąpiłam. Zmuszał mnie do mówienia,
chociaż sam praktycznie od siebie nic nie dawał. Zaskoczeniem było
to, że w ogóle dzisiaj powiedział coś o sobie, bardzo mało, ale
jednak zawsze coś.
-Nikt
by mi nie uwierzył- wzruszyłam ramionami.- Już wtedy często
balansowałam na granicy prawa, jednak po tym przestałam zachowywać
jakiekolwiek granice.
Nie
odpowiedział ani słowem. Widziałam jak nad czymś się zastanawiał
i nie zamierzałam mu przeszkadzać. Dobrze było go zobaczyć po
tych dwóch tygodniach, dobra nie wyglądał za dobrze. Rozwalony
nos, rozcięta warga, brew, podbite oko, a to tylko obrażenia
twarzy, lecz przypuszczałam, że to będzie nasze ostatnie
spotkanie.
Nie
zaproponowałam mu wejścia, a on sam się nie wprosił. Rzucił
tylko coś na pożegnanie i poszedł w swoją stronę. Mimo później
pory światła w domu były włączone, weszłam do środka, chcąc
bez zauważenia przedostać się do pokoju, lecz kiedy tylko
przekroczyłam próg, stanęłam przed matką. Nie zwróciłam uwagi
na jej stan ani zachowanie, zamierzałam ją wyminąć i jak zwykle
zignorować... No, nie dało się...
-Gdzieś
ty była?!- wydarła się na cały dom.- Czy nie możesz chociaż
odebrać telefonu?!
Poklepałam
się znacząco po spodenkach, dając do zrozumienia, że go ze sobą
nie wzięłam i ponowiłam swój marsz, kompletnie ją olewając.
Będąc już na schodach znieruchomiałam, przez słowa jakie
wypowiedziała.
-Kate
trafiła do szpitala...
Wciągnęłam
powietrze i przez pierwszy moment nie wiedziałam, co mam zrobić.
Czy zbiec po schodach i biegnąć co sił do szpitala czy coś
innego... Nie chciałam nawet sobie wyobrażać, co mogło się stać.
Pobiegłam szybko do pokoju, zarzuciłam na siebie jakąś bluzkę i
ponownie znalazłam się na dole. Matka nadal koczowała przy
wejściu, podeszłam do niej, z całej sił starając się, by nie
zrobić jej krzywdy, bo czułam, że mogłabym ją zabić.
-Jeżeli
to przez ciebie- wysyczałam przez zaciśnięte zęby- to popamiętasz
mnie do końca życia.
Wyszłam
trzaskając drzwiami, wybrałam numer do Nathana. Był jej
przyjacielem i musiał wiedzieć, co się stało. Bez jakichkolwiek
ogródek, wyznałam tylko, że dziewczyna znajduje się w szpitalu i
że właśnie tam idę, a raczej biegnę i że ma się tam pojawić.
Na
szczęście szpital znajdował się niedaleko nas i już po kilku
minutach przeszukiwałam wzrokiem poczekalnie. Nie byłam z rodziny,
więc szanse na to, że te durne pindy w białych fartuszkach
cokolwiek mi powiedzą wynosiły minimum, dlatego szukałam Matt'a.
Zazwyczaj nietrudno było go znaleźć, lecz teraz nie widziałam go
nigdzie.
Postanowiłam,
że jednak zapytam kogoś, o dziwio udzielono mi informacji i
odnalazłam mężczyznę przed jedną z sali, której ściana
stanowiła szybę, a więc mogłam zobaczyć Kate, a ta nie wyglądała
za dobrze. Na głowie miała bandaż, prawą rękę i nogę w gipsie,
innych obrażeń nie mogłam rozpoznać, ponieważ szczelnie
przykryto ją pościelą.
-Co
z nią?- spytałam drżącym głosem, całe moje ciało drżało.
Miałam ochotę coś rozwalić, zrobić komuś krzywdę lub sobie.
Z
pomieszczenia właśnie wyszła lekarka, nie patrzyłam na nią, ale
uważnie słuchałam tego, co miała do powiedzenia.
-Dziewczyna
została brutalnie zgwałcona.- Zacisnęłam dłonie w pięści,
serce podeszło mi do gardła, z trudem brałam kolejny oddech.- A
później pobita, ktoś zostawił ją na pewną śmierć. Miała
szczęście, że te dziewczyny wracały z imprezy...
Dalszej
części nie słuchałam, nie musiałam. Doskonale zdawałam sobie
sprawę, z tego, kto za tym wszystkim stoi. Kto wyrządził jej to
wszystko i to była moja wina... Nie... To była wina matki, to przez
nią Kate...
Usłyszałam
krzyk jakiegoś zwierzęcia, zakryłam uszy dłońmi, błagając w
myślach, by ktoś je uciszył. Dopiero po chwili uświadomiłam
sobie, że to ja. Poczułam jak jakieś silne ramiona obejmują mnie
i przyciągają do siebie, a ja na to pozwoliłam, ponieważ nie
miałam już siły.
-To
on- szepnęłam.
-Wiem-
Nathan również szeptał, przyciskając mnie do siebie mocniej.-
Pożałuje, że zbliżył się do was obu. Obiecuję.